Richey Edwards – samobójstwo czy "doskonałe zniknięcie"?
Minęło 28 lat od tajemniczego zniknięcia gitarzysty zespołu Manic Street Preachers – Richeya Edwardsa. Muzyk prawdopodobnie popełnił samobójstwo, ale nie brakuje takich, którzy wierzą, że była to jedynie ucieczka od presji ze strony społeczeństwa.
Barceloński koncert formacji Manic Street Preachers, zespół od 1996 roku występują jako tercet
Foto: Shutterstock/Christian Bertrand
Sprawa Richeya Edwardsa to jedna z największych tajemnic w historii brytyjskiej sceny muzycznej. 1 lutego 1995 roku, tuż przed wylotem na tournée po Stanach Zjednoczonych, gitarzysta brytyjskiej grupy Manic Street Preachers zniknął ze swojego pokoju w londyńskim hotelu i od tamtej pory słuch o nim zaginął.
Muzyk pozostawił nietkniętą walizkę, spakowaną na podróż za ocean. Zabrał ze sobą tylko portfel, trochę tabletek prozacu, kluczyki do auta i paszport, który później znaleziono w jego mieszkaniu w Cardiff.
Manifest pisany żyletką
Już wcześniej Richey uchodził za jedną z najbardziej wyrazistych i barwnych postaci brytyjskiego rocka. Do historii przeszedł telewizyjny wywiad, w którym dziennikarz zarzucił muzykom mocno wówczas zbuntowanej kapeli Manic Street Preachers pozerstwo. Aby zaprzeczyć jego słowom, gitarzysta wyciągnął żyletkę i na oczach widzów wyciął nią na swym przedramieniu napis "for real" ("prawdziwy").
Maciej Koprowicz określa Edwardsa mianem "Sida Viciousa Manic Street Preachers", nawiązując do postaci kontrowersyjnego członka zespołu Sex Pistols. – Podobnie jak Sid, Richey nie był wybitnym instrumentalistą, mówiąc eufemistycznie. W zasadzie ledwo potrafił grać na gitarze, na koncertach często nie był nawet podłączany pod wzmacniacze, ale był niezwykle istotny dla charakteru tego zespołu – mówił w Trójce dziennikarz muzyczny.
Gość "Trójki do trzeciej" zwrócił uwagę na wyjątkową, jak na rockmana, erudycję Edwardsa. – Był to chłopak bardzo oczytany, zafascynowany literaturą i sztuką, uwielbiał "artystów przeklętych", nad którymi ciążyła pewnego rodzaju klątwa. To było widać w całym jego życiu i twórczości.
Samobójstwo czy "doskonałe zniknięcie"?
Po tajemniczym zniknięciu Richeya pojawiło się wiele wątków wskazujących na to, że muzyk mógł popełnić samobójstwo. Już wcześniej w pisanych przez niego tekstach piosenek pojawiały się tematy takie, jak depresja czy nienawiść do samego siebie. Ktoś widział go ponoć w pobliżu łączącego Anglię z Walią Severn Brigde, nazywanego mostem samobójców. W jego okolicy znaleziono zresztą samochód porzucony przez gitarzystę.
Mimo że od tamtego czasu minęło już 28 lat, do dziś nie natrafiono na ślad ciała Edwardsa. Ten fakt jest podłożem spekulacji o tym, że muzyk tak naprawdę nie odebrał sobie życia, a jedynie postanowił zniknąć z oczu świata. Pojawiały się plotki, że widziano go w różnych częściach globu, takich jak Indie czy Wyspy Kanaryjskie. Maciej Koprowicz przypomina też o towarzyszącej Richeyowi przez wiele lat obsesji "doskonałego zniknięcia". – Czytał książki, których bohaterowie z pełną premedytacją wycofywali się ze świata i ginął o nich słuch – mówił rozmówca Katarzyny Cygler.
Czytaj też:
- Manic Street Preachers z nowym singlem i teledyskiem z płyty "The Ultra Vivid Lament"
- Dwie dekady z płytą "Know Your Enemy"
***
Tytuł audycji: Trójka do trzeciej
Prowadzi: Katarzyna Cygler
Gość: Maciej Koprowicz (dziennikarz muzyczny)
Data emisji: 1.02.2023
Godzina emisji: 14.33
kc