Rozwój Ramallah to fikcja
2011-11-13, 14:11 | aktualizacja 2011-11-13, 14:11
– Międzynarodowi dawcy pomocy przyczyniają się do utrzymywania okupacji ziem palestyńskich przez Izrael – ocenia gość "Raportu o stanie świata", przedsiębiorca z Ramallah Sam Bahour.
Posłuchaj
Dodaj do playlisty
Przedsiębiorca Sam Bahour do Ramallah, nieoficjalnej stolicy Palestyny, przyjechał z USA w 1994 r. Oficjalnie miasto rozwija się bardzo szybko i sprawnie, napływają pieniądze, ludzie sobie radzą. To jednak tylko pozory.
– Wzrost rzeczywiście następuje, jeśli zastosujemy pomiar Produktu Krajowego Brutto . Jednak poziom PKB, jako wyznacznik rozwoju należy stosować w przypadku krajów suwerennych, nie nadaje się do pomiaru gospodarek pod okupacją wojskową – uważa Sam Bahour. Jako przykład podaje czas dotarcia z Ramallah do Betlejem. Kiedyś drogę przebywał w 20 min., dziś potrzebuje na to prawie dwóch godzin, bo nie może przejechać przez Jerozolimę i musi mijać izraelskie punkty kontrolne. – Dla PKB to bardzo dobra wiadomość – zużywam więcej benzyny, wpadam w więcej dziur w drodze, więc szybciej niszczę samochód, jem po drodze itd. Moim zdaniem od 20 do 30 proc. naszego PKB jest napędzane izraelską okupacją wojskową. Dlatego błędem byłoby traktować statystyki jako wyraz wzrostu poziom życia Palestyńczyków – podsumowuje.
Sytuacji Palestyńczyków wcale nie poprawiają miliony dolarów płynące z pomocy zagranicznej od państw lub organizacji pozarządowych. W efekcie te pieniądze utrzymują całą gospodarkę, więc Izrael nie musi sam inwestować w Palestynę, a obowiązek ochrony okupowanej ludności zostaje z niego zdjęty.
Sam Bahour, jako przedsiębiorca, spotyka się z wieloma przejawami dyskryminacji. Dopóki posiadał tylko paszport amerykański mógł bez problemu wjeżdżać do Jerozolimy, gdzie mieszkało wielu jego klientów i np. studiować w Tel Avivie. Jednak z braku paszportu palestyńskiego, co 3 miesiące musiał wyjeżdżać z kraju. Teraz, gdy już go posiada, granice Izraela zostały przed nim zamknięte. Nie może nawet wejść do budynku lotniska w Tel Avivie.
Tymczasem Izrael po raz kolejny ostrzega Iran i grozi mu wojną. Wszystko za sprawą raportu Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, zgodnie z którym Iran "prowadzi badania mogące wskazywać na próby stworzenia nuklearnego urządzenia atomowego". Zdaniem Marii Wągrowskiej, wiceprezes Stowarzyszenia Euro-Atlantyckiego dokument nic nie wnosi, bo mówi się o tym zagrożeniu już od kilkunastu lat.
– Iran to jest już w tej chwili, bez względu na to, czy posiada czy nie posiada broni nuklearnej czy też będzie ją posiadał w przyszłości, potęgą z punktu widzenia wpływów w regonie – zapewnia Maria Węgrowska.
Prezydent Mahmud Ahmadineżad czuje się niezwykle pewnie, nie reaguje nawet na protesty Izraela, który domaga się zaprzestania badań. Dobrze wykształcone społeczeństwo, zarówno w kraju, jak i za granicą, popiera takie stanowisko.
W dalszej części audycji także o starciach na granicy kenijsko-somalijskiej oraz dementi ze strony administracji Baracka Obamy, która stanowczo twierdzi, że jej eksperci nie nawiązali kontaktu z przybyszami z kosmosu. Internauci jednak w to nie wierzą…
Zapraszamy do wysłuchania całej audycji.
"Raportu o stanie świata" można słuchać w każdą sobotę o godz. 15.