W świecie przemocy nadzieja jest toksyczna - mówi Katarzyna Nowakowska
W Polsce odejście od sprawcy przemocy nie oznacza końca problemów. Często właśnie wtedy się one nasilają. Sądy nie zawsze potrafią właściwie ocenić realia sprawy i bywa, że są wykorzystywane jako narzędzie nękania. O trudnej sytuacji ofiar rozmawiamy z Katarzyną Nowakowską, psycholożką, psychotraumatolożką, koordynatorką Punktu pomocy po gwałcie "Femka" Fundacji Feminoteka.
Instalacja "Zapatos rojos" (czerwone buty) zorganizowana przez liceum Enrico Fermi Salò w Brescii z okazji Międzynarodowego Dnia Eliminacji Przemocy wobec Kobiet.
Foto: Rex Features/ Eastnews
Zdaniem ekspertki jednym z największych wyzwań, z jakimi muszą mierzyć się osoby doświadczające przemocy domowej w Polsce jest nieumiejętność odróżnienia przez przedstawicieli wymiaru sprawiedliwość konfliktu od przemocy. - Sądy, w przypadku spraw związanych z opieką nad dziećmi, nie zawsze biorą pod uwagę, że dochodziło do przemocy - mówi nam Katarzyna Nowakowska. - W Polsce rezolucja Parlamentu Europejskiego z 2021 roku, dotycząca przemocy poseparacyjnej - czyli m.in. wykorzystania wymiaru sprawiedliwości przez sprawców przemocy domowej - nie jest przestrzegana - przyznaje specjalistka.
Posłuchaj audycji Trójki:
Kwestia interpretacji
- Zdarza się, że sądy interpretują zdarzenia, co do których nie ma złudzeń, że są przemocą, jako konflikt. Nie rozumieją różnicy między taką sytuacją, w której są dwie równorzędne strony, które mają jakieś sprzeczne interesy od takiej, gdzie jedna ma przewagę nad drugą - to może być przewaga fizyczna, ekonomiczna itd.- i wykorzystuje ten brak równowagi, aby drugą stronę krzywdzić, kontrolować, upokarzać - tłumaczy psycholożka i dodaje, że często przedstawicielom wymiaru sprawiedliwości brakuje podstawowej wiedzy w tym zakresie.
- Przemoc to jest taka sytuacja wywrócona do góry nogami. Wszystkie cechy, które pozwalają być w długotrwałej relacji: lojalność, empatia, tolerancja, cierpliwość są wykorzystywane przez sprawcę do kontroli, znęcania się, po to, aby przytrzymać partnera - mówi specjalistka i dodaje, że jak ktoś nie wie, jak ten mechanizm wygląda od środka, zazwyczaj błędnie ocenia zachowania krzywdzonych.
- Osobom z zewnątrz nierzadko wydaje się, że osoba doświadczająca przemocy jest głupia, naiwna, przesadza. Albo, gdy odchodzi od sprawcy i do niego wraca - że widocznie nie jest tak źle. Jest źle. Tylko, że osoba poszkodowana często znajduje się w pułapce. Jest zastraszona, zmanipulowana - wymienia ekspertka. Podkreśla także, że fakt, że ktoś ulega manipulacjom sprawcy nie oznacza, że coś z nim jest nie tak. Manipulacje bazują bowiem na naszych najbardziej podstawowych potrzebach: bliskości, przynależności, miłości i każdy z nas może im ulec.
Świat postawiony na głowie
Zdaniem Katarzyny Nowakowskiej problemy z właściwą oceną sytuacji wynikają najczęściej z przekonań dotyczących przemocy. - Dorastamy z tymi stereotypami i kierujemy się nimi, podczas interpretacji zdarzeń - przyznaje psycholożka. - Sędzia widzi: przychodzi spokojny pan w garniturze i mówi, że żona ma problemy psychiatryczne a on znosi jej histerie. A tam dochodzi do przemocy. Sędziowie jednak często tej wiedzy nie mają, bo nie uczy ich się powszechnie, jakie są mechanizmy zachowań sprawców przemocy i jak je rozpoznać - podkreśla ekspertka i dodaje, że sąd w ocenie sytuacji posługuje się najczęściej własnym doświadczeniem relacji, która najprawdopodobniej jest normalna. - Ale relacja przemocowa taka nie jest - jest odwrócona. Takie podejście sprawia, że w praktyce wymiar sprawiedliwości często staje po stronie sprawcy - mówi specjalistka, precyzując, że np. sprawca i ofiara kierowani są na terapię czy bezpośrednie mediacje. - Nie wolno tego robić. Dlatego, że rolą mediatora jest być bezstronnym. A to oznacza, że jakby na mocy samego mechanizmu staje on po stronie sprawcy - tłumaczy psycholożka.
