Wojna dotyka także dzieci i matki. Jak im pomagamy?
2023-02-24, 10:02 | aktualizacja 2023-02-24, 11:02
Wg danych straży granicznej ciągu ostatniego roku blisko 10 mln Ukraińców przekroczyło granicę Polski. Zostało ok. miliona, z czego połowa to dzieci. Część z nich kontynuuje naukę w polskich szkołach, ale są też takie, które przyjechały w brzuchu matki i urodziły się już w Polsce.
- Po wybuchu wojny blisko 200 tys. dzieci z Ukrainy trafiło do polskich szkół, by tu kontynuować edukację
- Do Polski uciekły także kobiety w ciąży lub z bardzo małymi dziećmi. One potrzebowały specjalnej opieki i pomocy
Szkolne przyjaźnie i integracja
Wojna to nie tylko sprawa dorosłych: dotyka ona również, a może nawet przede wszystkim, dzieci. Polska, dosłownie z dnia na dzień musiała przyjąć do swojego systemu edukacyjnego blisko 200 tys. dzieci. Praktycznie nie było w naszym kraju szkoły, która by nie udzieliła wsparcia młodym przybyszom zza wschodniej granicy.
– Dziewczynka, która w ubiegłym roku przyjechała do nas z mamą, bez wątpienia skradła serca wszystkich pracowników i także dzieci w swojej klasie. Kiedy postanowiły wrócić, były łzy i dużo wzruszeń, ale oczywiście dzieci pozostają w kontakcie – opowiada Michał Różański, dyrektor szkoły podstawowej nr 26 w Łodzi.
Pomogły również rozwiązania legislacyjne w ramach specustawy, w której znalazły się ułatwienia w uznawaniu dokumentów czy kontynuowaniu kształcenia na polskich uczelniach.
Posłuchaj
Specjalna pomoc dla matek
Wśród uchodźców znalazły się również kobiety w zaawansowanej ciąży, takie, które urodziły przed kilku dniami lub kilku tygodniami, a także te z kilkumiesięcznymi niemowlętami. One potrzebowały specjalnej pomocy.
– Pomagałam od samego początku: jak były zbiórki ubrań, jak każda mama posiadająca za dużo ubrań dla swoich dzieci, dzieliłam się nimi, dzieliłam się żywnością, pomagałam robić zakupy – wspomina Anna Kłos, koordynatorka w Domu Matki na warszawskiej Białołęce. – Okazało się, że bardzo dużo dziewczyn nie jest w stanie zadbać o siebie, bo ich specyficzna sytuacja na to nie pozwala. Jeśli dziewczyna jest w ciąży albo ma malutkie dziecko, kilkumiesięczne, kilkutygodniowe czy nawet kilkudniowe, to ona potrzebuje tej pomocy – wyjaśnia.
Koszmar wojennej ucieczki
– Każda mama, która rodziła, wie, że kilka dni po porodzie przebyć 1000 km, aby zapewnić bezpieczeństwo dla siebie i swojej rodziny, to jest niewyobrażalne. To nie jest tak, że możemy wsiąść w auto i pojechać. Wydostać się z okupowanego terenu, gdzie lecą bomby, bo przecież o tym mówimy, to nie jest taka prosta historia. Najczęściej to nie jest „wsiąść w auto”. Trzeba najpierw pokonać spory odcinek pieszo, znaleźć autobus, który ją stamtąd wywiezie, znaleźć kogoś, kto pomoże jej uciec, nawet wydostać się spod gruzów – tłumaczy rozmówczyni Karola Gnata i Radosława Nałęcza. – Jedna z kobiet jest u nas tylko dlatego, że jej córka uparła się, że chce śniadanie wcześniej. Kuchnia była w drugim końcu i kiedy ta kobieta przygotowywała jedzenie dla dziecka, w tamtą część uderzyła bomba – opowiada.
– Gdyby miała wstać o normalnej porze, to już by nie żyła. A tak przyjechała do nas, urodziła w Polsce cudownego chłopca. Ale to, co przeżyła, to, że wyciągała szwagierkę spod gruzów domu, zostanie z nią na całe życie – wskazuje.
Przeczytaj także
- "Najważniejszym zadaniem jest przygotowanie żłobków i przedszkoli". Wiceszef MSWiA o pracach oświaty dla uchodźców
- Szczęśliwe spotkanie 1100 km od domu
- Aplikacja polskich studentów pomoże znaleźć szkołę dla ukraińskich dzieci
Posłuchaj
***
Tytuł audycji: Pora na Trójkę
Prowadzą: Karol Gnat, Radosław Nałęcz
Autor materiału reporterskiego: Józef Niewiarowski
Gość: Anna Kłos (koordynatorka w Domu Matki na warszawskiej Białołęce)
Data emisji: 24.02.2023
Godziny emisji: 8.23
pr