Łukasz Grzegorzek o "Trzech miłościach": postanowiliśmy być trochę niegrzeczni

Do polskich kin trafiają "Trzy miłości" Łukasza Grzegorzka reprezentujące jakże rzadki naszej kinematografii gatunek kina erotycznego, a może raczej - eksplorującego erotykę.

Łukasz Grzegorzek o "Trzech miłościach": postanowiliśmy być trochę niegrzeczni

Marcin Czarnik, Marta Nieradkiewicz i Mieszko Chomka w filmie "Trzy miłości" w reż. Łukasza Grzegorzka

Foto: mat. prasowe

Łukasz Grzegorzek ma w swoim dorobku m.in. filmy "Kamper" (2016), "Moje wspaniałe życie" (2021) oraz serial "Belfer 3" (2023). O najnowszej produkcji, "Trzy miłości", rozmawia z nim Ryszard Jaźwiński.

Nieszczęśliwa miłość czy obsesja?

40-letnia aktorka Lena (Marta Nieradkiewicz), chce po rozwodzie ułożyć swoje życie na nowo. Gotowa na zmiany szybko wpada w objęcia tętniącej nocnym życiem Warszawy, a zaraz potem Kundla (Mieszko Chomka), młodego, charyzmatycznego studenta. Ich związek to eksplozja namiętności, w której stopniowo rozmywają się granice między bliskością i pożądaniem. Tymczasem Jan (Marcin Czarnik), były mąż Leny i ceniony prawnik, nie potrafi pogodzić się z końcem ich małżeństwa. Aplikacja szpiegowska zainstalowana na telefonie Leny oraz wynajęte mieszkanie naprzeciw jej okien stają się narzędziami kontroli nad nią. Czy to wciąż nieszczęśliwa miłość, czy już niebezpieczna obsesja?


Ludzka głowa i wybuchy namiętności

Kino erotyczne, czy też zajmujące się erotyką, to bardzo rzadki przypadek w polskiej kinematografii. Dlatego film Grzegorzka budzi zainteresowanie i emocje.

- Postanowiliśmy być trochę niegrzeczni. I zabawić się. Poeksplorować erotykę po polsku, ale przede wszystkim po swojemu (…) Podeszliśmy do erotyki "na jasno", żeby była lekka i miała w sobie dużo uroku, troszkę przesady, campu… - mówi reżyser w audycji "Fajny film". - "Trzy miłości" to przede wszystkim film o tym, co się dzieje z ludzką głową, kiedy są te wybuchy namiętności i zachowujemy się trochę nieracjonalnie. Więc będą zaskakujące punkty zwrotne i zaskakujące decyzje bohaterów, które, mam nadzieję, będą ożywiały widownię - tłumaczy.

Przerażająca inwigilacja

Jest jednak też w "Trzech miłościach" ostrzeżenie, do jakiego stopnia możemy być współcześnie inwigilowani. - Jestem przerażony, co się dzieje: za kilkadziesiąt złotych miesięcznie można wykupić narzędzie, które działa jak "Pegasus", czyli nas inwigiluje w każdej formule. To jest punkt wyjścia tej historii: inwigilacja, potrzeba kontroli drugiej osoby - wskazuje Trójkowy gość.


Piotr Radecki