Jacek Kurski

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
  • Mail
Jacek Kurski

Mamy do czynienia z próbą rozliczenia budowy IV RP. To wczorajsze wejście ABW do dziennikarzy i członków komisji weryfikacyjnej, i to, co się dzieje w komisji do spraw nacisków jako żywo muszą potwierdzać taką tezę.

Posłuchaj

+
Dodaj do playlisty
+

Jacek Kurski, poseł Prawa i Sprawiedliwości. Dzień dobry.

Witam pana, witam państwa.

Czy Piotr Bączek był pana asystentem?

To zależy od dobrej woli prezydium. Dlatego, że ja w dniu 6. maja zgłosiłem Piotra Bączka jako swojego asystenta i prezydium…

A dlaczego pan zgłosił? Jakiś pomysł w tym był?

Nie. Znam Piotra Bączka chyba od połowy lat 90-tych. Co prawda całe lata nie widywałem go na oczy, ale zapoznawałem się z jego publicystyką w „głosie”, w „Gazecie Polskiej”. Wydawał mi się osobą kompetentną i zorientowaną w tematyce, którą się między innymi interesuje komisja śledcza. W związku z czym jako człowiek wiarygodny i merytoryczny wydawał mi się dobrym kandydatem. I nadal tak uważam.

To jest jedna z osób, u których wczoraj ABW dokonała przeszukania. Jak pan tę historię odczytuje? Jak pan ją widzi? To są normalne działania mające znaleźć przeciek? Czy coś więcej pana zdaniem?

To są w cudzysłowie „normalne działania”. „Normalne” w sensie typowego działania w ostatnich miesiącach, typowej próby skompromitowania procesu likwidacji i weryfikacji Wojskowych Służb Informacyjnych. Ekipa, która doszła do władzy ma wielki problem. To znaczy – chciałaby z jednej strony cały czas udawać, że jest ekipą antykomunistyczną, która chce rozliczać patologie III RP, ale z drugiej strony w oczywisty sposób, w kwestii doraźnego i długofalowego interesu, chce się dogadać z tą częścią III RP, która gwarantuje, być może, odrzucanie weta Lecha Kaczyńskiego. W każdym razie ewidentnie widać – i po zapowiedzi pana przewodniczącego Chlebowskiego o odejściu od lustracji, i po tej decyzji - że Platforma zdecydowała się na zapudrowanie, zalukrowanie procesu likwidacji WSI. W związku z czym będzie chciała za wszelką cenę znaleźć jakaś dziurę w całym i żeby skompromitować likwidacje WSI, w ten sposób rehabilitować, a może i kanonizować samą WSI.

A nie ma pan wrażenia, że trochę się role odwróciły? Że gdybyśmy rozmawiali rok temu, to pan broniłby działań agencji w tego typu przypadku – przypadku dokonania pewnych działań operacyjnych, a politycy Platformy mówiliby, że to jest patologia i zamach na demokrację? Bo co takiego ma być tu patologiczne?

Ale zależy do czego służą wejścia ABW. Za naszych czasów wejścia ABW służyły eliminowaniu afer, złodziejstwa, patologii i okradania Polski. Natomiast to wejście ABW służy atakowi na proces likwidacji WSI. Na nic innego.

A może próba znalezienia przecieku? Wątkiem, który się przewija w podtekście jest domniemany, nigdy nie udowodniony handel, a właściwie próba udawania, że się ma coś na sprzedaż. Że się ma na sprzedaż raport – i tu się pojawia były oficer WSW, komunistycznych służb specjalnych, pan Aleksander Lichocki. Z drugiej strony – być może oferowanie za pieniądze wykreślenia kogoś z raportu. Dwa wątki.

Sam pan mówi, że „być może”.

Bo ja jestem dziennikarzem i od służb się trzymam z daleka.

