Kiedy my tam wrócimy ...
2011-12-23, 12:12 | aktualizacja 2011-12-23, 12:12
- Szczęście będzie wtedy, gdy w Czeczenii będzie spokój i będę mogła tam wrócić - mówiła w Trójce Malika Abdoulvakhabova, od 15 lat mieszkająca w Polsce, wiceprezes Fundacji Ocalenie.
Posłuchaj
- O byciu Czeczenem się nie zapomina. Mentalnościowo jesteśmy bardzo przywiązani do swojej ziemi, do ojczyzny i z tym nie da się nic zrobić - opowiada z rozbrajającą szczerością Malika Abdoulvakhabova, wiceprezes Fundacji Ocalenie wspierającej uchodźców, imigrantów i repatriantów, od 15 lat mieszka w Polsce. Tej mentalności nie wykorzeniło nawet przymusowe wysiedlenie Czeczenów w 1944 roku. Malika urodziła się i do 7 roku życia mieszkała w Kazachstanie, ale opowieści rodziców, opisy domu, ogrodu, natury sprawiały, że czuła jakby Czeczenię znała.
Z Kazachstanu pamięta strach. - Jeśli tato się spóźniał pół godziny, mama się bała. Potem się dowiedziałam, że Czeczenów obowiązywał "czas komendancki", że nie można było wyjechać poza obwód zamieszkania. Przez ten strach matki miałam poczucie zniewolenia - wspomina w rozmowie z Michałem Olszańskim.
Malika opowiada, że w tym okresie wśród dorosłych dominowała jedna myśl - "kiedy my wrócimy do Czeczenii". - Gdy się spotykali pierwszym pytaniem nie było "jak się czujesz", ale "kiedy nam pozwolą wrócić" - mówi z przejęciem.
Jej rodzinie udało się to w 1958 roku. - Na miejscu od razu oparzyłam sie pokrzywą i mnie to bolało, a mama powiedziała, że w Czeczenii jest dużo takich pięknych rzeczy - wspomina z uśmiechem.
W wieku 19 lat wyjechała do Rosji na studia, tam założyła rodzinę, tam też zastał ją rozpad Związku Radzieckiego. - Na początku była nadzieja. Usłyszeliśmy od takiego nietypowego prezydenta Jelcyna, że każda z republik może wziąć tyle niepodległości, ile chce. Zaufaliśmy, a pierwsze rozczarowanie przyszło, gdy w rosyjskich miastach pojawiło się określenie "twarz kaukaskiej narodowości". To był szok i utrata wiary w dobre zmiany - wspomina.
W 1994 rozpoczęła się wojna w Czeczenii, ona była z mężem i córką w Rosji. - Dostałam astmy na skutek nerwowego szoku. Na nasz kraj zaczęły spadać bomby, baliśmy się i o żyjących krewnych, i o groby na cmentarzach. A przecież staranie się o niepodległość, to było nasze prawo, do dziś tak uważam - podkreśla.
Ze względu na córkę postanowili wyjechać do Polski, co udało się dopiero po dwóch trudnych latach, w 1996 roku. - Gdyby nie małe dziecko, wrócilibyśmy z mężem do kraju i podzielili los naszych bliskich - opowiada. Zapytana czy jest tu szczęśliwa odpowiada - nie do końca. Szczęście będzie wtedy, kiedy w Czeczenii będzie spokój i będzie mogła tam wrócić.
Jej zdaniem będzie to możliwe dopiero, jeżeli zmieni się polityka, a temat czeczeński będzie "na topie". - To jest raczej marzenie, ale nie potrafię określić na ile realne, boję się że nie zdążę...
W "Godzinie prawdy, 23 grudnia 2011" opowiadała także o latach wojny oraz działaniach Fundacji Ocalenie. Zapraszamy do jej wysłuchania.
Audycji "Godzina prawdy" można słuchać w każdy piątek w samo południe.
(asz)