Grzegorz Schetyna, PO

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
  • Mail
Grzegorz Schetyna, PO

Dzisiaj jest Rada Ministrów, będziemy o tym rozmawiać, będziemy szukać pieniędzy. Budżet jest jaki jest, to znaczy, ta sytuacja nie jest prosta i nie pomaga w takich decyzjach, ale dla potrzebujących pieniądze muszą się znaleźć.

Posłuchaj

+
Dodaj do playlisty
+

Z ministrem spraw wewnętrznych i administracji Grzegorzem Schetyną rozmawia Damian Kwiek.

 

Prezydent Lech Kaczyński powiedział wczoraj podczas spotkania z dyplomatami, że podpisze traktat lizboński, jeśli pozytywne decyzje zapadną w Niemczech i Irlandii. Za dwie godziny niemiecki Trybunał Konstytucyjny ma wydać wyrok w sprawie zgodności traktatu z niemiecką konstytucją. Zdaniem pana premiera to dobrze, że prezydent czeka na te dwa kraje?

 

Nie, niedobrze, i mówiliśmy o tym wielokrotnie. Polska jest outsiderem w kwestii traktatu i jego akceptowania. Może nie Polska, ale prezydent Kaczyński. Wszyscy są za, Europa jest za, Europa czeka na polski podpis, na podpis prezydenta Kaczyńskiego, a on tego nie robi, żeby… nie wiem, co pokazać, bo tak naprawdę już wszystko jest przesądzone, łącznie z decyzją Trybunału Konstytucyjnego w Niemczech i z decyzją Irlandczyków w referendum, wszystko wskazuje na to, że Irlandczycy poprą traktat, więc Polska będzie naprawdę na szarym końcu. Nie wiem, po co.

 

Ale dopóki te decyzje nie zapadną, nie wiemy tego do końca i argumentacja prezydenta jest taka, że nie ma sensu podpisywać traktatu, jeśli w tych krajach zapadłyby inne decyzje, wtedy ten podpis będzie bezwartościowy.

 

Tylko traktat to nie jest rozwiązanie złe, to nie jest smutna konieczność, to jest raczej pomysł na to, jak Europa ma wyglądać w przyszłości. I Polska, która jest w awangardzie zmian, rzeczywiście ma dużo do powiedzenia dzisiejszej Europie, powinna utrzymać to dobre tempo. Przez to, że kalkulujemy, prowadzimy taka politykę przez prezydenta Kaczyńskiego niezrozumiałą, nie jesteśmy w dobrym miejscu. I tego szkoda, bo sprawa – jak powiedziałem – wydaje się już przesądzona. Wszyscy to rozumieją, tylko widzę, że nie rozumie tego prezydent Kaczyński.

 

Ale jeśli sprawa rzeczywiście jest przesądzona, zapadną decyzje pozytywne w Irlandii i w Niemczech, to prezydent podpisze – problemu nie będzie. Może to jest kwestia tylko formalna?

 

Tak, tylko po co? Dlaczego? To nie Polacy powinni robić kłopot traktatowi lizbońskiemu, bo on akurat daje nam bardzo duże szanse i możliwości uczestniczenia w nowym otwarciu. Dlatego, mówię, to powinna być szansa, a nie smutna konieczność. Inaczej tutaj się zapatrujemy, inaczej patrzą na to Polacy, a inaczej prezydent Kaczyński.

 

Smutna konieczność jest też taka, że w ostatnich dniach, tygodniach w Polsce najczęściej mówimy o wielkiej wodzie. Przedstawiciele rządu, m.in. premier Donald Tusk, a także pan, odwiedzali w ostatnich dniach tereny powodziowe. To, co pan widział na miejscu, różni się od obrazu medialnego w jakiś sposób?

 

Media zawsze pokazują trochę jednostronnie tę sytuację, nie mogą opisać rzeczywistości tak, jak ona wygląda, ale oddają dramatyzm tych dni przychodzących zaraz po tej wielkiej wodzie. Tam było rzeczywiście dramatycznie. W niedzielę pan premier Tusk i ja byliśmy w Kłodzku, wcześniej w Ropczycach na Podkarpaciu, byliśmy w miejscach, które zostały dotknięte żywiołem i ci ludzie, którzy stali się ofiarami tej powodzi nie mogli w żaden sposób zareagować, przy takiej wodzie, przy takich ulewach człowiek jest bezbronny. Chodzi o też, żeby pokazać i dać do zrozumienia, potwierdzić, że państwo w tej sytuacji tak trudnej, a niezależnej od mieszkańców tych miejsc, nie zostawi ich samych sobie. Dlatego byliśmy i przyjęliśmy takie honorowe, ale też formalne zobowiązanie, że państwo będzie pomagać, ze musi pomóc w tej sytuacji powodzianom.

 

Wobec żywiołów rzeczywiście jesteśmy na ogół przynajmniej do pewnego stopnia bezbronni, ale można budować instalacje przeciwpowodziowe i można ubezpieczać się. Jak wielu ubezpieczonych rolników pan premier spotkał?

