Grzegorz Dolniak

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
  • Mail

Mam nadzieję, że kolejne dni już takiego wyciszenia wakacyjnego ukoją emocje i pan prezes jeszcze raz przeliczy to, co jest w jego kiszeni, co jest w jego woreczku budżetowym.

Posłuchaj

+
Dodaj do playlisty
+

Z wiceprzewodniczącym klubu PO Grzegorzem Dolniakiem rozmawia Krystian Hanke.

 

Panie przewodniczący, na ile procent ocenia pan szanse na porozumienie z prezydentem w sprawie ratowania finansów?

 

A na który rok?

 

W ogóle. Te omówienia, które wczoraj miały miejsce w Pałacu Prezydenckim… Zacznijmy od podwyżki podatków – trzeba będzie je podnosić w przyszłym roku?

 

Ja bym tę rozmowę rozdzielił na dwa rozdziały. Co do pierwszego, a więc roku 2009 pan prezydent ustami pana ministra Kownackiego stwierdził, że ta nowelizacja budżetu na rok 2009 nie budzi większych emocji, nie budzi sprzeciwu pana prezydenta, Ne jest jego nadmierną rozterką – i chwała za to…

 

I tutaj też by nie wetował, bo nie miałby, zdaje się, czego. Natomiast problem jest przy podwyżce podatków lub innych rozwiązaniach, które proponuje Platforma.

 

Ustawy budżetowej jako takiej się w ogóle nie wetuje, natomiast rzeczywiście ma pan rację, jeżeli chodzi – hipotetycznie – o wzrost stawek podatkowych, to rzeczywiście pan prezydent wyraził stanowisko, że absolutnie sprzeciwia się szukaniu w ten sposób dodatkowych przychodów budżetu państwa, natomiast nie wskazał alternatywy. Ale na tym etapie niech to nie budzi emocji, niech nie kopie rowów podziałów, nie buduje murów między małym a dużym Pałacem. Pozwólmy, aby czas, aby otoczenie, aby kolejne spotkania stworzyły dobry klimat dla współpracy obu tych ośrodków.

 

Czyli jest pan optymistą? Można powiedzieć, więcej niż 50% szans daje pan na dogadanie się w tej sprawie, że nie trzeba będzie podnosić podatków?

 

Przede wszystkim jestem przekonany o pełnej odpowiedzialności pana prezydenta za losy tego kraju, za losy jego obywateli i wierzę, że w sytuacjach wymagających wysiłku uczynienia kompromisu pana prezydenta stać na taki gest.

 

Alternatywą dla wyższych podatków jest między innymi propozycja Platformy, by zysk z NBP trafił do skarbu państwa, 10 mld złotych, ale NBP od razu wydał komunikat, że zysku nie będzie. Skąd taka rozbieżność?

 

Ten komunikat jest trochę niespójny dlatego, że z jednej strony prezes NBP dał do zrozumienia, że są zyski, są w gestii NBP, między innymi te wynikające z rezerw. Ale z drugiej strony zaraz po stanowisku, które wypłynęło z Kancelarii Premiera, pan prezes szybko się zmitygował i stwierdził, że nie należy oczekiwać żadnych w tej mierze dodatkowych przychodów, a więc nie wie, skąd takie rachunki, które miałyby wzbogacić kasę państwa.

 

A jak pan ocenia takie zachowanie?

 

Ja bym nie chciał też na tym etapie ulegać gorączce gorącej oceny tych niespójnych wypowiedzi. Mam nadzieję, że kolejne dni już takiego wyciszenia wakacyjnego ukoją emocje i pan prezes jeszcze raz przeliczy to, co jest w jego kiszeni, co jest w jego woreczku budżetowym.

 

A to nie tylko kwestia liczenia, bo artykuł 69. ustawy o NBP nakazuje bankowi tworzenie rezerw w celu ograniczenia ryzyka zmian kursu złotego do innych walut…

 

Ale tutaj nie ma mowy o sięgnięciu do rezerw tylko do samych zysków wynikających z faktu ich posiadania, a więc to są jakby dwie wersje podobnego zjawiska.

 

A jak pan reaguje na to, że to pomysły Andrzeja Leppera? Sięganie do kasy NBP… Tylko, że Andrzej Lepper chciał dofinansować samorządy i wspomóc je w sięganiu po unijną kasę, a Platforma chce łatać dziury pieniędzmi NBP.