Przemocowy partner krzywdzi także dziecko
- Mamy klientki, w których przypadkach sądy rozważają opiekę współdzieloną, mimo że wobec ich byłych partnerów toczy się sprawa z art. 207 Kodeksu Karnego, czyli dotycząca znęcania się, albo jest już wyrok - mówi ekspertka.
Z badań wynika, że około 60 proc. osób, które znęcają się nad swoimi partnerkami, stosuje bezpośrednią przemoc także wobec dzieci. - W nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu przemocy domowej jest wprost powiedziane, że jeżeli dziecko jest świadkiem przemocy, której doświadcza bliska mu osoba, to samo także jest jej ofiarą. Czyli ta przemoc nie musi być skierowana bezpośrednio wobec niego - przyznaje Katarzyna Nowakowska. - To jest absolutnie kluczowe, aby sądy prawidłowo rozpoznawały takie sytuacje i dociekały czemu np. matka nie zgadza się, aby dziecko spotykało się z ojcem, albo dlaczego dziecko się go boi - dodaje specjalistka. - Spróbujmy wyobrazić sobie sytuację, że to my, osoby dorosłe, doświadczaliśmy, albo byliśmy świadkiem przemocy i teraz jesteśmy zmuszani, aby się z tym oprawcą widywać. To jest przerażające. A tymczasem mamy takie przypadki, że widzenia są zasądzane, chociaż ojciec stosował drastyczną przemoc - także wobec dziecka, i ma wyrok - podkreśla..
Przepisy są dobre, przekonania są złe
Zdaniem specjalistki przepisy dotyczące zapobiegania przemocy domowej są wystarczające. Problem leży natomiast w postrzeganiu tego zjawiska. - Osoby krzywdzone to w przeważającej większości kobiety i dzieci. Mężczyźni stanowią tu mniejszość. Sprawy, które dotyczą kobiet i dzieci zwyczajowo traktowane są jako mniej ważne. Istnieje też przekonanie, że skoro kobiety do tej pory jakoś radziły, to będą radzić sobie dalej - uważa specjalistka.
Jej zdaniem nie zawsze egzekwowane są nakazy i zakazy sądowe. - Sąd może wydać zakaz zbliżania się. Określa liczbę metrów, na jaką sprawca nie może się zbliżać do pokrzywdzonych. Są narzędzia, aby to egzekwować, ale w praktyce rzadko do tego dochodzi, często zakaz jest więc nieskuteczny - dodaje. - Nasza klientka zgłosiła w sądzie, że jej były partner łamie zakaz i pojawia się na imprezach szkolnych w terminach, w których - zgodnie z ustaleniami - nie powinien i że sala ma mniej, niż wyznaczona przez sąd odległość. I sąd ją zmniejszył - podaje przykład. Sprawca przemocy, który łamał prawo, zamiast kary dostał nagrodę.
Jak przyznaje Katarzyna Nowakowska większą uwagę w naszych głowach ma wyimaginowana krzywda fałszywie oskarżonego sprawcy, niż faktyczna krzywda osoby pokrzywdzonej. Zdarza się, że przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości nie zwracają uwagi na fakty, tylko na ich interpretację. Nie patrzą, że ktoś ma siniaki, jest mniejszy od swojego sprawcy i zgłoszenie dotyczy tego, że został uderzony. Widzą zdenerwowaną kobietę, która mówi: tak krzyknęłam, tak zdenerwowałam się. I nierzadko to ją obarczają odpowiedzialnością za to, co się stało, bo nie panuje nad swoimi emocjami. - Bezwzględnie należy patrzeć na fakty - to podstawa. Po drugie, na chłodno oceniajmy sytuację: kto ma obrażenia, kto jest silniejszy, kto ma przewagę, kto ma kontrolę nad sytuacją, kto ma zasoby. A po trzecie, sędziowie i policjanci pracujący z pokrzywdzonymi muszą znać mechanizmy działające w związkach, w których jest przemoc i typowe wzorce zachowań sprawców i pokrzywdzonych - tłumaczy ekspertka. - Trzeba wziąć pod uwagę cały kontekst - dodaje.
Czerwone lampki - mechanizmy manipulacji
- Osoby, które doświadczają przemocy często biorą do siebie słowa sprawcy uznając, że problem może leżeć w nich. Bez tego relacje długotrwałe by nie przetrwały. Przyjmują, że może zrobiły coś złego albo źle oceniły sytuację. - Tak reagują ludzie w normalnych relacjach. Gdy słyszą, że jest jakiś problem z ich zachowaniem, to przyglądają się sobie - mówi ekspertka i podkreśla, że sprawcy działają odwrotnie. Nie mają refleksji nad sobą.
Sprowokowałaś mnie, Zdenerwowałem się przez ciebie. Wyprowadziłaś mnie z równowagi i zobacz co przez ciebie zrobiłem - to typowe komunikaty przemocowe. - Sprawcy nie biorą odpowiedzialności za to, co się dzieje. Zawsze jest problem z tą drugą osobą, bo ona prowokuje, przesadza, jest histeryczką, nie słucha co się do niej mówi, albo jest strasznie wkurzająca i nic dziwnego, że on podniósł na nią rękę. Tymczasem nic nie uzasadnia stosowania przemocy a odpowiedzialność leży wyłącznie po stronie jej sprawców - wymienia specjalistka.
