Tomasz Nałęcz

Tuskowi udało się zbudować dosyć sprawną ekipę. Nawet słabsze strony tej ekipy nie za bardzo jej szkodzą. Polska była zmęczona stylem Jarosława Kaczyńskiego. Tusk jest idealnym remedium, antytezą Kaczyńskiego.

+
Dodaj do playlisty
+
- Prof. Tomasz Nałęcz. Apartyjny czy apolityczny? Dzień dobry.
 
- Dzień dobry. Witam Państwa. Witam Pana. Na pewno apartyjny, bo nie jestem w żadnej partii. A czy apolityczny? Ciągle mam serce po lewej stronie. Ale bez żadnych zobowiązań organizacyjnych.
 
- Nigdzie Pan nie jest?
 
- Nie. Jak to nie jestem? Pracuję na Uniwersytecie Warszawskim.
 
- Partyjnie.
 
- I w Akademii Humanistycznej w Pułtusku. I znajduję przyjemność w pracy na uczelniach.
 
- A polityka jak się Panu podoba?
 
- Patrzę na nią z dużego dystansu. Pewne rzeczy mi się podobają, pewne nie.
 
- Polska się zmieniła po wyborach? Na dobre, lepsze, gorsze?
 
- Na pewno się zmieniła. Czy na dobre? Czy na lepsze? To zobaczymy z pewnego dystansu. Podobnie, jak przytłaczająca większość Polaków obdarzam nową ekipę pewnym kredytem zaufania. Ale nie jest zaślepienie. Będę ich sądził po owocach.
 
- Politycy PiS żartują, że wszyscy się w Donaldzie Tusku zakochują. I niedługo poparcie dla niego sięgnie 110 proc. Skąd tak duże poparcie dla Donalda Tuska i dla jego partii? Ten partyjny - jak Pan wie - wyznacznik jest najistotniejszy. Prawie 60 proc. poparcia.
 
- W systemie demokratycznym i w demokracji medialnej - a my też taki system w Polsce obecnie mamy - to urok władzy, zwłaszcza nowej władzy, przede wszystkim zasadza się na niesympatyczności poprzedniej ekipy. Ja bym tu jednak trochę bardziej cichym tonem w przypadku PiS-u na tę popularność PO narzekał.
 
- Bo sami sobie na nią zapracowali?
 
- To oni sami zapracowali. Ciągle na nią pracują. Nie tyle sympatyczność PO decyduje o takim niebotycznym zaufaniu Polaków, tylko niesympatyczność PiS-u. I PiS, który przegrał wybory przez ten brak sympatyczności, agresję, złość, bat, którym chciał świstać nad całą Polską, moim zdaniem niewiele z tego zrozumiał. A poza tym, we współczesnej demokracji medialnej decyduje osobowość liderów.
 
- Pan Donalda Tuska zna. Współpracowaliście w parlamencie. Pana zaskoczyło to, w jaki sposób Donald Tusk usadowił się na tym urzędzie?
 
- Nie. To mnie nie zaskoczyło.
 
- Niektórzy sądzili, że nie będzie zdolny do tak mocnego wejścia. A jednak to zrobił.
 
- Nie.
 
- Nikt nie ma wątpliwości, kto tam dowodzi.
 
- Tusk bardzo długo miał opinię człowieka miękkiego w polityce, chłopca z boiska. I opinię niesprawiedliwą, ponieważ Tusk potrafi być chłopcem z boiska. Ale uważam, że trening, który człowiek przechodzi na boisku, bardzo się przydaje w życiu. Bardzo mi się podobała złośliwość Tuska, wypowiedziana o Kaczyńskim, że przydałoby mu się podwórko i boisko, bo polityka jest sztuką gry zespołowej. A Kaczyński nie potrafi grać w zespole. Potrafi grać, tylko w takim zespole, w którym decyduje o wszystkim kapitan.
 
- Tusk u siebie nie decyduje o wszystkim? Może inaczej decyduje, ale chyba decyduje?
 
