Tomasz Nałęcz: nie wezmę udziału w referendum
Doradca prezydenta Tomasz Nałęcz powiedział w ”Salonie politycznym Trójki”, że nie weźmie udziału w warszawskim referendum. Uważa, że nie ma potrzeby zmiany władz miasta na rok przed wyborami i skazania go na funkcjonowanie na jałowym biegu.
Tomasz Nałęcz
Foto: Salon polityczny Trójki
Tomasz Nałęcz oznajmił w ”Salonie politycznym Trójki”, że jeżeli ktoś nie chce zmian władz miasta na rok przed wyborami samorządowymi, uważa, że referendum jest niepotrzebne i zdezorganizuje życie Warszawy, a poza tym nie chce odwołania prezydent Gronkiewicz-Waltz, to jeśli pójdzie głosować w referendum, to przyczyni się do jej odwołania.
On sam nie pójdzie głosować w referendum. Nie obawia się, że taki przykład źle podziała na Polaków, którzy nie mogą pochwalić się najwyższą frekwencją w wyborach. - Komunikat, że niekoniecznie trzeba głosować? Polacy to są mądrzy ludzie. Nie ma co ich postrzegać jak stada baranów (…) Te osoby, które uważają, że trzeba kształtować nawyki polityczne, traktują Polaka jak barana – mówił Nałęcz, zapewniając, że Polacy rozumieją różnicę między referendum a ”normalnymi wyborami”.
Jak argumentował, w wyborach, kiedy się nie głosuje, oddaje się głos komu innemu. - W referendum jeśli nie pójdę, też oddam głos, tylko skuteczniejszy - mówił. Stwierdził, że przeciwników prezydent Warszawy jest zbyt mało, żeby ją odwołać, ocenia ich liczbę na około 200 tysięcy. Natomiast jeśli frekwencję podniosą jej wyborcy, to przyczynią się do jej odwołania.
”Premier popłynął z prądem”
Tomasz Nałęcz komentując nagranie rozmowy Donalda Tuska z działaczami Platformy Obywatelskiej, w której domagano się usunięcia doradcy szefa MSW Pawła Majchera, jako obcego partyjnie człowieka, stwierdził, że przez kilkadziesiąt lat życia funkcjonował w polityce partyjnej i nasłuchał się wielu podobnych żądań usunięcia różnych osób (ze stanowisk). – Dziś cały chór partyjnych obłudników atakuje premiera za te słowa, ale przecież to proza partyjnego życia. Kogo oni atakują, z kogo się śmieją? W ich środowiskach rozlega się dokładnie takim sam chór. To jest ułomnością życia politycznego w Polsce – mówił Nałęcz.
Doradca prezydenta oświadczył, że Donald Tusk zrobił to, co zrobiłby inny lider w tej sytuacji. - Zobaczył taką partyjną zapiekłość, ale jak go znam, wcale nie przypadła mu do gustu. Moim zdaniem wybrał najprostsze rozwiązanie – sfora głodnych wilków domaga się ofiary, to stworzył wrażenie, że dostaną. Być może powinien się wyrazić bardziej pryncypialnie – zastanawiał się Nałęcz. Według niego każdy partyjny lider macha na takie wypowiedzi ręką, i stwarza wrażenie, że im ulega, a nieszczęście pojawia się, gdy im rzeczywiście ulegnie.
Co stanie się w tym przypadku? Czy premier wycofa się ze swojej deklaracji? Powiedział bowiem, że ”na jego nos” taka osoba, obca partyjnie i nazywana przez działaczy ”pisiorem”, nie będzie długo dyrektorem szefa MSW. - Nie oczekiwałbym deklaracji, premier jest w trudnej sytuacji wyborczej (…) Premier popłynął z prądem, ale teraz sprawa stała się państwowo-pryncypialna. Moim zdaniem i premier, i minister zachowają się pryncypialnie – oświadczył Nałęcz.
Gościem ”Salonu politycznego Trójki” był Tomasz Nałęcz
Rozmawiał Damian Kwiek
agkm