Dodatkowo osoby krzywdzone są przez sprawców izolowane. Nie mają jak potwierdzić, czy białe jest białe czy jednak czarne. Nie mają dokąd zwrócić się po pomoc. Są bezradne, kontrolowane, oddzielane od rodziny. To pozwala sprawcom obwiniać je o powodowanie problemów. Nie mając punktu odniesienia, gubią się w ocenie co jest prawdą, a co nie.
- Z badań wynika, że gdy dostajemy z tego samego źródła pozytywne i negatywne bodźce, mamy tendencję do ignorowania tych nieprzyjemnych, szczególnie jeżeli trudno przewidzieć, kiedy ten pozytywny bodziec nastąpi. To się przekłada na relację. Nigdy nie jest tak, że w relacji przemocowej jest tylko źle. Tam są też dobrze rzeczy i coraz więcej złych, bo przemoc narasta - tłumaczy ekspertka. To sprawia, że racjonalizujemy przemoc. Tłumaczymy, że człowiek, który nas krzywdzi miał ciężki dzień. - Obarczamy winą siebie albo "rozdwajamy" go mówiąc: miał atak, coś go napadło - wyjaśnia psycholożka.
Dodatkowo osoby, które w dzieciństwie doświadczały przemocy, często podświadomie traktują to zjawisko jako coś im znanego, a na znane mózg reaguje jak na coś bezpiecznego. To sprawia, że łatwiej wpadają w jej sidła. - Jeśli mamy taką historię, warto brać na to poprawkę. Wchodzić w relację powoli, zwracając uwagę na sygnały ostrzegawcze. Ufać intuicji gdy mówi nie, ale nie do końca ufać jej, gdy mówi tak - dodaje ekspertka.
Syndrom gotującej się żaby
Przemoc narasta stopniowo i zaczyna się od drobnych rzeczy. Nie zawsze potrafimy ją od razu zauważyć i nazwać. - Żeby właściwie ocenić sytuację proponuję, żeby panie wyobraziły sobie, że to nie chodzi o nie, tylko o np. ich przyjaciółkę. Że to ona ma takiego męża - sugeruje Katarzyna Nowakowska. - Jak patrzymy z zewnątrz, to lepiej to widać i łatwiej to ocenić. Bo jak patrzymy od środka - to widzimy, że jakoś sobie radzimy. I mamy też silny przekaz, że to co czujemy i myślimy, jest nieważne. Warto więc zapytać czy to co robi mąż tej hipotetycznej przyjaciółki, rzeczywiście jest w porządku - mówi specjalistka.
- Warto też przyznać sobie prawo do czucia tego, co czujemy. Mamy prawo, żeby nikt nas nie krzywdził, nie krytykował, nie poniżał, nie kontrolował. Mamy prawo mieć swoje sprawy, swoich przyjaciół, swoje znajomości - podkreśla psycholożka. Mamy prawo do swojego życia.
Mamy też prawo zostać w takiej relacji, jeśli z jakichś powodów nie chcemy albo nie możemy z niej wychodzić. - Warto to uszanować i nie wywierać na takie osoby presji. Dobrze jednak, żeby potrafiły zadbać o siebie, znały narzędzia, które pozwolą im sobie radzić z tą sytuacją. Aby robiły coś dla siebie i budowały sieć wsparcia. Aby realistycznie, a nie życzeniowo oceniały partnera i relację, i wykorzystywały każdy moment, kiedy nie muszą zajmować się problemami, do tego, żeby o tych problemach nie myśleć, tylko się relaksować i robić przyjemne rzeczy - tłumaczy ekspertka.
Jeśli zdecydujemy się odejść, nie informujmy o tym sprawcy, nie wtajemniczajmy go. - Dobrze trzymać się faktów. Jeśli robi nam krzywdę, to robi nam krzywdę. Nie ma co szukać wyjaśnień, tłumaczeń. Podejmujmy decyzję kierując się tym, co jest, a nie tym, co chciałybyśmy aby było - podkreśla specjalistka i dodaje, że w świecie na opak nadzieja jest toksyczna.
Jeśli doświadczyłaś przemocy i potrzebujesz wsparcia, zadzwoń na bezpłatny numer:
- 888 88 33 88 - telefon przeciwprzemocowy dla kobiet Fundacji Feminoteka;
- 888 88 79 88 - Infolinia dla kobiet Fundacji Feminoteka w języku rosyjskim i ukraińskim;
- 800 12 00 02 - ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia";
- 22 635 93 92 - Telefon zaufania Fundacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny FEDERA.
Rozmawiała Magdalena Hejna