Piotr Kownacki

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
  • Mail
Piotr Kownacki

Dotychczasowe konsultacje wypadły dla ustawy marnie, żeby nie powiedzieć zupełnie źle. Zatem to jest być może spotkanie ostatniej szansy.

Posłuchaj

+
Dodaj do playlisty
+

Z ministrem Piotrem Kownackim, szefem Kancelarii Prezydenta rozmawia Damian Kwiek.

 

Skąd biorą się rozbieżności pomiędzy wypowiedziami ministra Radosława Sikorskiego a pana ministra na przykład w sprawie liczby podpisów, jakich brakuje pod nominacjami dyplomatów?

 

Pewnie pan minister Sikorski liczy co innego, ja liczę co innego. Podałem liczbę wniosków o powołanie ambasadora, które nie zostały jeszcze zatwierdzone przez pana prezydenta. A minister Sikorski pewnie liczy różne inne dokumenty, które z tymi nominacjami się wiążą mniej lub bardziej ściśle.

 

Skoro panowie liczą inne podpisy, prawdopodobnie chodzi o coś innego. O co?

 

Myślę, że atak pana ministra Sikorskiego wiąże się z kłopotami rządu z budżetem, z niefortunnymi propozycjami dotyczącymi NBP… To jest stara metoda rządu Donalda Tuska, że jak jest kłopot, to natychmiast zmieniamy temat, a najbardziej nośnym, najlepszym tematem jest atak na prezydenta.

 

A może minister Sikorski chciał zaznaczyć, że zbyt długo musi czekać na podpisy nominacji, na podpisy, które leżą w gestii prezydenta i tak naprawdę chciał w taki medialny sposób to zaznaczyć?

 

Myślę, że szef dyplomacji powinien wiedzieć, jak się załatwia sprawy dotyczące dyplomacji, powinien wreszcie odejść od tej metody, którą stosuje od początku pełnienia swojego urzędu, mianowicie próby narzucania prezydentowi decyzji. W normalnym trybie to się odbywa w taki sposób, że procedura powołania ambasadora zaczyna się od nieformalnego, roboczego uzgodnienia kandydatury. I potem ona przebiega sprawnie. I tak zawsze było – i w Polsce, i w innych krajach. Tymczasem minister Sikorski wprowadził nowy zwyczaj, mianowicie przeprowadza całą procedurę i następnie gotowy komplet dokumentów przedstawia do podpisu, najchętniej jeszcze palcem pokazując, gdzie prezydent ma podpisać, czyli nie traktuje go tak, jak konstytucja to przewiduje, a więc jako tego, który podejmuje decyzje o mianowaniu i odwołaniu ambasadora, tylko jako dodatek do długopisu.

 

Domyśla się pan minister, dlaczego tak się dzieje? Dlaczego minister Sikorski zmienił ten zwyczaj, jeśli tak się stało?

 

To, czy tak się stało, łatwo sprawdzić. I dlaczego? No, cóż, to się chyba wiąże z generalną wytyczną, jaką kieruje się cały rząd premiera Tuska – żeby zwalczać prezydenta. Od początku przecież ten rząd dokłada przecież bardzo wielu wysiłków, żeby pomniejszyć rolę prezydenta, odebrać mu jego kompetencje, żeby na różne sposoby go atakować. I to jest jeden z tych sposobów.

 

Rozumiem, że ta procedura prawdopodobnie nie spotyka się z pochwałą ze strony prezydenta, ale jeśli nominacje są przygotowane profesjonalnie, jeśli są to dobrzy kandydaci, potrzebni do realizowania polskiej polityki zagranicznej, to może prezydent powinien choćby część tych nominacji podpisać?

 

Toteż wiele podpisał. Nie jest tak, że odkąd Donald Tusk został premierem, to żadna nominacja nie została podpisana. Natomiast cały czas prezydent apelował i prosił, żeby odejść od tej niewłaściwej praktyki. Tak naprawdę to się sprowadza do tego, że jeżeli byłby proces uzgodnień, wówczas obie strony tego uzgodnienia miałyby szansę inicjowania takiego uzgodnienia, a więc zgłaszania swoich kandydatur. Wtedy następowałoby porozumienie, część kandydatur jednej strony, część kandydatur drugiej strony zyskałaby obopólną akceptację i ten proces mógłby się toczyć. Dotychczas jedna osoba została ambasadorem niejako z ręki prezydenta, natomiast wszystkie pozostałe – bez żadnych uzgodnień. Co gorsza, było porozumienie w sprawie jednej z kandydatur, które nie zostało dotrzymane. Tak że bardzo trudno będzie bez zmiany tej praktyki wprowadzić tutaj jakiś ład.