- Moim zdaniem decyduje. Ale m.in. z boiska wyniósł to, że nie może kapitan krzykami musztrować każdego zawodnika, bo zawodnik ma ten moment, kiedy ma piłkę i musi dobrze kopnąć. Tu czekanie na wskazówkę kapitana może oznaczać przegapienie okazji. Moim zdaniem Tuskowi się udało zbudować dosyć sprawną ekipę. Nawet słabsze strony tej ekipy nie za bardzo jej szkodzą. Poza tym, myślę, że Polska była zmęczona tym stylem Jarosława Kaczyńskiego. Tusk jest idealnym remedium, antytezą Kaczyńskiego.
 
- Tak sobie myślę, że jeśli słucha nas Wojciech Olejniczak, to tak mówi - a kiedy Pan prof. Tomasz Nałęcz powie, no tak, ale jest jeszcze jeden lider Olejniczak z LiD.
 
- Mogę mówić o Wojciechu Olejniczaku tylko z ogromnym uznaniem, bo to jest rzeczywiście prawdziwa alternatywa dla Kaczyńskiego, Tuska. Kaczyński zbliża się do sześćdziesiątki. Tusk jest człowiekiem, który - zdaje się - w tym roku obchodził 50. urodziny. Ale Olejniczak to jest trzydziestolatek.
 
- Idzie dobrze?
 
- Ma absolutną przewagę pokoleniową. Myślę, że dożyjemy czasów, kiedy losami Polski będzie kierowało inne pokolenie, młodsze. Z niepokojem myślę o lewicy. Tu staram się trzymać kciuki za Wojciecha Olejniczaka. Ale wieszcze dla niego spore kłopoty. Moim zdaniem nie jest dobrym pomysłem LiD, bo LiD był świetnym pomysłem 10 lat temu, w 1997 roku, kiedy była zjednoczona ale niepopularna prawica w postaci AWS-u. Budowanie dla AWS-u alternatywy w postaci LiD-u, próba rozłamania sceny politycznej na wyraźną prawicę i będącą dla niej alternatywą centrolewicę, była dobrym pomysłem. Ale dziś, kiedy rozłożyła się potężna formacja w centrum sceny politycznej w postaci PO, to przesuwanie lewicy ku centrum jest bez sensu.
 
- Pan doradza kierunek lewo?
 
- Moim zdaniem w tej bardzo trudnej dla lewicy sytuacji, kiedy większość sceny politycznej zajęta jest przez potężną formację prawicową i przez potężną formację centrową, to misją lewicy powinna być konsekwentna lewicowość. Natomiast przysuwanie się ku centrum jest przesuwaniem się do jaskini lwa. Ten lew tam się nie posunie jenotowi, tylko co najwyżej jenota zeżre.
 
- Zobaczymy. Lewica dostała do ręki potężne narzędzie. 'Czas rozliczeń' - to "Dziennik". 'Państwo PiS przed komisją. Zemsta za Rywina' - to z kolei "Nasz Dziennik". Wszystko to oczywiście o komisji śledczej w sprawie śmierci pani Barbary Blidy. Czy Ryszard Kalisz jest dobrym kandydatem na przewodniczącego? Przypomnijmy, Pan współkierował komisją Rywina.
 
- Moim zdaniem dobrym. Będzie na pewno procentowało jego staranne, prawnicze wykształcenie, jego błyskotliwa i medialna osobowość. Przed jedną rzeczą tylko należałoby go przestrzec, tzn. przed nadmiernie partyjnymi butami. Taka wyraźna partyjność w komisji, ona może szkodzić, zwłaszcza przewodniczącemu. Tu niedobrym sygnałem - nie wiem, na ile związanym z Ryszardem Kaliszem, na ile z całym klubem - był sam wniosek. Wniosek o komisję śledczą bardziej uzasadniony - bo ta komisja powinna powstać i to w takim kształcie, w jakim ją Sejm powołał, mówię o jej zadaniach - był jak najbardziej zasadny. Wniosek klubu LiD był wnioskiem wziętym z zupełnie innej epoki. Był nie wnioskiem o komisję, tylko był właściwie sentencją wyroku. Odniosłem, wrażenie - niech mi moi przyjaciele z SLD wybaczą - jakby to prokurator Andrzej Wyszyński ten wniosek napisał. On powinien był bardziej stonowany. Powinien nie być aktem oskarżenia.
 
