Jerzy Makula. Pilotował Dreamlinera. Był też w porwanym samolocie
2013-06-07, 23:06 | aktualizacja 2013-06-08, 12:06
- Była piękna pogoda, startowałem z Wrocławia do Warszawy. Nagle do kokpitu wszedł mężczyzna z koltem i granatem – wspominał w Trójkowej "Godzinie prawdy” Jerzy Makula, siedmiokrotny mistrz świata w akrobacji szybowcowej i pilot PLL LOT.
Posłuchaj
Przygoda gościa Trójki z samolotami rozpoczęła się od budowania modeli. - Wygrałem zawody modelarskie, a nagrodą był lot samolotem. Tak mnie to przejęło, że gęsią skórkę na wspomnienie mam do dziś. To końcówka lat 60. Gdy zobaczyłem ziemię z góry po raz pierwszy, to miałem łzy w oczach, nie wierzyłem, że lecę - wspominał Jerzy Makula.
Już jego pierwszy, samodzielny lot obfitował w nieprzewidziane emocje… - To był szybowiec startujący z wyciągarki. Na małej wysokości pękła mi lina i po raz pierwszy stanąłem przed ryzykiem tego, że szybowiec spadnie i – za przeproszeniem – drzazgi wejdą mi w tyłek. Wiedziałem, że muszę coś zrobić. Po raz pierwszy wylądowałam tak, jak chciałem, nie tak, jak kazał i instruktor. Uwierzyłem w siebie i od tego momentu byłem przekonany, że mogę lecieć coraz dalej i coraz szybciej - opowiadał gość Michała Olszańskiego.
W naturalny sposób od szybowców Jerzy Makula przeszedł do samolotów akrobacyjnych. Później wujek – także pilot – namówił go na samoloty rejsowe. - Śmiałem się, że to dorożkarstwo i wożenie ludzi, ale spróbowałem. Poszedłem na testy, zrobiłem wszystkie uprawniania i w 1979 roku zostałem przyjęty do LOT-u - opowiadał pilot.
Jerzy Makula pilotował pierwszego Dreamlinera, który przyleciał do Polski. - Jak wsiadłem do tego samolotu, pomyślałam sobie, że naprawdę lecę samolotem marzeń. To był ukoronowanie wszystkiego, co dotąd zrobiłem. Jest tak miękki, szybki, cichy i przyjemny, że można tylko marzyć o kolejnych lotach - mówił gość Trójki.
Pilot wspominał także, jak porwany został samolot, za sterami którego siedział. - W czasie stanu wojennego woziliśmy na pokładzie ochroniarzy. Startujemy z Wrocławia, piękna pogoda, a do kokpitu przychodzi jeden z nich, zdenerwowany facet z prawdziwym koltem oraz granatem w reku. I mówi: chłopcy, nie ma żartów, lecimy do Berlina. Nie mogliśmy użyć radiostacji, bo on nam zabronił. Inne samoloty specjalnymi sygnałami zmuszały nas do lądowania, a my nie mogliśmy reagować. A po zignorowaniu kilku takich ostrzeżeń samolot może być zestrzelony - opowiadał pilot.
Jak zakończył się ten lot? Czym Polacy w stanie wojennym zadziwili europejskich pilotów i dlaczego Jerzy Makula postanowił sam konstruować szybowiec? Między innymi o tym można usłyszeć w "Godzinie prawdy”. Zapraszamy.
"Godzina prawdy" na antenie Trójki w każdy piątek w samo południe.