Ukraina jak Mordor? I za to kocha ją Ziemowit Szczerek
2014-01-06, 11:01 | aktualizacja 2014-01-16, 00:01
- Podczas pierwszej wizyty na Ukrainie czułem się jak w alternatywnej rzeczywistości – wspominał w Trójce pisarz i dziennikarz Ziemowit Szczerek, autor książki "Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian”.
Posłuchaj
- Ziemowita Szczerka znam jakieś 20 lat, bo chodziliśmy do jednego liceum, chociaż znamy się bardziej z widzenia i słyszenia. W 2013 r. odniósł on wielki sukces. Jego wydana przez małe wydawnictwo książka zyskała uznane czytelników i krytyków. Pochodzi z Radomia, mieszka w Krakowie, zawodowo zajmuje się dziennikarstwem, a także dużo podróżuje – zapowiedział gościa Michał Nogaś.
Książki roku "Z najwyższej półki">>
Sam Ziemowit Szczerek tłumaczył, że wychował się "między Małopolską a Radomiem, który nie do końca wiadomo czym jest, czy Mazowszem, czy już nie…”. - I zawsze wiedziałem, że Małopolska jest zupełnie inna od miejsca, do którego wracam. W Radomiu czuć było takie wschodnie przewietrzenie. To było mniej ciepłe i przeczuwałem, że chodzi o wschodniość. Dlatego, kiedy pierwszy raz pojechałem na Ukrainę podświadomie chciałem sprawdzić, czym jest ta wschodniość, na czym polega jej istota i dlaczego w tym Radomiu tak mi to doskwiera – opowiadał gość Trójki.
Zdaniem autora owa wschodniość generalnie jest w Polakach. - Cały czas jesteśmy w jakimś korytarzu i wiemy, że znacznie więcej łączy nas ze Wschodem, niż z Zachodem, za którym staramy się pędzić. To jednak ten Wschód przyciąga nas do siebie, on nas wsysa – opowiadał Ziemowit Szczerek.
Słuchaj więcej rozmów w "Z najwyższej półki" >>>
Bohater Szczerka, Łukasz Ponczyński, przemierza ziemie naszych wschodnich sąsiadów wzdłuż i wszerz, trafia tam, gdzie najczęściej trafiają Polacy (nutka sentymentalizmu: Lwów, Drohobycz czy Kamieniec Podolski) i tam, gdzie ich noga raczej nie postanie, no chyba że są "plecakowcami" (wschód, Sewastopol, granica z Rumunią, dla wielu – koniec cywilizowanego świata). Błądzi "szarymi uliczkami radzieckiego Śródziemnomorza", ociera się o "ten cały zły Mordor".
Co ważne, bohater stopniowo zmienia postrzeganie kraju i jego mieszkańców. Autor zastrzega, że nie on jest pierwowzorem bohatera, chociaż nigdy nie można oderwać głównej postaci od narratora. – Jednak książkowy Łukasz pozwala sobie na rzeczy i twierdzenia, których ja bym nie zrobił i nie wygłosił. Co nie znaczy, że to wszystko nie powstało w mojej głowie. To jednak, mimo wszystko, fikcja – zaznaczył pisarz.
Tytuł książki ma związek z pierwszą wizytą Łukasza Szczerka na Ukrainie. - Pierwszy kontakt z Ukrainą próbowałem oddać w "Mordorze", bo czułem się trochę jak w alternatywnej rzeczywistości. Zobaczyłem świat, w którym niby wszystko był takie samo, ale np. zamiast autobusu stały marszrutki pospawane, jak mi się wtedy wydawało, z miliona różnych części. Dziwiłem się też, że po ulicach można chodzić w kapciach – wspominał gość Trójki.
W "Z najwyższej półki" rozmawialiśmy o tym, po co Polacy jeżdżą na Ukrainę, co w niej widzą i – co być może najważniejsze – jak postrzegają jej mieszkańców. Było też o reportażu w stylu "gonzo", o balsamie na… potencję i o tym, dlaczego – jak twierdzą niektórzy – świat postradziecki jest tak bardzo zbliżony do tego arabskiego.
Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy. Audycję prowadził Michał Nogaś.
(ei)
Książki z tego wydania audycji, czyli "Przyjdzie Mordor i nas zje. Tajna historia Słowian" otrzymają:
Igor Białousz, Poznań
Wioleta Śmietana, Kraków
Michał Żerdziński, Chełm
Maciej Kalbarczyk, Łódź
Ilona Doliwa, Lutowiska
Grzegorz Adamski, Radom
Danuta Dąbrowska, Gdańsk
Iwona Drewniak, Bielsko-Biała
Daniel Trapkowski, Gdańsk
Paweł Marszałkowski, Grzybno