Reklama

reklama

Krzysztof Putra

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
  • Mail

Do porozumienia nie jest daleko. Myślę, że akurat w tym zakresie jest możliwe szybkie porozumienie. I jeśli PO zechce z nami tego porozumienia, to większość konstytucyjna jest pewna.

Posłuchaj

+
Dodaj do playlisty
+

- Dzień dobry. Dziś gościem "Salonu Politycznego Trójki" jest Krzysztof Putra, wicemarszałek Senatu, wiceszef klubu PiS. Witam Pana.

- Dzień dobry.

- Dziś popołudniu przyjedzie Pan z Białegostoku do Warszawy. Spodziewa się Pan, że miasteczko namiotowe przed Kancelarią Premiera będzie się już zwijać?

- Tego nie wiem. Mam nadzieję, że porozumienie jest realne. Myślę, że negocjacje idą w dobrym kierunku. Jestem dobrej myśli.

- Pan coś z tego jeszcze rozumie? Minister Religa wczoraj chciał się podać do dymisji, bo premier nie zgodził się na podwyższenie składki - potem się wycofał. Ale w sumie nie powiedział dlaczego, a pieniądze na podwyżki i tak się znalazły. Ja z tego nic nie rozumiem. Pan coś z tego rozumie?

- Dopóki - jak to mawiał śp. Kazimierz Górski, nasz trener piłkarski - dopóki piłka w grze, wszystko jest możliwe. Negocjacje są w trakcie. A w związku z tym w negocjacjach zawsze jest tak, że szuka się rozwiązania, które zadowala każdą ze stron. Od początku było mówione, że w NFZ jest ok. 800 tys. zł dodatkowych pieniędzy. One miały być przeznaczone na zwiększenie zakresu usług medycznych, na zwiększenie kontraktów. Nie znam szczegółów tych negocjacji. Zresztą mało kto je zna - to znają negocjatorzy. Jestem dobrej myśli. Wierzę w to, że porozumienie jest możliwe.

- We wtorek mają być rozmowy dotyczące układu zbiorowego z lekarzami. Czy w tej kwestii też jest Pan takim optymistą?

- Z natury rzeczy jestem optymistą. Jest jedna rzecz, o której trzeba pamiętać - Polska jest na dobrej drodze, Polska się nieźle rozwija i wszystkie decyzje muszą uwzględniać właśnie ten aspekt. My nie możemy zrobić żadnego nierozsądnego ruchu, który zahamuje rozwój Polski. I wszyscy o tym powinni pamiętać, zarówno rządzący, jak i ci, którzy są partnerem dla rządu RP. Trzeba postępować niezwykle roztropnie. Choć są wakacje, to nie oznacza, że możemy sobie gdzieś pozwolić na jakieś nierozsądne ruchy.

- Panie marszałku, jak Pan myśli, po co policjanci z Warszawy dostali zadanie zbierać informacje o protestujących pielęgniarkach? Dziś o tej sprawie pisze "Gazeta Wyborcza". Telefonogram przyszedł podobno wczoraj, kiedy już to światełko w tunelu pojawiło się. Czemu ma służyć takie działanie?

- Myślę, że to jest trochę takie dolewanie oliwy do ognia. Nie znam tego zagadnienia. Tylko wiem, że każda służba w Polsce musi wykonywać swoje zadania. Lekarze muszą leczyć, politycy muszą podejmować rozsądne decyzje, policjanci są od tego, żeby pilnować porządku. Wszystko musi się odbywać w granicach prawa, które w Polsce obowiązuje. Polska jest państwem prawa, Polska jest państwem demokratycznym. Myślę, że trzeba więcej wstrzemięźliwości w dokonywaniu różnego rodzaju ocen. Nie znam tego artykułu, więc nie będę komentował tego głębiej.

- A nie obawia się Pan, że jeśli swoje "ugrają" lekarze i pielęgniarki, to w kolejce już czekają nauczyciele, kolejarze - jeszcze można byłoby wymieniać długo?

- Wszystko musi się odbywać na zasadach roztropności, rozsądku, rozwagi. Nie może być tak, że jedni w sposób szczególny są wyróżnieni, inni nie. Polska jest krajem, który jest na dobrej drodze.

- Roztropność to oznacza, że nie podgrzewa się konfliktów, nie mówi się o szatanie, o politycznym aspekcie protestu? Czy to jest roztropność?

- Jeśli chodzi o odniesienie do tego stwierdzenia pana premiera, to było stwierdzenie bardzo głębokie i nie odnosiło się ono tylko i wyłącznie do sprawy protestów pielęgniarek. Zawsze jest tak, że jak ktoś jest przy władzy, to ktoś chce go z tego miejsca wysadzić. Myślę, że pan premier odnosił się do czegoś, co jest znacznie głębsze. Polska demokracja jest nadal bardzo młodą demokracją. W Polsce zdarza się wiele rzeczy takich, które nie powinny się zdarzać.

