"Głośny, niewygodny i brzydki". Święto króla szos XX wieku
Chrabąszcz, biedronka, pchła, jajeczko, żółw i nasz swojski garbus – żaden inny samochód nie miał tylu ksywek i nie zrobił tak oszałamiającej kariery, jak ten produkowany od lat 30., kultowy model Volkswagena. 22 czerwca obchodzimy Światowy Dzień Garbusa.
Zdjęcie ilustracyjne
Foto: Shutterstock / ZZc
Pierwsze egzemplarze "samochodu dla ludu" opuściły fabrykę w Wolfsburgu w 1938 roku. Zaprojektował go Ferdynand Porsche na osobiste polecenie Adolfa Hitlera, który chciał mieć proste i funkcjonalne, a przy tym dostępne dla kieszeni każdego Niemca auto. Jak na ówczesne czasy, był to bardzo nowoczesny pojazd. – Niewielki samochód o dwubryłowym kształcie, mieszczący cztery osoby, spalający nieduże ilości paliwa i jeżdżący z prędkością stu kilometrów na godzinę to było coś – mówi Jerzy Lemański z Narodowego Muzeum Techniki.
Jedną z nowinek technologicznych, która bardzo spodobała się Hitlerowi, był silnik chłodzony powietrzem. – W tamtych czasach do chłodnicy wlewano wodę, nie płyn. W Niemczech często bywały temperatury poniżej zera stopni i woda zamarzała. Wylewanie tej wody co wieczór było niewygodne, lepiej było pozbyć się chłodnicy i zamiast niej wstawić system chłodzenia powietrzem – opowiada Lemański.
Niewiele brakowało, by auto zakończyło swój żywot wraz z upadkiem III Rzeszy. – Po II wojnie światowej fabryka w Wolfsburgu znalazła się w rękach brytyjskich i Brytyjczycy uznali, że ten samochód się do niczego nie nadaje: jest głośny, niewygodny i brzydki. Nie chcieli go dłużej produkować. Gdyby nie upór Niemców, to on by w ogóle nie wszedł do masowej produkcji – mówi gość "Trójki do trzeciej".
Ostatecznie mały volkswagen nie tylko przetrwał, ale wręcz stał się rozpoznawalnym na całym świecie symbolem niemieckiej motoryzacji. W różnych państwach nadawano mu rozmaite przydomki: w Niemczech i krajach bałkańskich był "chrabąszczem", we Francji "biedronką", w Kolumbii "pchłą", w Hiszpanii "żuczkiem", na Kubie "jajeczkiem", na Sri Lance "żółwiem", a w Indonezji "żabą". Polacy nazwali go niezbyt pieszczotliwie "garbusem".
Co ciekawe, niemiecki samochodzik zrobił prawdziwą furorę w Stanach Zjednoczonych, czyli w kraju, którego mieszkańcy w latach 50. i 60. zwykli afiszować się wielkimi krążownikami szos. – Amerykanie uważali, że jest tak brzydki, że aż ładny. Poza tym jego prosta do narysowania bryła pasowała do kreskówek, w których byli zakochani – mówi Jerzy Lemański. – W Stanach panowało przekonanie, że jaki jesteś bogaty, takie masz auto. Ale nie dotyczyło to garbusów. Jeździli nimi i bogaci, i biedni, nie był on wyznacznikiem niezbyt pojemnej kieszeni. To był samochód bez kompleksów, wyglądał, jakby się śmiał do ludzi. Poza tym Amerykanom podobało się, że miał dwa bagażniki, co było zupełnie nierealne w amerykańskich samochodach.
Zdaniem Lemańskiego na popularność garbusa w Stanach wpłynął też fakt, że nie miał on konkurencji w swojej kategorii, a dodatkowo był bardzo sprytnie reklamowany pod hasłem "think small". – Zrobiono z niego zabaweczkę. Była taka reklama, w której pokazano, jak ktoś jedzie samochodem przez wielkie zaspy, dojeżdża do pługa i dopiero potem zaczyna nim odśnieżać. Okazało się, że do tego pługa dojechał właśnie garbusem.
Zaprojektowany przez Ferdynanda Porsche volkswagen był najdłużej produkowanym autem w historii. Niemcy przestali go wytwarzać w 1978 roku, ale ostatni światowy egzemplarz zjechał z taśmy w meksykańskiej Puebli dopiero w roku 2003, czyli 65 lat po niemieckiej premierze. Łącznie wyprodukowano ponad 21 milionów garbusów.
***
Tytuł audycji: Trójka do trzeciej
Prowadzi: Piotr Łodej
Gość: Jerzy Lemański (Narodowe Muzeum Techniki)
Data emisji: 22.06.2021
Godzina emisji: 13.19
kc