Łąki kwietne: Dlaczego są nam potrzebne. Szczególnie w miastach
2024-08-05, 21:08 | aktualizacja 2024-08-12, 13:08
Dla niektórych ideałem są trawniki: codziennie podlewane, równiutko i krótko przycięte, bez żadnego kwiatka czy roślinki, która by zakłócała jednolitą soczystą zieleń murawy. Ale od kilku lat dominującym trendem, także w miastach, stały się łąki kwietne. Są nie tylko elementem dekoracyjnym, ale przede wszystkim potężnym i niezwykle użytecznym ekosystemem. I właśnie dlatego ich tak bardzo potrzebujemy – my ludzie, ale również zapylacze, czyli kluczowe dla naszego przetrwania owady.
- Aby mieć swoją własną łąkę kwietną nie potrzeba wielkiej przestrzeni; można stworzyć ją na działce, a nawet na balkonie.
- Kiedy mówimy: "zapylacze", zazwyczaj mamy na myśli tylko pszczoły miodne. Tymczasem w Polsce żyje kilka tysięcy gatunków owadów zapylaczy.
Łąki niosą ze sobą wiele korzyści zarówno dla ludzi, jak i środowiska przyrodniczego. Utrzymują równowagę ekologiczną, poprawiają jakość gleby i chronią ją przed erozją. Są również barometrem jakości powietrza.
Łąka kwietna niejedno ma imię
Według ogólnej definicji łąka kwietna to teren, na którym rosną rośliny zielne z domieszką traw. – Łąki na terenach rolniczych są to tereny, na których jest przewaga traw użytkowanych przez rolników przez lata, by pozyskiwać siano dla swoich zwierząt. W przypadku łąki kwietnej nastawiamy się na to, że priorytetem są rośliny kolorowo kwitnące (…). Typową łąką kwietną jest łan, w którym mamy mniej roślin zielonych, a więcej takich, które w okresie kwitnienia dają efekt kolorystyczny – tłumaczy Maciej Podyma, założyciel i prezes Fundacji Łąka. – Jest to bardzo pojemne pojęcie, w którym możemy zmieścić kilkanaście rodzajów łąki: jednoroczne, wieloletnie, takie, które powstają przez samoograniczenie koszenia, które już istnieją w danym miejscu, które specjalnie zakładamy – wskazuje.
– To, co w powszechnym mniemaniu jest łąką kwietną, jest zwykle czymś innym, niż to, co mamy w krajobrazie pod nazwą łąki. To są zazwyczaj półnaturalne systemy, które same osiągają jakąś tam równowagę związaną z glebą, klimatem i wieloma innymi czynnikami – dodaje botanik prof. Marcin Zych, dyrektor Ogrodu Botanicznego UW i popularyzator wiedzy przyrodniczej.
Przeczytaj także:
- "Ludzie". Michał Książek o biodróżach, perspektywie nieantropocentrycznej i dzikiej przyrodzie w metropolii
- Dlaczego nie powstają kolejne parki narodowe? Czemu Polska głosowała przeciw Nature Restoration Law?
- Hyalomma "monster tick" już dotarły do Polski. Jak się chronić przed gigantycznymi kleszczami?
Wimbledon w Polsce? "Idée fix"
Trójkowy gość uważa, że zielony trawnik w stylu "wimbledońskim" jest w naszym, polskim klimacie swoistą "idée fix" niemożliwą do spełnienia. – Nie ten klimat, nie te możliwości, nie te zasoby – stwierdza. I przypomina, że nawet sami Brytyjczycy, specjaliści przecież od "angielskich trawników", mają już ogromne problemy, by je utrzymać w klimacie, który zdecydowanie bardziej temu sprzyja.
Koszenie jest potrzebne, ale z głową
Równocześnie obaj rozmówcy Pauliny Górskiej zwracają uwagę na fakt, że tworzenie łąki kwietnej nie oznacza bynajmniej puszczenia wszystkiego na żywioł i nicnierobienia. – Koszenie, ale mądre, jest potrzebne, a wręcz konieczne, aby utrzymać łąkę. Łąka, zarówno kwietna, jak i ta w krajobrazie rolniczym, jest półnaturalna. To jest twór, który – gdybyśmy go nie kosili – po pewnym czasie zostałby przejęty przez rośliny inwazyjne. A potem przez krzewy i drzewa, gdyż w naszym klimacie natura dąży do zalesienia – wyjaśniają. – Jeżeli więc chcemy, żeby towarzyszyło nam środowisko roślin zielnych, koszenie jest niezbędne. Ale nie co trzy-pięć dni, ale raz-dwa razy do roku – wskazują.
Posłuchaj
***
Tytuł audycji: Górska o Klimacie
Prowadzi: Paulina Górska
Goście: prof. Marcin Zych (botanik, dyrektor Ogrodu Botanicznego UW), Maciej Podyma (założyciel i prezes Fundacji Łąka)
Data emisji: 5.08.2024
Godzina emisji: 12.07
pr/wmkor