Koncert Doroty Miśkiewicz w Trójce (wideo)
2012-09-09, 20:09 | aktualizacja 2016-11-29, 11:11
Artystka w Muzycznym Studiu Polskiego Radia wystąpiła z piosenkami ze swojej najnowszej płyty "Ale".
Swoimi utworami z najnowszego albumu rzuciła wyzwanie bluesowej, zgryźliwej naturze Polaków. Artystka o rzeczach bolesnych potrafi śpiewać z wdziękiem i bezpretensjonalnie. Koncert odbył się w niedzielę, 9 września.
Muzykę ma "wdrukowaną" w geny (ojciec Henryk Miśkiewicz – słynny saksofonista). Śpiewa, komponuje i pisze teksty. Przez lata obecności na scenie angażowała się w różne projekty, często podróżując także przez wiele gatunków muzycznych.
Posłuchaj poprzedzającego koncert wywiadu z artystką
Współpracowała i koncertowała z największymi gwiazdami show-businessu: Cesarią Evorą, Tomaszem Stańko, Wojciechem Waglewskim, Nigel`em Kennedy, Grzegorzem Turnauem, Włodzimierzem Nahornym, Ewą Bem, Janem "Ptaszynem" Wróblewskim, Anną Marią Jopek, Mietkiem Szcześniakiem, Wojciechem Młynarskim, Louis Winsbergiem czy Stefano Bollanim.
Jej znakiem rozpoznawczym są nastrojowe, liryczne kompozycje balansujące na granicy trudnych do sklasyfikowania muzycznych gatunków. Elegancka i skromna, a jednak na scenie charyzmatyczna, błyskawicznie nawiązuje kontakt z publicznością. Najnowsza płyta "Ale" to garść delikatnej elektroniki połączonej z podróżą w przeszłość, do krainy retro, kiedy słowo diwa nie znaczyło jeszcze "kapryśna gwiazda", ale "osobowość" i kiedy można było śpiewać piosenkę o najważniejszych sprawach w niebanalny, lekki sposób.
Na nową damę polskiej piosenki niejako namaszcza Dorotę Ewa Bem, w duecie z którą wykonuje tytułowy utwór. Duet jaki tworzy z Wojciechem Waglewskim, pokazuje z kolei, że piosenkowe pojedynki damsko-męskie mogą być dziś równie ekscytujące, jak w czasach, kiedy Jane Birkin śpiewała z Serge'em Gainsburgiem, a Frank z Nancy Sinatrą.
Retro inspiracje doprawione zostały spontanicznymi, radosnymi improwizacjami zarejestrowanymi w domowym studiu i ażurowymi ozdobnikami gitarowymi Marka Napiórkowskiego w stylu Jose Gonzalesa. "Ale" to album słodko-gorzki, smutno-wesoły. Niejednoznaczny, igrający z muzyką i słowami. Na jego ambiwalencję naprowadza już tytuł płyty. Piosenki brzmią ciepło, lekko, nawet jeśli ich temat to waga ciężka.