A po drugie – kluczową postacią w tej pańskiej interpretacji jest dawny pułkownik WSI. Więc to tylko potwierdza naszą intuicję, że chodzi o prowokację, której głównym rozgrywającym będzie być może dawny oficer WSI po to, żeby jego poświęcić, ale na jego przykładzie uratować WSI, a skompromitować proces likwidacji WSI.

Taka kombinacja operacyjna?

Oczywiście.

Lichocki, który oferował dziennikarzom „Dziennika” sprzedaż raportu, którego, jak się okazało, nie miał, to jest podstawiona postać?

Niczego w tej sprawie nie wiemy na pewno.

A może prokuratura i ABW coś więcej wie?

No to karty na stół. Niech prokuratura powie, co ma. Bo jeżeli ma tylko słowo przeciwko słowu, a nie ma żadnych nagrań czy filmów, czy kontrolowanego wręczania łapówek, to znaczy, że jest wszystko pic na wodę. Jeżeli mówi pan o analogii z zeszłym rokiem, jakby media zareagowały – zaręczam panu, że gdyby kamera TVN towarzyszyła wejściu ABW w zeszłym roku po rządami Prawa i Sprawiedliwości i tę kamerę by aresztowano, wykręconoby ręce, poturbowano, taśmę i kamerę zarekwirowano, to miałby pan dzisiaj pod Sejmem, pod urzędem Jarosława Kaczyńskiego klatkę, do której wchodziłoby dziesięcioro najbardziej znanych w Polsce dziennikarzy i byłaby jedna wielka nagonka na reżim, który gwałci wolność słowa.

Wątek dziennikarzy, którzy jakoś przez piwnice weszli do tego przeszukiwanego domu i tam zostali przez ABW zatrzymani, przeszukani (podobna rewizja osobista była dość szczegółowa i bardzo brutalna), on się jednak pojawia. Był na przykład list protestacyjny dziennikarzy. Sam go podpisywałem. Więc to nie jest tak, że nikt nie reaguje.

Brawo! Ale reaguje zdecydowana mniejszość. Natomiast, gdyby to było rok temu, to miałby pan absolutnie całą czołówkę – nie mówię, że pan nie jest czołówką, dla mnie jest pan z pańskim bratem oczywiście czołówką dziennikarstwa – natomiast miałby pan tam nazwiska takie jak Tomasz Lis, Monika Olejnik.

Monika Olejnik podpisała się pod tym listem.

Podpisała się? A to brawo, brawo. Przepraszam. Przepraszam panią Monikę Olejnik. Nie wiedziałem, że się podpisała.

A jak ta sprawa powinna być wyjaśniona? Pan ma tu chyba osobisty wątek? Bo pojawiają się pytania, czy była pan podsłuchiwany. Jak pan sądzi? Był pan podsłuchiwany?

Jeżeli ktoś powie, że ma intuicję, że był…

A pan ma taka intuicję?

Mam taką intuicję.

Ale skąd ona się bierze?

Wie pan, intuicja się bierze z fluidów.

Ale w związku z Bączkiem?

Nie, nie tylko. Ja miałem wrażenie, że od dłuższego czasu byłem w kręgu zainteresowania, od czasu przegranej dla Platformy Obywatelskiej i Donalda Tuska kampanii 2005 roku. Ale to są moje osobiste, prywatne sygnały. 

Czyli nie służby, a jakieś nielegalne działania?

Nielegalne. To znaczy – część służb, która nawet pod rządami Jarosława Kaczyńskiego i PiS-u była zorientowana na Platformę Obywatelską. Jest cały szereg tak zwanej grupy pułkowników.

Ale co to znaczy, że miał pan intuicję? Pewne znaki pan czytał?

Tak.

Jakieś inne dźwięki były w tym telefonie? Ktoś o panu wiedział coś, czego nie powinien? Zachowywał się, jakby słyszał pana rozmowy?