- To nie pielęgniarki? To nie lekarze? Czyli podsycał jeszcze ktoś inny?

- Nie. Niech Pan mnie nie ciągnie za język, bo ja nie odpowiem na to pytanie inaczej niż do tej pory mówiłem.

- To ja zadam inne pytanie. Czy teraz Elżbieta Jakubiak jest w otoczeniu PiS najlepszym specjalistą od sportu? Najpierw mówiło się o szefowaniu organizacyjnego EURO 2012, teraz mówi się, że ma zastąpić Tomasza Lipca w Ministerstwie Sportu.

- To są tylko na razie doniesienia prasowe. Od polityki kadrowej w rządzie RP jest pan premier Jarosław Kaczyński. Jeszcze nie słyszałem takie propozycji. Ale być może taka będzie.

- A Pana zdaniem, byłaby dobrym ministrem sportu?

- Tego nie wiem. Wiem, że to jest bardzo solidny, dobry urzędnik państwowy.

- Przejdźmy do zagranicznej polityki. Na nic zdał się szczyt Putin-Bush, bo wczoraj Siergiej Iwanow zagroził Polsce i Stanom Zjednoczonym rakietami w Kaliningradzie. Nie uważa Pan, że to trochę niegrzeczne grozić komuś w dniu święta narodowego?

- To jest trochę wymachiwanie szabelką, trochę kozackie. Nie jest to ważne, gdzie te rakiety będą usytuowane, czy w Kaliningradzie, czy 200-300 km dalej od granic Polski. Myślę, że to jest próba zachwiania, wprowadzenia jakiegoś zamętu w sprawie negocjacji dotyczących tarczy antyrakietowej.

- A jaka powinna być odpowiedź ze strony Polski?

- Nie powinniśmy na to jakoś tam spontanicznie, czy alergicznie reagować.

- Jeśli szef Sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych Paweł Zalewski - od dawna typowany na jednego z szefów dyplomacji - krytykuje obecną minister spraw zagranicznych Annę Fotygę, to co to znaczy?

- Myślę, że pan Paweł Zalewski nie krytykował pani minister Anny Fotygi, tylko zadawał pytania.

- Na które nie uzyskał odpowiedzi - to na komisji. Ale potem krytykował sposób nie odpowiadania.

- Było to bardzo niezręczne, również ze strony pana przewodniczącego Komisji Spraw Zagranicznych. W ogóle, jeśli chodzi o szczyt UE, to Polska osiągnęła tam naprawdę solidny sukces. I dziś próba podważania tego jest poważnym błędem zarówno opozycji, jak i tych, którzy zabierają głosy publicznie. My w najważniejszych sprawach dla RP, czy w sprawach polityki zagranicznej, zawsze powinniśmy mówić jednym głosem. Jeśli mamy się spierać, to mamy się spierać wewnątrz i to w taki sposób, żeby ten spór niespecjalnie był widoczny.

- Mówi Pan o sukcesie na szczycie UE, ale wczoraj premier powiedział, że sprawa Ioanniny wyparowała dziwnym trafem z dokumentu. Potem mówił, że to było tak naprawdę porozumienie ustne, nie pisemne. Ja nie wiem, gdzie jest ten sukces? Polacy tez pytają.

- My mówimy o pewnych szczegółach. Była dżentelmeńska umowa w tej sprawie. To, że ona nie została zapisana, to jest jeszcze do naprawienia.

- Ale Hans-Gert Pöttering dziś w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" mówi: Umowa z Polską o blokowaniu decyzji z UE przez dwa lata? Nie wyobrażam sobie, żeby europejscy przywódcy mogli się na coś takiego zgodzić. Jak odczytać taką opinię? Ewidentnie jest powiedziane, że nie było uzgodnienia co do takiego kompromisu.

- Nie jest powiedziane, że jakiś konflikt będzie, że będą takie sprawy, w których Polska musi protestować, czy blokować. Na wszelki wypadek była taka propozycja. Myślę, że te kwestie wyjaśnią się już 23 lipca na Konferencji Międzyrządowej. Mniej słów, więcej w tej sprawie trzeba czynów .

- To, co uzgodniono w Brukseli, to były wstępne uzgodnienia a nie szczyt? A teraz będziemy mięli kolejny szczyt?

- Myślę, że zostało uzgodnione wszystko. Natomiast nie wszystko zostało doprecyzowane. Nie powinniśmy w tej sprawie mówić zbyt dużo, a więcej powinno być wstrzemięźliwości.

- Spodziewa się Pan kolejnych wielkich nocnych negocjacji na Konferencji Międzyrządowej w Lizbonie?

- Nie sądzę, żeby były tutaj istotne problemy.

- A czy Anna Fotyga się wybroni? Opozycja chce odwołania, dymisji szefowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Te słowa pana Pawła Zalewskiego też świadczą o tym, że nie jest najlepiej. Już nawet politycy PiS-u przyznają, że jest konflikt między Pawłem Zalewskim a Anną Fotygą.

