Malarz polskich charakterów, twórca kultowych filmów: 95 lat temu urodził się Sylwester Chęciński

Był twórcą wszechstronnym i mającym rękę do filmów, które dzisiaj określane są, i to nie na wyrost, mianem kultowych. Dotyczy to zarówno trylogii o Pawlakach i Kargulach, jak komedii "Rozmowy kontrolowane", ale też sensacyjnego "Wielkiego Szu".

Malarz polskich charakterów, twórca kultowych filmów: 95 lat temu urodził się Sylwester Chęciński

Sylwester Chęciński

Foto: PAP/Afa Pixx/Zenon Żyburtowicz

W ciągu blisko pół wieku nakręcił 15 filmów oraz jeden serial - tylko i aż. Są wśród nich zarówno filmy młodej widowni (debiutancka "Historia żółtej ciżemki", 1960), dramaty psychologiczne ("Agnieszka 46", 1964, "Katastrofa", 1965), komedie (trylogia Pawlaków i Karguli, 1967, 1974, 1977, "Rozmowy kontrolowane", 1991), jak i filmy obyczajowe (serial "Droga", 1973, "Roman i Magda", 1978), kostiumowe ("Diament radży", 1971), sensacyjne ("Tylko umarły odpowie", 1969, "Wielki Szu", 1982).

- Nieskromnie myślę o sobie, że potrafię się poruszać po gatunkach filmowych. Z łatwością mogę przejść z dramatu do komedii - mówił reżyser w 2006 roku na antenie Polskiego Radia. Ta różnorodność tematyczna w połączeniu z umiejętnością i trafnością kreślenia portretów swoich bohaterów sprawiła, że był nazywany "malarzem polskich charakterów".

Chęciński debiutuje razem z Kondratem

Choć Chęciński pochodził ze wschodu Polski, z dzisiejszego województwa lubelskiego, właściwie całe swoje życie zawodowe i osobiste związał z Wrocławiem i Dolnym Śląskiem. Po ukończeniu łódzkiej filmówki współpracował jako II reżyser ze Stanisławem Lenartowiczem ("Zimowy zmierzch", 1956), Andrzejem Wajdą ("Lotna", 1959) oraz Jerzym Passendorferem ("Powrót", 1960).

Jako samodzielny reżyser zadebiutował ekranizacją popularnej powieści dla młodzieży "Historia żółtej ciżemki" (1960), w którym z kolei 11-letni Marek Kondrat zadebiutował jako aktor. Po dwóch kolejnych filmach zajmujących się kwestią postawy wobec zmieniającej się rzeczywistości, ludzkich wyborów ("Agnieszka 46", 1964) i odpowiedzialności ("Katastrofa", 1965), sięgnął po lżejszą tematykę.

Kargule i Pawlaki - komediowa trylogia

Komedia "Sami swoi" (1967) okazała się ogromnym sukcesem, który doczekał się dwóch, nakręconych przez Chęcińskiego, kontynuacji - "Nie ma mocnych" (1974) i "Kochaj albo rzuć" (1977). Doceniono w niej sięgnięcie do tradycji komedii sarmackiej, którą wzbogacono o użycie kresowej gwary. Zagrały także, o czym jednak wtedy nie można było mówić, sentymenty związane z ziemiami utraconymi na rzecz ZSRR.

- Lubię te postacie, mam do nich bardzo ciepły stosunek. Tym bardziej że wydaje mi się, że dobrze trafiłem z doborem aktorów. Kowalski i Hańcza są pełni inwencji i bardzo dużo od siebie wnieśli do tych ról - oceniał Sylwester Chęciński w radiowym nagraniu z 1975 roku.

Popularność tej trylogii Pawlaków i Kargulów, dzisiaj nie bez racji okrzykniętej kultową, wciąż jest tak wielka, że doczekała się nawet prequela "Sami swoi. Początek" (2024). Ten jednak, mimo gwiazdorskiej obsady, niestety nie sprostał ogromnym oczekiwaniom ani widzów, ani krytyków.


Reżyser nieschematyczny

W przerwie pomiędzy "Samymi swoimi" i "Nie ma mocnych" Chęciński sięgnął do kina gatunkowego i nakręcił sensację "Tylko umarły odpowie" (1969). To, wydawałoby się, dość schematyczna opowieść o oficerze milicji (w tej roli Ryszard Filipski), który szuka mordercy kasjera jednego z zakładów przemysłowych. A jednak zaskakuje niekonwencjonalnym jak na tego typu produkcje zakończeniem, wskazując, że reżyser nie zamierza stosować znanych i zgranych rozwiązań.