- O którym elemencie tego wniosku Pan mówi? Tam mowa była o naciskach, przesądzaniu?
 
- To było napisane przecież w konwencji przesądzającej. Tam nie było praktycznie postulatu, żeby cokolwiek wyjaśniać, tylko żeby udowodnić winy w tej komisji. I to, moim zdaniem było przesadą. Jednak komisja śledcza powinna przystępować do pracy z zadaniem wyjaśnienia pewnych spraw, a nie potwierdzenia czyjejś winy.
 
- A czy to nie jest tak, że sprawa jest przesądzona? Zresztą np. pan poseł Tomczykiewicz z PO mówi wprost, że to nie tylko sprawa pani Barbary Blidy i jej śmierci będzie badana, ale trochę element państwa PiS - takim najbardziej eksponowanym przez samo PiS, prokuratura, wymiar sprawiedliwości, że to będzie trochę młot na PiS.
 
- Moim zdaniem powinni przeciwnicy PiS miarkować emocje. Komisja powinna w sposób bezstronny dążyć do ustalenia prawdy i wyjaśnić wszystkie okoliczności tego wydarzenia. Przystąpienie do pracy już z gotowym wyrokiem jest niebezpieczne. Po pierwsze może powodować bardzo subiektywną analizę tego materiału dowodowego. A poza tym grozi utratą zaufania opinii publicznej. Przecież tu nie trzeba dążyć do przekonania swoich partyjnych elektoratów, ale trzeba pokazać Polsce, że pracuje się w sposób bezstronny i chce się dojść do istoty wydarzeń, do ukazania prawdy.
 
- Ta komisja ma tu dwa zadania sformułowane w tej uchwale. Pierwszy, to zbadać, co zdarzyło się w kwietniu, w domu pani Barbary Blidy - chodzi o akcję ABW. Drugi, co się działo wcześniej, czyli jak prokuratura dochodziła do tego wniosku o zatrzymanie? Czy brak jakiegokolwiek wątku afery węglowej, brak tego kontekstu, czy on nie będzie działał trochę paradoksalnie przeciwko komisji?
 
- Nie.
 
- Bo jak można zbadać, czy prokuratura postawiła słusznie zarzuty, jak się nie zna sprawy afery węglowej?
 
- To jest mydlenie oczu przez PiS tym wątkiem węglowym, bo oczywiście jeśli ze sprawą zatrzymania pani Blidy będą się wiązały jakieś wątki węglowe, to komisja będzie musiała je podjąć.
 
- Gdzie ma Pan w uchwale budującej komisję aferę węglową? TK jasno powiedział - wąski zakres pracy komisji, wąska definicja.
 
- Oczywiście. Komisja ma wyjaśnić okoliczności śmierci pani Blidy i prace wcześniejszą prokuratury. Ta praca wcześniejsza prokuratury jest wręcz zobligowaniem do poruszenia wątku węglowego. Jeśli prokuratura tak, jak twierdzi PiS z aresztowaniem pani Blidy wiązała się afera węglowa, to w tych pracach prokuratury tego węgla będzie od diabła.
 
- Ten kontekst poznamy?
 
- Oczywiście, że tak, Natomiast wniosek PiS-u, żeby zająć się aferą węglową był oczywiście podyktowany złą wiarą.
 
- Rozmycie?
 
- Oczywiście. Zgadzam się z tymi, którzy mówią, że PiS chciał w ten sposób przysypać wieloma tonami węgla, ponieważ co by się stało, gdyby Sejm dał się zwieźć PiS-owi i przyjął ten wniosek o wyjaśnienie afery węglowej, co by się stało w komisji? Na pierwszym posiedzeniu posłowie PiS-u przedłożyliby listę po pierwsze kilkudziesięciu spraw, które trzeba ściągnąć z prokuratury, stu kilkudziesięciu świadków związanych ze sprawą węglową. I w sytuacji, kiedy ktoś z innego klubu powiedziałby - ależ drodzy koledzy, dlaczego mamy się zajmować sprawą przekrętów w kopalni miedzi w Lubinie sprzed 15 lat? Jaki ma to związek z Blidą? To PiS by powiedział - jak to? Przecież Sejm nas zobligował, żeby się zajmować sprawą afery węglowej, a przecież ważnie są przekręty w węglu niż samobójstwo jednej tylko kobiety.
 