Wie pan, ja niczego takiego nie robiłem, żebym miał się czuć zagrożony przez to, że ktoś coś o mnie wie, czego nie powinien wiedzieć, bo niczego takiego nie ma. Natomiast jest pewna grupa znajomych, zarówno dla obozu PiS-u jak dla Platformy i czasami pewne informacje i sygnały dochodzą. Ale to nie jest miejsce, żeby publikować plotki. Skończmy na mojej intuicji. Natomiast pyta pan słusznie o związek z tą komisją. Przecież pan Piotr Bączek od tygodnia miał być moim asystentem w komisji do spraw nacisków. Jeżeli mówimy o pewnych analogiach i o pewnych znakomitych symbolach tego, co się dzisiaj w Polsce dzieje, to proszę zwrócić uwagę, czym ta komisja do spraw nacisków ma się tak naprawdę zajmować. Przecież to gołym okiem widać, że to jest komisja do osądzenia projektu politycznego IV RP. Wie pan, jakie dwie sprawy stają na wokandzie komisji do spraw nacisków? Pierwsza sprawa to jest sprawa pana ministra Lipca. O co chodzi w sprawie pana ministra Lipca? Chodzi o to, że jest to pierwszy minister po ’89 roku, który przez własny rząd, przez własny obóz polityczny został namierzony, zdiagnozowany, zgromadzono przeciwko niemu dowody, a na końcu go zapuszkowano. Zapuszkowano konstytucyjnego ministra rządu za podejrzenia korupcji. To jest najbardziej chwalebny przykład na rzecz Prawa i Sprawiedliwości. To znaczy, że myśmy we własnych  szeregach, rozpalonym żelazem eliminowali korupcję. I co? I to staje na komisji do spraw nacisków. Czyli PiS ma być sądzony, że wprowadzał tego typu standardy. Druga sprawa, którą mamy się zajmować, to jest sprawa tego, że jakoby Jarosław Kaczyński miał wiedzę od prokuratora prowadzącego sprawę afery paliwowej o postępach prac. To ma być przedmiotem napiętnowania przez komisję – jakim prawem Jarosław Kaczyński miał wiedzę? Czyli rzecz chwalebna, bo nie tylko jako szef rządzącej partii…

Ale drugi przykład jest jednak znakiem zapytania.

… ale jako członek Rady Bezpieczeństwa Narodowego – więc ten formalny powód był jak najbardziej – interesuje się, czy w Polsce rozlicza się afery, które miliardami okradały budżet państwa. I za te dwie sprawy PiS ma być sądzony. A w tym wszystkim ma pomagać większości rządzącej w tej komisji, były oficer Służby Bezpieczeństwa pan Jachowicz, na którego opozycjoniści składają doniesienie do IPN. I w tejże samej sprawie pan Bączek nie może być moim asystentem. Mamy do czynienia z próbą rozliczenia budowy IV RP. To wczorajsze wejście ABW do dziennikarzy i członków komisji weryfikacyjnej, i to, co się dzieje w komisji do spraw nacisków jako żywo muszą potwierdzać taką tezę. Jesteśmy dzisiaj w przededniu łamania demokracji.

Czy pan się zgadza z prezydentem, który mówi, że widać, kto posługuje się policyjnymi metodami?

Oczywiście, że się zgadzam w tej sprawie z panem prezydentem.

Jak ta sprawa powinna być dalej wyjaśniana? Komisja do spraw służb specjalnych? Prokuratura? Na razie mamy sytuację bardzo niejasną.

Powinno być nadzwyczajne zebranie komisji sprawiedliwości. Ociąganie się pana przewodniczącego Kalisza, który mówi, że ma dwa tygodnie rozpatrzenie wniosku – bo, jak wiadomo, my jako posłowie opozycji mamy wystarczająco dużo posłów w każdej komisji, żeby zwoływać nadzwyczajne posiedzenia. Oczywiście taki wniosek poszedł i teraz pan przewodniczący Kalisz, czyli poseł opozycji, szef komisji do spraw wyjaśnienia tragicznej śmierci pani Barbary Blidy, teraz nagle udaje wielkiego formalistę i aptekarza, mówi, że ma dwa tygodnie na zwołanie takiej komisji.

