Dla kobiet dom nie zawsze jest oazą - mówi nam dr hab. Dagmara Woźniakowska

Co trzecia kobieta w Polsce doświadczyła przemocy domowej. O tym, czym jest przemoc i co wiemy o jej sprawcach - rozmawiamy z dr hab. Dagmarą Woźniakowską, profesorką w Katedrze Kryminologii i Polityki Kryminalnej Uniwersytetu Warszawskiego, członkinią Zarządu Europejskiego Towarzystwa Kryminologicznego i prezeską Zarządu Polskiego Towarzystwa Kryminologicznego im. prof. Stanisława Batawii.

Dla kobiet dom nie zawsze jest oazą - mówi nam dr hab. Dagmara Woźniakowska

dr hab. Dagmara Woźniakowska.

Foto: Archiwum prywatne badaczki.

25 listopada to Międzynarodowy Dzień Eliminacji Przemocy wobec Kobiet. Jakie są najpowszechniejsze formy przemocy i dlaczego własny dom statystycznie jest dla kobiet bardziej niebezpieczny niż ciemny zaułek?

Posłuchaj audycji Trójki:

Co łączy ofiary?

- Najczęstszą formą przemocy jest przemoc psychiczna. To zdecydowanie numer 1 - mówi nam dr hab. Dagmara Woźniakowska, kryminolożka. - To co może łączyć ofiary przemocy, to ich przeszłość. Zazwyczaj, jeśli ktoś doświadczył przemocy w dzieciństwie - a dziś przyjmuje się, że jeżeli dziecko jest świadkiem przemocy w domu to jest też jej ofiarą - to osoba tak socjalizowana, normalizuje przemoc - mówi specjalistka i dodaje, że w związku z tym może nie zorientować się, że sama wchodzi w związek o takim charakterze. Zdaniem ekspertki cechą, która łączy ofiary jest też bardzo mocny emocjonalnie - przynajmniej w początkowej fazie relacji - związek ze sprawcą. To sprawia, że kobiety często tłumaczą agresywne zachowania partnera jako jednorazowe wybryki. - Cykl jest taki, że napięcie w relacji narasta aż dochodzi do ekstremalnego wybuchu. Po nim zaś pojawia się pułapka - okres miesiąca miodowego - czyli moment, w którym sprawca żałuje swojego zachowania, przeprasza, pokazuje się z jak najlepszej strony. I osoba, która jest emocjonalnie związana ze sprawcą, w tę pułapkę wpada. A potem napięcie znowu rośnie - tłumaczy badaczka.

- Zdarza się, że ktoś doświadczył wcześniej jakiegoś rodzaju przemocy, i to czyni go nieczujnym na inne jej rodzaje. Np. bardzo boi się krzyku. Może zatem wejść w związek, w którym partner co prawda nie krzyczy, ale karze milczeniem - wymienia ekspertka. Dodaje także, że tym, co może być cechą wspólną osób doświadczających przemocy to niepowodzenie w kontakcie z wymiarem sprawiedliwości i syndrom wyuczonej bezradności. - Często, gdy się pojawia to hasło, widzi się osobę, która jest bierna, zależna, niepozbierana, niezdecydowana, zalękniona - opisuje kryminolożka. - Wydaje się nam często, że ta osoba była taka od początku, że to jest cecha jej charakteru. Tymczasem większość osób, które wchodzi w związek przemocowy protestuje, kiedy są niedobrze traktowane. I teraz wyobraźmy sobie osobę, która po awanturze zdenerwowana dzwoni na policję. A ta zupełnie nie pomaga. I to się powtarza. To uczy, że nie ma wyjścia z tej sytuacji, że nikt nie potraktuje cię poważnie, gdy będziesz opowiadać o tym, co się wydarzyło - dodaje specjalistka.

Skąd bierze się przemoc?

- Przede wszystkim z socjalizacji. Z tej grupy pierwotnej, jaką jest rodzina. To tam jesteśmy uczeni schematów zachowań i to są wzorce, które powielamy - mówi nam dr hab. Dagmara Woźniakowska. Możemy się tego nauczyć też z innych środowisk. - Czasem dom funkcjonuje w porządku, ale człowiek wpada w nieciekawe środowisko i tam uczy się zachowań przemocowych. Oczywiście nakładają się na nie także inne rzeczy, np. predyspozycje psychiczne, czasem zaburzenia osobowości - wymienia specjalistka. - Jesteśmy też słabo uczeni tego, żeby problemy rozwiązywać w sposób konstruktywny. Na ogół większość ludzi pozostaje ze swoimi problemami sama: albo dlatego, że nikt im nie powiedział, że można poszukać pomocy, albo dlatego że szukanie pomocy bywa uznawane za oznakę słabości. Bywa też drogie i niedostępne. Sprawcy przemocy nie mają wglądu w samego siebie, nie rozmyślają nad tym, jak sobie radzić ze smutkiem, złością, różnymi emocjami, z poczuciem zawodu, nudą. Usiłują radzić sobie sami, albo rozładowują te napięcia za pomocą alkoholu i używek - tłumaczy ekspertka. - I to tworzy mieszankę wybuchową. Są sfrustrowani, rozczarowani. I jeżeli się temu człowiek podda, to łatwo jest z tego wyhodować agresję - dodaje.