 

Częściowo to jest dużo lepiej niż kiedyś, oczywiście, bo wszyscy wyciągamy wnioski z 1997 roku, z tej ogromnej powodzi, ale te ubezpieczenia nie są pełne, to nie jest tak, ze ubezpieczenie załatwi wszystko, nawet jeżeli część gospodarstw była ubezpieczona, to nie dotyczy całości dobytku, całego mienia, dlatego państwo musi w tej sytuacji pomóc, ale musi to zrobić razem z władzami samorządowymi, raczej z burmistrzem, starostą, marszałkiem, dlatego wspólnie wczoraj pracowaliśmy, żeby pokazać, że ta pomoc musi być pełna. Tak naprawdę to sołtys, wójt konkretnej gminy wie, komu trzeba pomóc, co zrobić, żeby sytuacja się poprawiła – dlatego pracujemy wspólnie.

 

A rolnicy powinni się ubezpieczać?

 

Ubezpieczają się i to wygląda lepiej niż w latach 90-tych. Ale przy tych kataklizmach, które wracają, my pracujemy w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji nad narodowym programem ubezpieczeń, żeby jednak państwo w tych krytycznych miejscach, przy żywiołach tj. powódź, trąby powietrzne, żeby państwo mogło się angażować, żeby ludziom łatwiej dopłacać do tych podstawowych ubezpieczeń. Wtedy łatwiej jednak uruchomić koncerny ubezpieczeniowe, żeby to była akcja z roku na rok rosnąca, żeby powszechność konieczności ubezpieczenia budować, żeby ludzie wiedzieli, że to się naprawdę opłaca. Ale to też będzie trwało, więc zaczynamy, jestem przekonany, że w perspektywie najbliższych tygodni przedstawimy taki projekt jak ten narodowy projekt ubezpieczeń będzie wyglądać.

 

Problem jest taki – o tym dziś przypominają m.in. gazety – że ubezpieczenie dla rolników jest problemem, to czasem jest rzeczą zupełnie niemożliwą, ponieważ stawki ubezpieczeniowe na terenach, które są zagrożone powodziami, są tak wysokie, że ich zwyczajnie na to nie stać. Czasem takie ubezpieczenie kosztuje sto kilkadziesiąt złotych.

 

To jest za dużo, dlatego nie wykorzystują, licząc na to, że będzie dobra pogoda i nic złego się nie stanie, więc w takiej sytuacji państwo powinno się angażować, do tego potrzebny jest narodowy program ubezpieczeń, tak, żeby państwo mogło tę składkę obniżyć albo dopłacić do niej, żeby i rolnikowi się opłacało, a firmie ubezpieczeniowej nie groziło bankructwo. Tu musimy znaleźć dobre porozumienie, dobre połączenie tych spraw i nad tym pracujemy.

 

Pan premier – jak rozumiem – spotkał jednak osoby, które były ubezpieczone. A czy takie osoby otrzymają pomoc?

 

Tak, nie będziemy tu kalkulować, wybierać. Jeżeli ktoś się ubezpieczył, to dodatkowo… te straty są naprawdę poważne, więc tutaj nie będziemy kalkulować. Nie będzie tak, że ktoś zarobi na ubezpieczeniu, czy komuś się będzie opłacać to, że przeżył ten kataklizm. Tu naprawdę straty są ogromne i państwo musi pomóc, nie kalkulując, czy ktoś był ubezpieczony czy też nie.

 

Przedstawiciele rządu, mówiąc o zasiłkach, zapomogach, mówią o kwocie 6 tysięcy. Ale czy to jest 6 tysięcy czy do 6 tysięcy? Premier Donald Tusk mówił wczoraj „do 6 tysięcy”…

 

Bo tak jest – do 6 tysięcy. Taki jest zapis, takie jest w rozporządzeniu. Natomiast te 6 tysięcy przy tak ogromnych stratach to i tak suma niewystarczająca. Płacimy od razu, żeby ludzie mogli dysponować gotówką na te najbardziej elementarne potrzeby. Ale to jest dopiero pierwsza pomoc, później szacowanie strat, później następne pieniądze, później infrastruktura, później odszkodowanie za stracone zasiewy… to będzie trwało. Najważniejsze o co dzisiaj walczymy, na czym najbardziej nam dzisiaj zależy, to jest, żeby przestało padać, żeby pogoda się poprawiła, żeby można było powiedzieć: skończyła się powódź, skończyła się akcja ratownicza, teraz szacujemy straty i szukamy możliwości odszkodowania.

 

A są już w tej chwili znane jakieś konkrety dotyczące innych form pomocy poza zasiłkami? Coś wiadomo?