- Nie sądzę, żeby był konflikt. Jak jest różnica zdań, to tego nie można nazywać konfliktem. Tam, gdzie jest różnica zdań, tam można szybko dojść do konsensusu. Pani minister Fotyga to naprawdę dobry minister. Polska w polityce zagranicznej zaczęła się niezwykle mocno liczyć. A to, że jest to inny polityk, niż dotychczasowi ministrowie spraw zagranicznych, to być może budzi pewnego rodzaju krytyczne oceny. Sądzę, że pani minister Fotyga pozostanie na swoim stanowisku - dobrze wypełnia swoje funkcje. Być może dla wielu nie podoba się z tego powodu, że mówi mało. I jak mówi, to mówi w sposób bardzo spokojny i bardzo wyważony. Uważam, że właśnie tak powinien prowadzić politykę zagraniczną minister spraw zagranicznych. Mniej słów, więcej dobrych efektów.

- Prasa donosi dziś o kolejnym konflikcie polskiej dyplomacji. Ewa Ośniecka-Tamecka ma odejść z Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej właśnie z powodu konfliktu z Anną Fotygą.

- Tego nie wiem, więc nie skomentuję.

- A konfliktu między wicepremierem Giertychem a minister Ujazdowskim w sprawie lektur też nie ma?

- Moim zdaniem jest. Ale to nie jest konflikt, tylko spór - spór poważny. Ja stoję tu zdecydowanie po stronie ministra Ujazdowskiego. Uważam, że kanon lektur nie powinien podlegać bieżącej, politycznej bijatyce. Sam mam wiele dzieci i chciałbym, żeby polscy uczniowie mięli jak najszerszy wachlarz, byli jak najlepiej wykształceni. To jest nasza przyszłość.

- A wie Pan, co powiedział dziś Roman Giertych w "Sygnałach Dnia"? Powiedział, że rozporządzenie dotyczące kanony lektur szkolnych zostanie opublikowane niezależnie od konsultacji z polonistami. Miał go o tym zapewnić premier Jarosław Kaczyński. Jest Pan zdziwiony takimi słowami?

- Myślę, że to jest taka trochę poza pana premiera Giertycha, że jest taki mocny. Mocnym trzeba być w dobrych rozwiązaniach, a nie tylko w słowach.

- Myśli Pan, że jeżeli takie rozporządzenie zostanie opublikowane, a wczoraj usłyszeliśmy, że dopiero mają być konsultacje z nauczycielami, to będzie to przejaw niesubordynacji pana premiera Giertycha?

- Nie sądzę. W tej sprawie na pewno dojdzie do porozumienia, bo tego po prostu oczekują i nauczyciele, ale przede wszystkim jest to potrzebne polskim uczniom.

- A po co polskim uczniom powieść Gombrowicza o tym, że ktoś jedzie do Argentyny w poszukiwaniu swojej kochanki - tak dziś o "Trans-Atlantyku" mówił Roman Giertych w "Sygnałach Dnia"?

- Nie możemy odnosić się do tylko i wyłącznie wyjątków. Mówimy o autorze wielu książek.

- Np. o "Ferdydurke"?

- Na przykład. Ja nie chciałbym w tej sprawie w jakiś szeroki sposób wypowiadać się. Od tego są specjaliści. Nieraz mówiłem, że w polskiej edukacji nie może być działań od wielkiego dzwonu do wielkiego dzwonu. Edukacja wymaga bardzo spokojnego reformowania, a nie jakiś fajerwerków.

- Jak Pan ocenia szanse na porozumienie z PO w sprawie ustawy zakazującej kandydowania do parlamentu osobom skazanym za przestępstwa? Dziś posłowie mają zająć się tą sprawą. Do tego potrzebna jest większość konstytucyjna.

- Jeśli deklaracje zostaną obrócone w czyny, to nie ma powodu, żeby nie wierzyć, że takie porozumienie nastąpi. Moim zdaniem nastąpi.

- Ale PiS nie chce się zgodzić na zapis mówiący po prostu o skazanych za przestępstwa ścigane z oskarżenia publicznego, tylko chce wyjątków dla osób skazanych za przestępstwa związane z polityką, albo skazanych na karę pozbawienia wolności. Po co te ograniczenia?

- Do porozumienia nie jest daleko. Myślę, że w polityce, akurat w tym zakresie, jest możliwe szybkie porozumienie. I jeśli PO zechce z nami tego porozumienia, to większość konstytucyjna jest pewna.

- Dziękuję bardzo. Wicemarszałek Senatu, jeden z liderów PiS-u, Krzysztof Putra był gościem "Salonu Politycznego Trójki". Koniec i bomba. Kto nie słuchał ten trąba. Można byłoby tak zakończyć. Panie marszałku, dziękuję bardzo za rozmowę.

- Dziękuję bardzo.

Polecane