Trynidad pełen duchów. Kevin Jared Hosein we "Wszystkich książkach świata"
Jeden z najważniejszych twórców prozy karaibskiej Kevin Jared Hosein był gościem "Wszystkich Książek Świata". W rozmowie z Michałem Nogasiem zdradził, skąd brał inspirację do swojej fikcji literackiej osadzonej w latach 40. XX wieku i jakie uniwersalne prawdy można odnaleźć w książce "Głodne duchy".
Kevin Jared Hosein był gościem we "Wszystkich Książkach Świata"
Foto: Mark Lyndersay
Gościem Michała Nogasia we "Wszystkich Książkach Świata był Kevin Jared Hosein, pisarz z Trynidadu i Tobago, jeden z najważniejszych obecnie twórców prozy karaibskiej. "Głodne duchy" to jego pierwsza napisana dla dorosłych czytelników powieść, za którą otrzymał Nagrodę im. Waltera Scotta.
Książka ukazała się w Polsce w przekładzie Zofii Szachnowskiej-Olesiejuk nakładem Wydawnictwa Czarne. Akcja powieści rozgrywa się w Trynidadzie, w latach 40. XX wieku. Na wzgórzu ponad miasteczkiem wznosi się farma. Zamożny plantator Dalton Changoor i jego żona Marlee mieszkają tu w luksusie, o jakim ich sąsiedzi mogą jedynie pomarzyć. Poniżej, nad rzeką, w rozpadającym się budynku z drewna i blachy, który podzielono na prowizoryczne mieszkania dla pracowników plantacji trzciny cukrowej, żyje rodzina Saroopów: Hans, jego żona Szueta i syn Kryszna. Pewnego dnia plantator znika w tajemniczych okolicznościach.
Posłuchaj audycji w Trójce:
- Rozmowa z Kevinem Jaredem Hoseinem we "Wszystkich Książkach Świata"
- Jenny Erpenbeck o miłości w czasach rozpadu NRD we "Wszystkich Książkach Świata"
- Joanna Gierak-Onoszko napisała "o kobietach w zmianie". Rozmowa w "Ludziach"
Powieść Kevina Jareda Hoseina to osadzona w krajobrazie Trynidadu powieść o bogaczach i nędzarzach, o przeklętych rodach i nieuchronności losu, o przemocy, różnicach klasowych i międzypokoleniowych traumach. To także przypowieść o fatum, zemście, zbrodni i karze; o tkwiących w nas wiecznie głodnych duchach, których mimo wszelkich starań nigdy nie uda się nakarmić.
Kevin Jared Hosein we "Wszystkich Książkach Świata"
Jak udało się autorowi stworzyć powieść, która osadzona jest w latach 40. XX wieku? - W Trynidadzie i całym regionie Karaibów istnieje bogata tradycja przekazów ustnych. To część naszej kultury. Gdy na przykład odbywa się tydzień żałobny, pogrzeb czy ślub, modlitwa lub pudża. Wtedy gromadzą się nie tylko rodziny, ale też cała wieś. W takim środowisku dorastałem. Słyszało się wtedy mnóstwo historii. Jedną z nich opowiadał mój dziadek. Mówił o wsi, w której obaj dorastaliśmy, a która mogła zniknąć. Miała zostać zniszczona z powodu dziury w drodze. Pomyślałem: jak to możliwe? Odpowiedział, że wiele lat temu, gdy był dzieckiem lub nastolatkiem, po każdym deszczu drogi zamieniały się w rzeki. Można było pływać po nich łódkami, by odprowadzić dzieci do szkoły. A gdy woda opadała, pozostawały na nich dziury wypełnione błotem - opowiadał Kevin Jared Hosein.
- W tamtych czasach w okolicy było wielu ludzi, których można by nazwać nadzorcami. Zwykle byli to biali mężczyźni, Brytyjczycy, zarządzający majątkami, barakami i innymi miejscami. Ich żony angażowały się w życie lokalnej społeczności, zwłaszcza w okresie Bożego Narodzenia. Dziadek opowiadał, że pewnego razu, po deszczu, jedna z nich szła błotnistą drogą, potknęła się i upadła twarzą w dziurę wypełnioną błotnistą wodą. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby jedno z dzieci nie zaśmiało się z niej, kiedy się podnosiła. Wtedy przysięgła, że cała wioska, w której wychowali się mój dziadek i ja, zostanie zrównana z ziemią, a wszystkie domy zostaną zniszczone. Wtedy to brzmiało dla mnie jak przesada - przyznał pisarz.
Aby sprawdzić wersję swojego dziadka, udał się do swojego przyjaciela historyka, który znalazł wzmiankę o planach likwidacji wsi, choć nie podano żadnego powodu. - Napisano jedynie, że plan się nie powiódł. Nie wspomniano nic o kobiecie, która potknęła się i wpadła w błoto. Ostatecznie plan odrzucono, ale kiedy się o tym dowiedziałem, uświadomiłem sobie, jak niewiarygodne potrafią być pisane źródła historyczne i dokumenty archiwalne - opowiadał gość Trójki.
Autor "Głodnych duchów" mówił, że gdy tworzy się fikcję historyczną, trzeba korzystać z nie do końca wiarygodnych materiałów. - Zrozumiałem, jak wiele takich opowieści jest pułapką pamięci. Dlatego przeprowadziłem wiele rozmów z mieszkańcami wsi, by zebrać podobne historie. Musiałem jednak uważać na upiększenia i zniekształcone wspomnienia, bo od tamtych czasów minęły dekady. Porównywałem więc relacje różnych osób, pytając nie tylko o nich samych, lecz także o sąsiadów. Ludzie chętniej mówią o innych niż o sobie - mówił.
"W każdym kraju istnieje klasa ludzi, którzy cierpienia nie znają"
Jak opowiadał gość Michała Nogasia, w książce poznajemy z jednej strony właścicieli majątków, a z drugiej strony mieszkańców baraków, których warunki życia są bardzo trudne. - Brakuje miejsca, nie ma żadnej prywatności, przychodzą choroby i robactwo. W tej barakowej osadzie śledzimy losy kilku głównych bohaterów - opowiadał.
Jak to się stało, że opowieść o hinduskich pracownikach na plantacjach trzciny cukrowej w latach 40. XX wieku w Trynidadzie trafiła do rzeszy odbiorców na całym świecie? - Niemal w każdym kraju i społeczeństwie istnieje klasa ludzi, którzy cierpienia nie znają, podczas gdy reszta doświadcza go na różne sposoby. A nawet jeśli ktoś sam go nie doświadcza, to nosi w sobie pamięć o cierpieniach przodków. To właśnie było dla mnie uniwersalne w tej historii - mówił pisarz.
Ewelina Kołaczek