 

Na pewno inwestycje w infrastrukturę. Dzisiaj jest Rada Ministrów, będziemy o tym rozmawiać, będziemy informować, jak wygląda sytuacja, będziemy szukać pieniędzy. Budżet jest jaki jest, to znaczy, ta sytuacja nie jest prosta i nie pomaga w takich decyzjach, ale dla potrzebujących pieniądze muszą się znaleźć.

 

Premier Tusk dużo mówił wczoraj w Radwanie koło Tarnowa o tym, że były dość istotne zaniedbania, na przykład budowanie stacji zasilających poniżej lustra wody. I premier zapowiedział, że to nie pozostanie bez echa. Kiedy jest możliwe, że poznamy jakiś raport dotyczący tych zaniedbań?

 

Tak, dzisiaj to przeprowadzimy. Wydam taką dyspozycję, która zinwentaryzuje te sprawy, tez te błędy, które były popełniane – to są błędy lat 60-tych czy 70-tych, na przykład to, o czym mówi pan redaktor, czyli o tej stacji, która jest poniżej lustra wody. Ale problem jest z urzędnikami. Tu akurat samorząd wojewódzki, nadzór nie zdawał sobie sprawy, ze w takim krytycznym miejscu może stać się coś złego. Tu trzeba przewidywać zagrożenia, a nie uważać, ze zawsze wszystko będzie dobrze, bo klimat i pogada są w stanie zmienić się tak, że mogą nas zaskoczyć w najtrudniejszym momencie, nie można dawać pretekstu naturze, żeby te straty były jeszcze bardziej poważne niż dotychczas.

 

A jak dużo czasu rząd potrzebuje na to, żeby taki raport błędów stworzyć?

 

To są tygodnie… To jest również kwestia decyzji o budowie na terenach zalewowych, na polderach, pozwolenia na budowę, które dają urzędnicy – też będziemy się temu przypatrywać. Bo potem te budynki są tak blisko wody, że to naprawdę jest kuszenie losu. Tę analizę tez będziemy robić. Myślę, że to jest kwestia najbliższych tygodni, ze będziemy w stanie przedstawić taki raport.

 

Bardzo gorącym tematem ubiegłego tygodnia była ustawa medialna. Zdaniem pana premiera jest jakakolwiek szansa, że nowa ustawa medialna wejdzie w ogóle w życie?

 

Myślę, że tak. Jeżeli miną emocje… każda ustawa medialna wywołuje emocje, ta wywołuje emocje związane z finansowaniem mediów publicznych – czy jest możliwe zapisanie tych pieniędzy budżecie, czy jest możliwe zagwarantowanie wystarczającej ilości pieniędzy dla mediów publicznych, a jednocześnie stworzenie takiej sytuacji, że nie będzie bezpośredniego politycznego wpływu na media publiczne, czy to jest w ogóle możliwe… wszyscy się nad tym zastanawiają. Może wreszcie się uda i ta ustawa zostanie zaakceptowana, podpisana przez prezydenta. Nawet jeżeli będzie przechodzić przez Trybunał Konstytucyjny, to uważam, że koniec powinien wieńczyć dzieło, prezydent powinien ją podpisać, a media powinny szukać w nowej sytuacji – też ekonomicznej – swojego miejsca.

 

Ale prezydent nie od dziś przekonuje, że jest krytykiem tej ustawy. Chyba nic nie wskazuje na to, żeby mógł tę ustawę podpisać. Także szef Kancelarii Prezydenta mówił o tym, ze raczej jest to mało prawdopodobne.

 

Prezydent był zwolennikiem poprzedniej ustawy, która oddawała media publiczne ówczesnej koalicji LPR, Samoobrona i PiS. Ta ustawa próbuje odprowadzić czy odciągnąć od bieżącej polityki media publiczne. Może pan prezydent nie jest zwolennikiem takiego wariantu. Ale innej drogi nie ma. Jeśli chodzi o finansowanie – trzeba się zastanowić, jakie są niezbędne koszty funkcjonowania misji publicznej i wpisywać je do budżetu. Jak to robić, żeby nie poddawać się bieżącemu wpływowi polityki i polityków, i robić to transparentnie, także przez komisje sejmowe – im więcej jawności w mediach publicznych i w mechanizmie ich finansowania, tym lepiej.

 

Ale żeby odpolitycznić media publiczne, to fakt nie wpisywania na stałe kwoty finansowania czyli możliwość pewnego sterowania tą kwotą raczej stwarza ryzyko takiego wpływu, a nie likwiduje go.

 

Tak, tylko trudno dzisiaj, w dobie światowego kryzysu finansowego wpisać na sztywno tak ogromne pieniądze jak były proponowane, a potem, jeżeli będziemy szukać oszczędności, to co? Szukać oszczędności w mediach publicznych? znowu będzie kolejny poziom hałasu i politycznego rwetesu. Może po prostu trzeba się zastanowić, jak to zapisać, jak to ustalać wspólnie, ale w taki transparentny, otwarty sposób, żeby nie chować tego pod stół, tylko robić to absolutnie publicznie.

Polecane