Czy do tanga trzeba dwojga?

82 proc. proc. kobiet uważa, że za przemoc odpowiada wyłącznie sprawca, jednocześnie ten pogląd podziela 71 proc. mężczyzn. Co czwarty twierdzi natomiast, że do tanga trzeba dwojga, podobnie myśli 16 proc. kobiet - wynika z raportu Fundacji Feminoteka pt. "Czy przemoc ma płeć i status społeczny? Raport z badania Społeczne postawy, przekonania i reakcje wobec przemocy w bliskich relacjach". Pokutujące w społeczeństwie mity dotyczące przemocy sprawiają, że zjawisko to nie tylko nie jest jednoznacznie ocenianie, a bywa wręcz usprawiedliwiane i bagatelizowane. - Osoba, która stosuje przemoc, na ogół ma bardzo duże problemy z regulowaniem agresji. Ma złe wzorce socjalizacyjne związane z tym, w jaki sposób radzić sobie z frustracją, żeby nie krzywdzić innych osób. Z jednej strony mamy więc osobę, która ma problem z samoregulacją, rośnie w niej frustracja i napięcie, a rosnąca frustracja szuka wyładowania. Potrzeba jedynie czynnika zapalnego, który spowoduje jej wybuch - tłumaczy specjalistka i dodaje, że to co dzieje się przed wybuchem jest bardzo odczuwalne dla innych. - Ta faza napięcia - jest przez wiele ofiar definiowana jako najtrudniejsza. I rzeczywiście może się zdarzyć, że niektóre osoby uwikłane w taki związek, znające ten cykl, mogą prowokować sprawcę wybuchu agresji po to, żeby zakończyć tę fazę napięcia - przypomina ekspertka. Nie oznacza to jednak, że są odpowiedzialne za przemoc, której doświadczają. Odpowiedzialność zawsze leży po stronie sprawcy. - Jakakolwiek przemoc, jest winą przemocowca - nie ma wątpliwości badaczka. - Nikt nie ma prawa zachowywać się wobec nas przemocowo. Nikomu nie wolno krzywdzić innych osób, niezależnie od tego czy został sprowokowany czy nie - zaznacza.

Dom nie zawsze jest oazą

66 proc. zamordowanych kobiet, ginie z rąk swoich partnerów. 26 proc. to ofiary innych członków rodziny. Statystycznie dom jest dla większości kobiet bardzo niebezpiecznym miejscem. - To dotyczy także przestępstw seksualnych. Jeżeli zapytalibyśmy ludzi na ulicy, w jakiej sytuacji kobieta powinna bać się napaści na tle seksualnym, pewnie usłyszelibyśmy, że w ciemnej ulicy, w lesie. Żeby coś takiego się przydarzyło, to statystycznie, trzeba mieć niesamowitego pecha. Dlatego, że znakomita większość ofiar przestępstw seksualnych zna swoich sprawców. To są osoby, z którymi spędzają wolny czas i się ich nie boją - opisuje ekspertka.

Jednocześnie wymienia trzy przestępstwa: seksualne, przemoc domową i stalking, gdzie proporcja kobiet ofiar jest nieprawdopodobnie duża w stosunku do proporcji sprawców mężczyzn. Jej zdaniem wynika to przede wszystkim z uwarunkowań kulturowych. - Jesteśmy uczeni, że mężczyzna ma być dominujący, a kobieta posłuszna. Druga rzecz to kwestia siły. A trzecia - władzy. Udowadnianie swojej pozycji poprzez władzę - to może być siła fizyczna, ale ta władza może też polegać na tym, że zarabiam więcej pieniędzy w związku, czy w ogóle jedyną osobą, która je zarabia - podkreśla badaczka.