O tym, że Chęciński starał się unikać schematów, świadczy również serial "Droga" (1973). Sześć odcinków, każdy w innym gatunku: jest tu i komedia, i dramat obyczajowy,  a nawet sensacja. Łączy to wszystko sympatyczny kierowca Szyguła (znakomita rola Wiesława Gołasa), a przez ekran przewija się cała galeria postaci, potwierdzając, że nie bez powodu reżyser nazywany był "malarzem polskich charakterów".

Jak przegrać i wygrać w pokera

Podobno ten film swój początek bierze z prawdziwej historii, która zdarzyła się pod koniec lat 70. podczas kręcenia jakiegoś filmu. Część ekipy zdjęciowej codziennie po zakończeniu zdjęć oddawała się namiętnej grze w pokera. Oczywiście na pieniądze, ale na niewielkie stawki. W hotelu, w którym kwaterowali, poznali niepozornego, inteligentnego i zabawnego mężczyznę, który w końcu przyłączył się do rozgrywki. Dość niechętnie, bo, jak twierdził, niezbyt się w pokerze orientował.

Jak się można domyślić, niezwykle sprzyjało mu szczęście (- Szczęście poczatkującego - tłumaczył), a filmowcy zostali w efekcie "puszczeni w skarpetkach". Sprzętu filmowego nie przegrali podobno tylko dlatego, że ów miły pan nie był nim zainteresowany. - Co ja z nim zrobię? - pytał zafrasowany roznamiętnionych hazardzistów, którzy koniecznie chcieli się odegrać.

Koniec końców pechowi gracze odzyskali przegrane pieniądze, gdyż mężczyźnie zrobiło się żal nieszczęsnych filmowców, do których, jak się wydaje, poczuł autentyczną sympatię. Co więcej, kolejnego wieczoru przyznał się, że jest szulerem (domyśliliście się?) i zarabia na życie, oskubując naiwnych karciarzy. Opowiedział też kilka pikantnych anegdotek z życia hazardowego podziemia w PRL-u, a nawet pokazał dwie-trzy sztuczki. Kolejnego dnia ulotnił się dyskretnie i bez pożegnania. Ta historia zainspirowała Jerzego Purzyckiego do napisania scenariusza, a reszta jest już historią polskiego kina. 

Oszczędność, która buduje napięcie

"Wielki Szu" to kolejny film Chęcińskiego, który zyskał status "kultowego". Historia podstarzałego szulera, który po wyjściu z więzienia chce rozpocząć uczciwe życie, jednak przeszłość mu na to nie pozwala, przekonuje oszczędnością środków wyrazu. Nie ma tu widowiskowych fajerwerków, bójek, a pościg samochodowy jest ograniczony do jednego ujęcia pędzącego mercedesa, nb. oglądanego przez gałęzie drzew. Wszystko, nomen omen, rozgrywa się przy karcianym stoliku, a napięcie jest budowane raczej poprzez montaż i dialogi.

Nie można też pominąć aktorów. Jan Nowicki tak się zrósł z postacią Wielkiego Szu, że często zapomina się o jego innych, o wiele ważniejszych rolach filmowych i teatralnych. Spokojny, opanowany, patrzący na świat z dystansem jest całkowitym zaprzeczeniem zachłannego małomiasteczkowego taksówkarza Jurka (równie dobry Andrzej Pieczyński), który jest dopiero na początku tej drogi, którą Szu już kończy…


Filmowe odreagowanie stanu wojennego

Blisko 15 lat Chęciński czekał, aby ponownie zająć się komedią. Ale, kiedy już to zrobił - powstała perełka. "Rozmowy kontrolowane" (1991) są swoistą kontynuacją "Misia" i zarazem pierwszym filmem, który mówi o stanie wojennym. Śmieją się z niego, ale dzięki temu widz mógł też odreagować traumę tego, co się działo po 13 grudnia 1981 roku.

"Misia" reżyserował Stanisław Bareja i Chęciński nie zamierzał "wchodzić w jego buty": zrobił film autorski, samodzielny. Łącznikiem między nimi jest Stanisław Tym, który nie tylko napisał scenariusz, ale też po raz kolejny wcielił się w rolę Ryszarda Ochódzkiego, prezesa klubu sportowego "Tęcza".

O klasie "Rozmów kontrolowanych" świadczy fakt, że wciąż bawią, chociaż dla nowych pokoleń widzów niektóre dowcipy stały się niezrozumiałe, a zabawne są zupełnie inne rzeczy. Ważne jest jednak, że filmy Sylwestra Chęcińskiego są oglądane z niesłabnącym zainteresowaniem.

Za całokształt twórczości Chęciński otrzymał "Platynowe Lwy" na 39. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Jest też laureatem Polskiej Nagrody Filmowej Orły za Osiągnięcia Życia.


Piotr Radecki/k