 

Czyli prezydent będzie podpisywał nominacje dla ambasadorów, jeśli w gronie kandydatów na dyplomatów będą kandydaci prezydenta?

 

To jest pewne uproszczenie, ale nie takie dalekie od prawdy. W tym nie ma nic dziwnego. Jeżeli jest współdziałanie dwóch stron, to ono się tym wyraża właśnie, że jedna strona coś uzyskuje, i druga strona też coś uzyskuje.

 

Minister Radosław Sikorski powiedział, że chętnie spotka się w tej sprawie z prezydentem. Czy takie spotkanie w najbliższych dniach jest możliwe?

 

Ja zawsze zachęcam pana prezydenta, żeby się spotykał z premierem, pozostawiając spotkania z ministrami swoim ministrom.

 

Ustawa medialna to sprawa, którą dzisiaj także prezydent Lech Kaczyński będzie się zajmował, dziś spotkanie z twórcami. O co prezydent chciałby zapytać twórców, czego chciałby się dowiedzieć?

 

Przede wszystkim o ich opinie o tej ustawie, jakie są przesłanki za tym, żeby podpisać, żeby zawetować, ewentualnie skierować do Trybunału Konstytucyjnego. Dotychczasowe konsultacje wypadły dla ustawy marnie, żeby nie powiedzieć zupełnie źle. Zatem to jest być może spotkanie ostatniej szansy, w tym znaczeniu, że jeżeli projekt zostanie gremialnie poparty i jak jeden mąż wszyscy twórcy, dziennikarze stwierdzą, ze to jest znakomity pomysł, to być może wtedy prezydent podpisze.

 

A tak zapewne nie będzie, bo wiemy, że opinie twórców są raczej negatywne dla tej ustawy. Dlatego pytam, czego prezydent chciałby się dowiedzieć, bo te opinie są dość powszechnie znane.

 

Jednak chce je na własne uszy usłyszeć i chciałby zadać dodatkowe pytania, zapewne, jakiego rodzaju rozwiązania byłyby uznane za lepsze… zresztą żadne konsultacje nie dochodziłyby do skutku, gdybyśmy opierali się na zasłyszanych opiniach.

 

Wiemy, że są trzy możliwości, jeśli chodzi o los tej ustawy: prezydent może ją podpisać, zawetować bądź odesłać do Trybunału Konstytucyjnego. Czy podpisanie ustawy już w tej chwili nie wchodzi w grę? Zostało nam pięć dni na decyzję prezydenta…

 

Teoretycznie oczywiście wchodzi, natomiast ja będę bardzo zdziwiony, jeśli pan prezydent podpisze tę ustawę.

 

W tej chwili bardziej prawdopodobne jest weto czy Trybunał?

 

Nie umiem na to pytanie odpowiedzieć.

 

Sojusz Lewicy Demokratycznej proponował – mówił o tym Grzegorz Napieralski – żeby prezydent jednak ustawę podpisał, bo potem będzie możliwa nowelizacja zmieniająca źródło finansowania, ale Grzegorz Napieralski tłumaczył, że to byłaby krótsza droga, pozwalająca na szybsze uchwalenie tej ustawy.

 

Tak, tylko, że ta ustawa by obowiązywała już i swoje negatywne skutki wywierała, nad ewentualną nowelizacją dopiero by się zaczęły prace, jak projekt by powstał, trafiłby do marszałka Sejmu, który ma olbrzymie możliwości przetrzymywania projektów i nie nadawania im biegu, i niejednokrotnie z tych możliwości korzysta, potem by się zaczęły zabiegi o to, żeby oderwać część zwolenników tak, żeby nie było większości, i niewiadomo, jaki byłby tego efekt.

 

A co musi się znaleźć w tej ustawie, aby prezydent zechciał ją podpisać? Jakie konkretne rozwiązania?

 

Przede wszystkim niezależne źródła finansowania. Nie może być tak, że media publiczne są skazane na śmierć z powodu braku pieniędzy. Jeżeli mają realizować misję – a mają – jeżeli mają nie tylko gonić za pieniądzem tak jak stacje komercyjne, ale również coś więcej robić, to muszą mieć niezależne źródło finansowania. Takim źródłem, podobnie jak w wielu innych krajach, był w Polsce abonament do czasu aż pan Donald Tusk został premierem, bo wtedy natychmiast wezwał Polaków do niepłacenia tego abonamentu.