- A na drugim biegunie nie jest drugie ryzyko, że będzie badana sprawa tylko samobójstwa pani Barbary Blidy? I będzie wrażenie, że się szuka zabójców.
 
- Nie. Jeśli PiS ma rację, jeśli zaaresztowanie pani Blidy było podyktowane chęcią wyjaśnienia jakiegoś wątku afery węglowej i w działaniach prokuratury, w dokumentacji prokuratury ten węgiel jest, to tu będzie jeden z istotniejszych kierunków badania komisji. I nie ma innego wyjścia.
 
- Oby Pan miał rację.
 
- Nie może być innej interpretacji.
 
- Beata Kempa, była wiceminister sprawiedliwości, właśnie w czasie, gdy pani Barbara Blida popełniła samobójstwo, to dobry kandydat na posła śledczego? Pan by chciał w swojej komisji mieć kogoś, kto może przed tą komisją też stanąć?
 
- Powiem coś, poza granicą szczerości, której się nie powinno przekraczać w takich wypowiedziach. Z punktu widzenia PiS-u, to rozwiązanie fatalne, bo pani Beata Kempa będzie jak najgorszą reprezentantką PiS-u. Będzie moim zdaniem budziła negatywne emocje pod adresem PiS-u. Ja nie przepadam za PiS-em, więc ja się podpisuję obiema rekami - niech będzie, niech kompromituje PiS w tej komisji, niech zniechęca ludzi, niech wywołuje agresję. Wejść na trybunę i porównać się do Barbary Blidy?
 
- To była dziwna wypowiedź, bo ona tak przyznawała, że były jakieś naciski.
 
- Po pierwsze powiedziała, że przeciwko niej jest zorganizowana kampania i ją chce się zaszczyć jak Blidę. Oskarżyła swoich kolegów. Po drugie - te sejmowe mury mają w sobie coś ogłupiającego. Jak można przyjść, będąc byłym wiceministrem, posłanką z immunitetem, będąc mającą za sobą 160 osobowy klub i się porównać do kobiety, do której przychodzi policja polityczna o godzinie 6 rano?
 
- Pytałem o czystość reguł. Jednak pewnie ten wątek pani Kempy wróci.
 
- Niech będzie pani Kempa.
 
- Jeszcze jedna sprawa. Też czystość reguł. Jest w prasie informacja o tym, że szefowa sejmowej komisji kultury i środków przekazu pani Iwona Śledzińska-Katarasińska z PO jest formalnie i wciąż zatrudniona w koncernie medialnym Agora. Na bezpłatnym urlopie od 1991 roku. Ale jednak ten stosunek pracy formalnie jest. Pani Katarasińska zajmuje się teraz rynkiem medialnym. To nie jest problem?
 
- Nie. Żaden problem. Każdy poseł, gdzieś pracuje.
 
- Ale nie musi pisać ustawy medialnej, jak pracuje w koncernie medialnym.
 
- Gdzieś pracuje, gdzieś musi wróci wrócić. Nie. Uważam, że to absolutnie jest nadmierny puryzm. Pracowałem na wyższej uczelni przed przejściem do parlamentu, zajmowałem się ustawą o szkolnictwie, o pensjach wyższych. Czy byłem stronniczy? Pewnie byłem na swój sposób chcąc, żeby było rozwiązanie jak najlepsze dla mojego środowiska.
 
- Ale środowisko naukowe a koncern medialny?
 
- Nie. Nie sądzę. Jak się śledzi aktywność pani posłanki Śledzińskiej-Katarasińskiej, to gdzie by tam się dopatrzeć jakichś emocjonalnych związków z "Gazetą Wyborczą". To moim zdaniem nie da się takiej stronniczości widzieć.
 
- Pan profesor nie widzi. Tomasz Nałęcz. Dziękuję bardzo.
 
- Dziękuję.