Seria pożarów w Polsce. Piątek: Rosjanie bardzo lubią takie akcje
- Jeżeli Rosja wysyła ludzi, żeby nam podpalali miasta, to jesteśmy na wojnie z Rosją. I jest bardzo ważne, żebyśmy to przyjęli do wiadomości - powiedział w radiowej Trójce dziennikarz śledczy Tomasz Piątek.
Rosyjska dywersja w Polsce
32 osoby są zatrzymane i podejrzane o współpracę z Rosją - poinformował 29 lipca premier Donald Tusk. Jak mówił, wśród zatrzymanych są Polak, Rosjanie, Ukraińcy i zatrzymany w sprawie zeszłorocznych podpaleń Kolumbijczyk. Funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego ustalili, że za dwoma podpaleniami z ubiegłego roku - 23 maja w Warszawie i 30 maja w Radomiu - stoi 27-letni Kolumbijczyk działający na zlecenie rosyjskiego wywiadu. W obu przypadkach podpalone zostały składy budowlane.
- Gościem Renaty Grochal w audycji Programu 3 Polskiego Radia "Bez Uników" w czwartek (31.07) o godz. 8:13 był dziennikarz Tomasz Piątek (#ResetObywatelski).
Gość radiowej Trójki wskazał, że skala działania dywersantów jest bardzo duża. Jak zauważył, odkąd PiS stracił władzę, dowiadujemy się, że ci ludzie są łapani. - Może się nie udaje zapobiegać tak do końca tym pożarom, ale przynajmniej sprawcy są wyłapywani - zaznaczył Tomasz Piątek.
Dywersanci jednorazowego użytku
Odnosząc się do niedawnej serii pożarów, Piątek stwierdził, że "Rosjanie bardzo lubią takie akcje". - Wiedzą, że kiedy wywołają z 10 pożarów, to my będziemy myśleć, że zrobili ich 100, bo zwykle obok tych pożarów, które oni robią, są też jakieś przypadkowe, ale my w pewnym momencie już wchodzimy w taki taki stopień paniki czy podejrzliwości, że wszystkie pożary zaczynamy przypisywać Rosjanom - opisał mechanizm. - Oni są szczęśliwi, bo ten wielki rosyjski niedźwiedź w naszej głowie staje się jeszcze większy - dodał.
Jak wskazał, Rosjanom nie przeszkadza, kiedy kolejny powiązany z nimi podpalacz zostaje złapany, bo "osiągają efekt zastraszania". Wyjaśnił, że "to są przeważnie dywersanci jednorazowego użytku". - Oni nie są Jamesami Bondami, oni nie są wyszkolonymi agentami, których Rosjanie długo trenowali, władowali w nich dużo pieniędzy - mówił. Ocenił, że zatrzymany Kolumbijczyk "był po prostu zdolniejszy, bo udało mu się to zrobić więcej niż raz". - Natomiast większość z tych ludzi to są jacyś kompletni idioci, którzy są wyłapywani przez media społecznościowe albo przez komunikatory - uzupełnił.
Gość Renaty Grochal wyraził opinię, że organizatorzy tych działań czują się w Polsce bezkarni. - Nasze służby - i tu mówiąc: nasze, mówię: nie tylko polskie - nie działają w trybie wojennym po prostu - argumentował. - Jeżeli Rosja wysyła ludzi, żeby nam podpalali miasta, to jesteśmy na wojnie z Rosją, i to jest bardzo ważne, żebyśmy to przyjęli do wiadomości - podkreślił.
"Obrońcy" zachodniej granicy
Pytany, czy samozwańcze straże obrony granicy są elementem wojny hybrydowej, Piątek przywołał reportaż wcieleniowy z granicy, który pokazał faktyczne oblicze tej akcji. - Oni doskonale o tym wiedzą, że trzeba wywołać histerię właśnie i ogłosić, że są umęczonymi obrońcami Polski - powiedział.
Jak ocenił, służy to temu, żeby "nas odciąć od naszego najbliższego zachodniego sojusznika i żeby wmawiać ludziom, że zagrożenie jest na granicy niemieckiej i na granicy zachodniej, a nie na granicy wschodniej". Podkreślił, że na wschodzie jest realne zagrożenie, bo tam przeprowadzono bardzo wyrafinowaną operację. - Tam się wysyła kobiety z dziećmi, żeby umierały na naszej granicy, przemieszane z bojówkarzami czeczeńskimi, którzy są agresorami i naprawdę zagrażają naszym pogranicznikom i żołnierzom - dodał. - Stawia się nas w takiej sytuacji, że musimy się bronić, a równocześnie można też nas oskarżać o cierpienia niewinnych osób - podsumował.
Piątek mówił też m.in. o wschodnich powiązaniach Roberta Bąkiewicza i Karola Nawrockiego.
- Manewry "Zachód 2025". Dr Raubo: trzeba obserwować, czym może dysponować Rosja
- Seria pożarów w Polsce. ABW ujawniła, kto działał na zlecenie rosyjskiego wywiadu
Źródło: PR3/fc/k