Marek Bieńczyk: sambę tańczę słabo

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
  • Mail
Marek Bieńczyk: sambę tańczę słabo
Marek Bieńczyk na uroczystej XXVI. gala rozdania nagród literackich Nike 2012, Warszawa, 07.10.2012. Foto: Fot.: TVP/PAP/Ireneusz Sobieszczuk

- Moglibyśmy na temat siebie samych stworzyć zespół tagów egzystencjalnych. Kiedy pada moje nazwisko, odpowiednimi tagami wydają się: wino, melancholia, Kundera, esej, Krasiński i parę innych - mówi laureat tegorocznej Nike za "Książkę twarzy".

Posłuchaj

"Klub Trójki" 22.11.2012
+
Dodaj do playlisty
+

/

Ta książka to dziwna kompozycja esejów na tematy różne: od pełnego czułości wspomnienia o czytaniu przed laty "Winnetou”, przez portret trenera Kazimierza Górskiego, rekonstrukcję trasy ostatniej podróży Juliusza Słowackiego, aż po rozważania, czemu Roland Barthes, wielki francuski literaturoznawca, nie napisał powieści.

Po drodze mamy jeszcze subtelny szkic na temat rozmaitych perfum i niemniej subtelną analizę stylu powieści Raymonda Chandlera. Wszystko to składa się na profil autora, stworzonego na podobieństwo profilu na Facebooku, którego żartobliwe spolszczenie znalazło się w tytule książki. Ta osobista, choć nieco zaszyfrowana wędrówka po tak różnorodnych kwestiach prowokuje do równie osobistej rozmowy.

- Ktoś założył mi Facebooka. Kiedy to odkryłem, byłem dosyć zszokowany - przyznaje Marek Bieńczyk. Pisarz, w rozmowie z Jerzym Sosnowskim wyjaśnia, że portal społecznościowy to w istocie pomysł przekraczający jego otwarcie na to, co popularne, masowe. Jednocześnie Marek Bieńczyk zastrzega, że nie jest to opór człowieka w sile wieku wobec technologicznych nowości.

- Chodzi raczej o rodzaj uczestnictwa we wspólnocie, polegający na obdarzaniu innych wiadomościami na temat własny: swoich przemieszczeń codziennych, menu, tego, co się będzie robiło za chwilę. To granica, której mi się nie chce przekraczać. Wcale mnie to nie szokuje. Po prostu nie jest zgodne z moim sposobem bycia - podkreśla.

O "Książce twarzy" jej autor mówi, że to rodzaj autoportretu, a zarazem książka, która "tęskni" za czymś pośrednim między pisaniem a życiem. Za największą dotychczasową przygodę Marek Bieńczyk uznaje drugą podróż do Brazylii w czasie karnawału, gdy tańczył sambę, a wśród publiczności była Madonna.

Dlaczego nie należy wracać do książek, które nas kiedyś urzekły? Czemu "kodeksu Winnetou" nie udało się pisarzowi zachować w dorosłym życiu? Czym wyróżnia się "pisanie eliptyczne" i dlaczego twórczość literacka sprowadza się do pytania: "pisanie albo życie"? Zapraszamy do wysłuchania całego "Klubu Trójki”.

Audycji można słuchać od poniedziałku do czwartku po godz. 21.00. Zapraszamy.

(ed)

Polecane