Hakerzy, wycieki i bootlegi – muzyka płynie do fanów nieokiełznanym nurtem

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
  • Mail
Hakerzy, wycieki i bootlegi – muzyka płynie do fanów nieokiełznanym nurtem
Bootlegi stały się ważną częścią branży fonograficznejFoto: shutterstock/Jarretera

Nielegalne publikowanie piosenek bez zgody artystów stało się zmorą w czasach internetu. Jednak samo zjawisko mniej lub bardziej kontrolowanych "wycieków" muzyki jest niemal tak stare jak branża fonograficzna.

W ostatnich dniach głośno było o pewnym Polaku – hakerze, skazanym na półtora roku więzienia za kradzież i nielegalną odsprzedaż niepublikowanych utworów blisko 90 wykonawców, w tym takich gwiazd jak Ed Sheeran oraz Kanye West. Choć nieuprawnione publikowanie muzyki stało się o wiele łatwiejsze w czasach internetu, samo zjawisko jest znacznie starsze i sięga czasów, gdy najnowocześniejszym nośnikiem dźwięku była płyta winylowa bądź kaseta magnetofonowa.

Nieszczelne archiwa legend rocka

Czasem przyjmowało ono postać kontrolowanego "wycieku", tak jak w przypadku słynnego utworu "Bohemian Rhapsody" grupy Queen. DJ brytyjskiego radia Capital Kenny Everett dostał go od muzyków zespołu jeszcze przed oficjalną premierą, z zastrzeżeniem, aby nie odtwarzał go publicznie. Trudno jednak spodziewać się od radiowca, że powstrzyma się przed zaprezentowaniem słuchaczom takiej perełki – w ciągu następnych dwóch dni piosenka pojawiła się na antenie… 14 razy, co z pewnością przyczyniło się do sukcesu singla, który ukazał się niedługo potem.

O tym, że warto pilnować swoich sekretnych archiwów, przekonał się zespół U2. W 1991 roku, tuż przed premierą albumu "Achtung Baby", na rynku pojawiły się nieoficjalne wydawnictwa z materiałem zarejestrowanym w studiu Hansa w Berlinie. To jednak nie nauczyło muzyków ostrożności, bo już pięć lat później do internetu wyciekły utwory nagrane na płytę "Pop", co spowodowało przyspieszenie daty premiery tego krążka.

Bootlegi – przyjęte do rodziny "bękarty" branży fonograficznej

Osobną kategorią są tzw. bootlegi, których historia sięga lat 60. Początkowo na tego typu płyty trafiały nagrania koncertowe zarejestrowane przez fanów, a więc na ogół nieodznaczające się wysoką jakością techniczną. Bootlegi bywały jednak czasem tak dobrze wykonane, że fani brali je za oficjalne wydawnictwa. Tak było na przykład z koncertowym albumem "British Tour '74" grupy Pink Floyd.

Wśród ofiar twórców bootlegów są też takie legendy, jak Bob Dylan, The Rolling Stones czy The Beatles. Materiał z albumu "Let It Be" ostatniej z tych grup pierwotnie ujrzał światło dzienne na nieoficjalnej płycie zatytułowanej "Come Back".

Bywało i tak, że twórcy bootlegów ratowali dorobek artysty… przed nim samym. Prince w ostatniej chwili wycofał ze sprzedaży swój "Black Album" z 1987 roku, stawiając wydawcę przez koniecznością zniszczenia 500 tysięcy wyprodukowanych już kopii. Wtedy sprawy w swoje ręce wzięli właśnie producenci bootlegów, dzięki którym fani poznali piosenki kilka lat przed tym, zanim ekscentryczny artysta w końcu dał zielone światło na ich opublikowanie.

Coś, co początkowo bywało zmorą artystów i wytwórni płytowych, z czasem stało się normalną częścią branży fonograficznej. Dziś wielu wykonawców publikuje "oficjalne bootlegi", adresowane do swoich zagorzałych fanów. Dzięki temu możemy posłuchać nie tylko dobrej jakości nagrań koncertowych, ale też zarejestrowanych w studiu utworów, które z różnych względów nie znalazły się na oficjalnych płytach.


Posłuchaj

5:41
Michał Kirmuć o historii muzycznych "wycieków" (Pora na Trójkę)
+
Dodaj do playlisty
+

 

Tytuł audycji: Pora na Trójkę
Prowadzący: Karol Gnat
Autor materiału dźwiękowego: Michał Kirmuć
Data emisji: 24.10.2022
Godzina emisji: 6.46

kc/kor

Polecane