Jednym z powodów, dla których kobiety decydują się na pozostanie w związkach przemocowych, są dzieci. - To dobro dziecka może przybierać różny obraz. Czasami na szczęście jest tak, że jest nim odejście od przemocowca. Ale czasem wpada się w takie pułapki: ja nie chcę, aby moje dziecko mieszkało w domu samotnej matki; nie chcę narażać go na orzeczenia psychologiczne, wizyty w sądzie i ustalenia kontaktów - mówi i dodaje, że kobieta, która jest w związku przemocowym i ma dziecko, często staje się jego zakładniczką. To dla niej najważniejsza osoba, którą chce chronić. Czasem oznacza to bycie z przemocowcem. - Myślą: mąż stosuje w stosunku do mnie przemoc, ale jest dobrym ojcem. Guzik prawda. Jeśli ktoś stosuje przemoc w stosunku do mamy dzieci, czy w stosunku do taty dzieci, to uczy tych wzorców a dziecko jest także ofiarą przemocy. Nie ma takiej sytuacji, że ktoś jest złym partnerem, ale jednocześnie dobrym rodzicem. Jeżeli dzieci widzą przemoc, to także cierpią - nie ma wątpliwości specjalistka.

Izolacja i brak wsparcia

Brak zaplecza finansowego to często bariera trudna do pokonania, mająca olbrzymi wpływ na decyzję o pozostaniu w szkodliwej relacji. Rezygnacja z kariery zawodowej na rzecz wychowywania dzieci nie tylko sprawia, że na ten czas wypada się z rynku pracy - także przebudowuje się kontakty społeczne. - Część znajomości wygasa, co sprawia, że wokół kobiety jest mniej osób, z którymi jest na tyle blisko, aby w razie potrzeby prosić je o pomoc - mówi dr hab. Dagmara Woźniakowska. Jak podkreśla w innej sytuacji jest kobieta, która nie pracowała jakiś czas, ale ma wykształcenie, kontakty, wsparcie rodziny, rodzina ma pieniądze, jest w stanie ją wesprzeć. - A w zupełnie innej ta, która nie będzie miała silnej pozycji na rynku pracy, nawet gdyby do niej poszła i nie ma miejsca, do którego mogłaby uciec z przemocowego domu. W domu samotnej matki nie można być w nieskończoność. Po trzech miesiącach trzeba się wyprowadzić - tłumaczy badaczka. - To sytuacja bardzo dużego napięcia. Człowiek natychmiast zostaje jednym rodzicem. Załóżmy, że dziecko idzie do przedszkola. Początki to seria problemów związanych z lękiem separacyjnym i tym, że dzieci zaczynają chorować. To jak ona ma pracować na kasie w dyskoncie i co chwilę być na chorobowym - pyta retorycznie ekspertka. - Jeżeli nie ma tej siatki społecznej, osób które będą wspierały, to jest bardzo trudno i absolutnie nie jest dziwne, że kobiety boją się zakończyć związek przemocowy - podkreśla specjalistka.

Do tego dochodzi kwestia komunikacji. W dużych miastach można się dostać praktycznie wszędzie przy pomocy komunikacji miejskiej. W mniejszych miejscowościach jest dużo trudniej. - Bywa, że jeśli nie ma się samochodu i prawa jazdy, to jest się kompletnie wykluczonym komunikacyjne - przypomina. Dodatkowo w małych miejscowościach wszyscy się znają, co sprawia, że niekiedy przymykają oko na to, co dzieje się za drzwiami cudzych domów. - Kobieta w nerwach dzwoni na policję i przyjeżdża policjant, który był w klasie z mężem. To jest trudne do rozegrania - przyznaje ekspertka.

Edukacja to klucz do świadomości

Odczytywanie sygnałów przemocy czy wiedza czego nie wolno robić w związku powinny być postawą nauczania w szkole - zaznacza ekspertka. - Dzieciaki muszą wiedzieć: jeśli ktoś do ciebie mówi w ten sposób, jeśli się w stosunku do ciebie zachowuje w ten sposób, to jest przemoc. Bądź tutaj czujna. Koleżanka przestaje się do ciebie odzywać - to sygnał, że to ona robi coś nieprawidłowo, a nie że to ty zawiniłaś i masz teraz chodzić i się domyślać, co takiego złego się stało - tłumaczy kryminolożka. - Jeśli dziecko będzie wiedziało, że to że się z kimś nie rozmawia nie jest w porządku, to będzie miało świadomość, że nie ono jest wyłącznie winne tej sytuacji - podkreśla ekspertka. Być może w konsekwencji w przyszłości będzie oczekiwało od partnera innych zachowań i konstruktywnej komunikacji.

Rozmawiała Magdalena Hejna