Mówiłem, że te role trochę się odwróciły.

Tak, ale…

Nie jest tak, że rządy PiS-u trochę znieczuliły ludzi na tego typu argumenty, zarzuty? Na tego typu działania także służb?

To jest osobna sprawa. W sensie PR-owskim, socjotechnicznym…

Ale tak po ludzku.

Mogę się z panem zgodzić. Prezentowałem tutaj akurat taką optykę, żeby chwalić się sprawami, które PiS załatwia dla ludzi – dla normalnych, zwykłych ludzi, sprawy socjalne, bytowe. To było ważne.

Zarzuty wobec pana Ziobry – ja nie mówię, że one są potwierdzone, bo na razie wydaje się, że nic się na twardo nie potwierdziło – ale były wielokroć straszniejsze niż wejście do kogoś do domu i przeszukanie przez ABW.

Ale jako żywo mówi pan, że nic się jeszcze nie potwierdziło. Mamy do czynienia z tworzeniem atmosfery pod taką tezę, która pozwoli Platformie zakończyć okres rozliczeń III RP i polukrować, popudrować symbiozę z tym, co było patologiczne w III RP. Niestety. Taką mam diagnozę tego, co się wczoraj stało. Musi się zebrać komisja sprawiedliwości, musi się zebrać nadzwyczajna komisja do spraw służb specjalnych. My dzisiaj z Arkadiuszem Mularczykiem będziemy na prezydium komisji śledczej do spraw nacisków stawiać wniosek o wyjaśnienie, czy członkowie komisji śledczej byli podsłuchiwani via swoi asystenci. Bo to po prostu trzeba wyjaśnić i reagować od razu na jakiekolwiek próby naginania prawa do walki z opozycją.

Może prezydent powinien jednak opublikować aneks do raportu Antoniego Macierewicza i w ten sposób zamknąć spekulację, czy gdzieś wyciekło, gdzieś można to kupić?

Zgadzam się z panem, że prezydent powinien coś z tym zrobić: albo powiedzieć, że nie opublikuje, albo opublikować. Rzeczywiście byłoby to szybsze. Musi pan jednak wiedzieć, że pan prezydent jest bardzo zapracowany, a ustawy o ochronie tajemnicy niejawnej mówią o tym, że de facto prezydent musi przeczytać w całości ten raport, a on – mimo, że się nazywa aneks – jest grubszy od dokumentu, który miał chyba czterysta stron.

Trzy dni na Helu i przeczytane.

To pan jest dobry. Gratuluję panu.

Nie? Albo pana upoważni. Tak jak kiedyś do orędzia. Pan by przeczytał w imieniu prezydenta i powiedział, czy dobrze czy źle. A gdyby było źle, to prezydent mógłby powiedzieć, że nic o tym nie wiedział…

A nawet, gdyby było dobrze, to będzie można powiedzieć, że źle.

Pan by mógł nawet zilustrować. Podjąłby się pan ilustracji raportu?

Rozważymy pańską propozycję. Życzę w każdym razie, żeby po każdej takiej akcji jak orędzie pan prezydent miał 50% poparcia społecznego dla swojej inicjatywy. Tyle było po orędziu. Myślę, że to jest właściwy sposób komunikowania się ze społeczeństwem. Ponad głowami mediów. Bo jeżeli człowiek zda się tylko na media, to zawsze będzie słyszał prezydenta wyłącznie przez pryzmat karetki, która stoi, i za którą rzekomo dwieście tysięcy jest niezapłacone, przez pryzmat absurdalnych zarzutów pana Palikota, na które absolutnie nie należy opowiadać żadnym raportem o zdrowiu pana prezydenta.

Nieufność do mediów. Dlatego my twarzą w twarz. Metr odległości. Dziękuję bardzo. Jacek Kurski był gościem Salonu.

  

Polecane