 

A wcześniej ze ściągalnością też różnie bywało.

 

Tak, tylko teraz jest trzy razy mniejsza niż wcześniej. Ściągano około 600 mln rocznie, teraz jest około 200.

 

Tak, tylko być może trudno jest winić premiera w stu procentach za to, ponieważ jeśli podatek (abonament) byłby dobrze skonstruowany, to żadne słowa prezydenta nie wpłynęłyby na jego ściągalność.

 

To były słowa premiera.

 

Premiera. Tak, oczywiście.

 

Nawet jeżeli ma pan częściowo rację, to ja uważam, że premier europejskiego państwa, który wzywa swoich obywateli do łamania prawa, jest jednak na tyle rzadkim zjawiskiem, że warto o tym mówić – i to dużo głośniej niż to media czynią, z niezrozumiałych dla mnie powodów, stosując jak zawsze taryfę ulgową wobec premiera. Niechby prezydent spróbował wezwać do łamania prawa.

 

A jeśli chodzi o nowe źródło finansowania, pomysł, który być może powstanie, prezydentowi bardziej podoba się to, co proponuje SLD, PSL czy może ma własny pomysł?

 

Nie, nie jesteśmy na etapie konkretyzowania pomysłów. Ważne, żeby on był niezależny, żeby to nie było widzimisię ministra finansów czy rządu jako całości, czy prezydenta… jakiegoś organu politycznego państwa, tylko, żeby to było źródło, które zasila publiczne radio i publiczną telewizję, niezależnie od aktualnych koniunktur politycznych.

 

Kiedy zapadnie decyzja w sprawie tej ustawy?

 

Spodziewam się, że w czwartek.  

 

Przed nami także wybory prezydenckie. Wiele wydarzeń, które komentujemy, pozostaje z tą perspektywą. W Pałacu często rozmawia się o wyborach prezydenckich w tej chwili?

 

Nie. Nie częściej niż na przykład miesiąc temu czy dwa miesiące temu.

 

A snu z powiek państwu nie spędza sondaż ubiegłotygodniowy, w którym Jolanta Kwaśniewska zdobyła doskonały wynik, pokonując także Donalda Tuska w symulowanych wyborach w drugiej turze?

 

Ja już raz to skomentowałem w taki sposób, że potem mi zwracano uwagę, więc już teraz nie będę mówił o tym, jakiego wyniku bym się spodziewał, gdyby Koziołek Matołek startował.

 

Państwo, ekipa pracująca dla prezydenta, mają pomysł na to, w jaki sposób poradzić sobie z tymi problemami: z jednej strony niskimi notowaniami, jakie pan prezydenta ma w sondażowych badaniach, z drugiej strony dużą przewagą Donalda Tuska i tym, co sugeruje jednak wynik Jolanty Kwaśniewskiej, to znaczy, że jest dużo miejsca dla kolejnego kandydata, kogoś, kto mógłby wygrać zarówno z premierem, jak i z prezydentem?

 

Te sondaże, które się ukazują, mogą być traktowane wyłącznie w kategoriach zabawy. To nie są poważne badania socjologiczne. Z tego, co mi wiadomo, pani Jolanta Kwaśniewska nigdy nie deklarowała swojego udziału w wyborach, nigdy nie deklarowała swojego kandydowania, tak że to jest czysta zabawa. Natomiast istotnie notowania prezydenta są złe, dalekie od satysfakcjonujących, zatem mamy ponad rok na pokazanie Polakom jego dorobku, pokazanie tego, jakim jest człowiekiem, przełamanie stereotypu, który udało się wytworzyć, ukazującego Lecha Kaczyńskiego jako kogoś zupełnie innego niż nim jest. A poza tym, zbliżający się okres, kiedy zaczynają się pojawiać pewne trudności na drodze rządu, również będzie sprzyjał możliwości oceny Donalda Tuska jako człowieka, który radzi sobie lub nie radzi z wyzwaniami, z kłopotami. Zobaczymy, jak sobie poradzi z deficytem budżetowym, w jaki sposób będzie sobie radził ze spadkiem PKB – zapowiada, że nie będzie spadku, że będzie wzrost, oby miał racje – w jaki sposób poradzi sobie z przyszłorocznym budżetem.

Polecane