"I Wanna Dance with Somebody" – filmowa laurka dla Whitney Houston
Dostajemy muzyczną laurkę, a nie pełnokrwistą biografię – tak krytyk filmowy Dawid Muszyński mówi o filmie "I Wanna Dance with Somebody", opowiadającym o życiu zmarłej 11 lat temu supergwiazdy muzyki Whitney Houston.
W rolę Whitney Houston wcieliła się Naomi Ackie
Foto: EDUARDO MUNOZ / Reuters / Forum
"I Wanna Dance with Somebody" to tytuł wielkiego przeboju Whitney Houston, nagranego jeszcze w latach 80. Tak samo zatytułowany jest biograficzny film o gwieździe muzyki pop, który od grudnia można oglądać w polskich kinach. W rolę wokalistki wcieliła się Naomi Ackie. – Wydaje mi się, że uniosła ciężar, który został na nią nałożony. Bardzo dobrze portretuje tę ikonę muzyki – mówił w Trójce krytyk filmowy Dawid Muszyński.
Gość "Trójki do trzeciej" zaznaczył jednak, że Ackie bryluje przede wszystkim w scenach związanych ściśle z muzycznym wcieleniem Whitney Houston, bo życie prywatne artystki zostało w filmie potraktowane bardzo powierzchownie. – Opiera się on na znanych hitach, których widz będzie mógł posłuchać w kinie, poruszać trochę nóżką i powiercić się na fotelu w rytm muzyki, którą bardzo dobrze zna.
źródło: YouTube / Sony Pictures Entertainment
Ofiara miłosnego trójkąta
Film wyreżyserowany przez Kasi Lemmons pomija wiele trudnych wątków z życia gwiazdy, która przez lata tkwiła w toksycznym, pełnym przemocy małżeństwie z wokalistą Bobbym Brownem, a do tego borykała się z uzależnieniem od narkotyków i alkoholu. – Twórcy skupili się na czymś zupełnie innym. Wyciągnęli z jej biografii to, że ona żyła tak naprawdę w trójkącie miłosnym, że była niespełniona pod względem uczuciowym, ponieważ była zakochana w swojej koleżance, ale ojciec zakazał jej tej miłości, mówiąc, że ona może zniszczyć jej karierę, więc musi się związać z jakimś mężczyzną. To miała być przyczyna rozwalenia się całej struktury psychicznej głównej bohaterki – mówił rozmówca Marty Piaseckiej.
Zdaniem krytyka filmowego "I Wanna Dance with Somebody" to "muzyczna laurka, a nie pełnokrwista biografia, jaką chcielibyśmy zobaczyć na dużym ekranie". Przyczyny takiego stanu rzeczy upatruje on m.in. w tym, że filmy o życiu nieżyjących gwiazd popkultury powstają często na zlecenie ich rodzin, które dbają o jak najlepszy wizerunek swoich zmarłych bliskich. – Te filmy mają być poniekąd pomnikiem dla tych osób, twardszym od spiżu i mającym przetrwać w kinematografii. Mam wrażenie, że tutaj jest to mocno przestrzelone i jeśli chodzi o Whitney Houston na dużym ekranie, częściej będziemy sięgać po film "Bodyguard" z nią w roli głównej niż po jej biografię.
Zobacz też: Kochały ją miliony. Przerwany sen Whitney Houston
***
Tytuł audycji: Trójka do trzeciej
Prowadzi: Marta Piasecka
Gość: Dawid Muszyński (krytyk filmowy)
Data emisji: 11.01.2023
Godzina emisji: 12.34
kc