 

Pan Andrzej Lepper, z tego, co pamiętam, chciał sięgnąć do rezerw, a my mówimy o zyskach NBP. To są dwie różne sprawy.

 

A co można by szybko sprywatyzować? Bo to też jest pomysł na łatanie dziury.

 

A to jest pytanie do ministra skarbu. Zresztą ma takie zadanie do wykonania w kwocie bodajże ok. 5 mld złotych jeszcze na ten rok. Pan premier postawił ambitny cel panu ministrowi. I teraz jest na głowie pana ministra gorączkowe poszukiwanie, w jaki sposób i co sprywatyzować, aby wypełnić to oczekiwanie, jakie przed nim postawił pan premier. Zresztą niektóre prywatyzacje, nawet w dobie kryzysu, w dobie bessy giełdowej okazują się sukcesem, czego dowodem jest prywatyzacja Bogdanki.

 

A czy jest szansa, że Platforma zreformuje KRUS? Z tym KRUS-em jest dziwna sprawa, PSL mówi: nie mówimy „nie”, tylko niech Platforma przedstawi projekt reformy KRUS-u, a ekonomiści mówią, że trzeba się za tę reformę wziąć jak najszybciej.

 

Kwestie rolnictwa w sposób naturalny powierzyliśmy naszemu koalicjantowi, ufając, że również w tej mierze na wzór innych agend i instytucji państwa, czy też obszarów funkcjonowania państwa, również ta przestrzeń będzie podlegać reformom. O tym, że KRUS musi podlegać daleko idącym zmianom, tak, aby przynajmniej spróbować równoważyć obciążenia budżetowe jednego i drugiego systemu ubezpieczeń społecznych, mówię o KRUS-ie i ZUS-ie. Ludowcy są tego świadomi. Natomiast w sposób oczywisty jest to dla nich dość trudne zadanie, gdyż mają świadomość bezpośredniości obciążenia naturalnego elektoratu PSL-u.

 

To PSL się ociąga, tak?

 

Nie zasypiamy gruszek, absolutnie! Pierwszy krok w tej mierze już został poczyniony. Może nie dostatecznie. Mamy tego pełną świadomość. Cały czas uczulamy PSL, naszych koalicjantów w rządzie i w parlamencie, że tego nie można odpuścić, że to jest nasza deklaracja jeszcze przedwyborcza. Rozumiemy, że to musi odbywać się w pewnym konsensie, ale to otoczenie gospodarcze sprzyja szybkim decyzjom, i bardziej radykalne niż dotychczas. Ze strony PO zawsze będzie sygnalizowane takie oczekiwanie, jeżeli chodzi o reformę KRUS, jest ona niezbędna.

 

A przed którymi wyborami uda się ją przeprowadzić? Prezydenckimi czy kolejnymi parlamentarnymi? Bo przed wyborami reforma KRUS-u jest nie do zrobienia. Nie trzeba być wielkim mózgiem, żeby to stwierdzić.

 

Słyszałem już takie opinie. Zresztą gdzieś chyba były przytaczane sondaże opinii społecznej, że zapowiedź niepopularnych reform czy też potencjalnej podwyżki podatków, kiedy będzie taka potrzeba, jest niemiłym i niezręcznym narzędziem w rękach polityków wtedy, kiedy za chwilę są wybory. Dotychczas politycy czynili zapowiedzi tak drastycznych zmian, tak niepopularnych społecznie zmian po wyborach, nigdy przed wyborami.

 

Dwa lata już minęły od wyborów właśnie.

 

No tak, ale jak pan słusznie zauważył, jesteśmy w wigilię kolejnych wyborów samorządowych i prezydenckich – równie ważnych dla PO, a premier Tusk jako potencjalny najpoważniejszy kandydat PO na urząd prezydenta, ustami premiera…

 

Czyli swoimi?

 

Tak. Pan premier zapowiada, że być może w przyszłym roku, a więc w roku wyborczym – czyni to polityk, panie redaktorze – wtedy, kiedy być może będzie istniała potrzeba uzupełnienia wpływów budżetowych podwyżką podatków pośrednich czy być może nawet bezpośrednich, nie zawaha się tego uczynić. A więc jest to chyba pierwszy polityk tej rangi, który przed samymi wyborami, być może dotyczącymi jego osoby, odważył się powiedzieć tak niepopularne słowa.

