Opowieść Trubadura
2011-02-25, 10:02 | aktualizacja 2011-02-25, 10:02
– Próbowaliśmy znaleźć oryginalny image. Krawczyk powiedział, że przecież każdy chłopak chciał być kiedyś muszkieterem - opowiadał w Trójce Trubadur Ryszard Poznakowski.
Posłuchaj
Ryszard Poznakowski, gość "Trójkowego wehikułu czasu" zaczynał jako muzyk klasyczny. Grał na fagocie w Operze Bałtyckiej i filharmonii w Gdańsku. To jednak nie było jedyne jego zajęcia, występował jeszcze w kilku zespołach i komponował utwory. Przypadek sprawił, że zerwał z klasyką i dołączył do twórców nowej muzycznej fali.
- Musiałem dokonać wyboru z piątku na sobotę. Zachorował jeden z członków Czerwono-Czarnych i ktoś miał go zastąpić. Zadzwoniłem więc do opery. Powiedziałem, że następnego dnia do pracy nie przyjdę. Nie wróciłem tam już nigdy. W ten sposób stałem się muzykiem bigbeatowym.
Poznakowski komponował utwory dla najlepszych i najpopularniejszych artystów. W audycji wspomina pierwsze lata swojej kariery.
– W Polsce nie było wtedy dyskotek, grało się tak zwane "fajfy" po domach. W 1961 roku wymyślono sopocki Non Stop, pierwszy quasi klub muzyczny. Tam występowali wtedy wszyscy: Czerwono-Czarni, Niemen, Majdaniec, Stanek, cały bigbeatowy świat. Nie było oczywiście alkoholu, chyba, że we własnym zakresie. Przychodziły za to najładniejsze dziewczyny w modnych minispódniczkach. Widok ten do tej pory tkwi w mojej pamięci.
W 1967 roku rozpoczął współpracę z zespołem Trubadurzy. Bliską więź z członkami grupy nawiązał po skosztowaniu szarlotki mamy Krzysztofa Krawczyka, którą wspomina jako największe cukiernicze osiągnięcie.
Gość "Trójkowego wehikułu czasu" opowiedział też o historii charakterystycznych strojów scenicznych, z którymi zespół jest od lat kojarzony. – Próbowaliśmy znaleźć oryginalny image. Krawczyk powiedział, że przecież każdy chłopak chciał być kiedyś muszkieterem. Połączyliśmy więc trubadura z muszkieterem i tak powstał nasz kostium.
Poznakowski przyznaje, że czasy PRL-u to szczególny okres dla artystów. Pamięta jak władza zaangażowała zespół do zakłócenie peregrynacji obrazu Matki Boskiej. – Ktoś wymyślił, żebyśmy grali na trasie przejazdu obrazu w okolicy kościołów. Wyszło tak, że zamiast odstraszać wiernych, przyciągaliśmy ich.
Stosunki z władzą ludową były w latach 60. dosyć niejasne. Istniała potrzeba buntu, ale nie było wiadomo, gdzie go skierować. – Nie musieliśmy niczego burzyć, bo niczego nie było. My wszystko rozpoczęliśmy: subkultury, noszenie długich włosów i butów beatlesówek.
Aby wysłuchać całej audycji, wystarczy kliknąć w ikonę dźwięku w boksie "Posłuchaj" w ramce po prawej stronie.
Audycji "Trójkowy Wehikuł Czasu" można słuchać w każdy piątek tuż po 12.00. Zapraszamy.
(dmc)