 

Dzisiaj w „Gazecie Wyborczej” jest sondaż, który prezentuje preferencje partyjne, ale z uwzględnieniem, co by było, gdyby Platforma podniosła podatki. Wynika z niego, że z 38% dziś zmniejszy wam się poparcie o 12%, jeśli podatki zostaną podniesione… Czy w dobie kryzysu i poszukiwania kryzysu jest jeszcze możliwy powrót do sztandarowego pomysłu PO, który Platforma porzuciła – podatku liniowego? Pytam o to dlatego, że dzisiaj „Polska” donosi, że rzecznik praw obywatelskich walczy z Trybunałem o podatek liniowy w Polsce. Także Andrzej Olechowski ma dziś przypomnieć Platformie te zdradzone ideały, m.in. właśnie podatek płaski. Czy to jest w ogóle możliwe?

 

Jest możliwe. I konsekwentnie będziemy dążyć, aby wprowadzić do polskiego systemu finansowego, podatkowego jeden podatek, jak najniższy. I jesteśmy konsekwentni.

 

Dlaczego mówi się o ewentualnej podwyżce podatków, a nie wprowadzeniu podatku liniowego przyszły rok?

 

W obecnym otoczeniu gospodarczym każdy o zdrowym rozsądku, kto ma wiedzę na temat ekonomii i praw rynku, ma pełną świadomość, że wprowadzenie w tej chwili podatku liniowego na tak niskim poziomie byłoby zabójcze dla budżetu państwa.

 

Są eksperci, którzy mówią, że to właśnie ożywia gospodarkę.

 

Och!... Pozostawmy to bez komentarza. Dlatego, że akurat opinie ekspertów w tej sprawie są skrajnie różne. Ale to rząd i pan premier bierze odpowiedzialność za przejście względnie suchą stopą przez ten czas kryzysu, również obecny w naszym kraju i pozwólmy, aby to jego domeną było przedstawienie, proponowanie pewnych rozwiązań, które pozwolą budżetowi państwa na wpływ pokaźnych sum, nawet na pokrycie sztywnych wydatków budżetowych, których jest naprawdę co niemiara.

 

A czy zamieszanie wokół Banku PKO BP ułatwia przejście suchą stopą przez kryzys? Fala krytyki, która spadła na rząd, premiera, ministra skarbu za odwołanie Jerzego Pruskiego tak naprawdę bez wiadomej przyczyny, nie wiem, czy pomoże…

 

Każde zamieszanie nie jest dobre. I to nie jest tak, że na twarzach decydentów w tej mierze maluje się wyraz zadowolenia. Ale taka była konsekwencja pewnej niekonsekwentnej polityki pana prezesa, co do zagospodarowania dywidendy w PKO BP.

 

Za co konkretnie został odwołany?

 

Z tego, co pamiętam, tam padły wykluczające się deklaracje w sprawie dywidendy w krótkim okresie. W tej sytuacji pan prezes utracił zaufanie rady nadzorczej i ministra skarbu państwa…

 

Minister Rostowski też utracił zaufanie? Bo ta ostateczna wersja była zgodna z linią ministra Rostowskiego.

 

Rozumiem, że pan tu wchodzi w dywagacje szczególnie aktualne w publicystyce. Ja nie będę tego komentował.

 

Dobrze, to zapytam, czy Sławomir Lachowski byłby dobrym szefem PKO BP? To nazwisko pojawia się wśród kandydatów na następcę…

 

Nie wiem. Nie moją domeną jest desygnowanie tego czy innego kandydata na tę funkcję… A wracając do samych podatków, żebyśmy mieli świadomość, nikt na tym etapie nie przesądził o podwyżce podatków na rok 2010. Padła jedynie zapowiedź, że trzeba brać pod uwagę wszelkie ewentualności, wtedy, kiedy dotychczas zaproponowane działania nie zdadzą egzaminu lub będą niewystarczające. Proszę zauważyć, w tym roku nie podniesiono podatków, chociażby nawet akcyzy, gdzie jest taka możliwość, aby ten wzrost mógł nastąpić w roku budżetowym. Ja bym na tym etapie nie przesądzą, co będzie w roku 2010. wszystko będzie zależało od głębokiej analizy wskaźników makroekonomicznych. I pełną wiedzę na temat wykonania budżetu po pierwszym półroczu będziemy mieć dopiero na przełomie lipca i sierpnia; wtedy, kiedy będziemy konstruować plan budżetu państwa na rok 2010.

Polecane