Im więcej chcemy, tym mamy mniej

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
  • Mail
Im więcej chcemy, tym mamy mniej
Foto: Glow Images/East News

Już raz kryzys gospodarczy, który pociągnął za sobą kryzys społeczny doprowadził do wybuchu wojny. Czy uczymy się na błędach historii?

Posłuchaj

Klub Trójki 7 maja 21.05
+
Dodaj do playlisty
+

"Kiedy pieniądz umiera” ("When money dies”) Adama Fergussona to jedna z najgłośniejszych książek historyczno-ekonomicznych XX wieku. Wydana po raz pierwszy w 1975 roku stała się bestsellerem.

Do niedawna książka ta była zapomniana, kryzys ekonomiczny jednak to zmienił. Na aukcjach internetowych stare wydania książki osiągały ceny ponad 1000 dolarów. Została wznowiona w 2010 roku i także wydana w polskim przekładzie.
Fergusson przypomina najbardziej spektakularną śmierć pieniądza, czyli hiperinflację w roku 1923, kiedy marka stoczyła się do poziomu jednej bilionowej swojej wartości z 1913.

Im więcej chcemy, tym mamy mniej

Filiżanka kawy, gdy ją zamawialiśmy kosztowała 5 tys. marek, po wypiciu była już warta 8 tys. marek. To znana anegdota przytaczana w książce.

Niemcy po I wojnie światowej drukowali bez żadnego umiaru marki. W ten sposób pieniądze, które już egzystowały na rynku, traciły wartość.

- Działał tak zwany mechanizm iluzji pieniądza. Ludzie domagali się wyższych pensji i je dostawali. To wywoływało silny wzrost cen i podwyżki przejadała inflacja. W tej sytuacji apetyty na wynagrodzenia jeszcze rosły. A wartość pieniądza ciągle spadała. W efekcie im wyższa była presja na pensje, tym mniej były one warte – mówi profesor Krzysztof Opolski.

Władza, żeby ratować budżet dodatkowo podnosiła podatki.

W tym mechanizmie tkwili wszyscy. Jednak najbogatsi mieli dodatkowy problem. Ich majątki w zastraszającym tępienie topniały. Chcąc temu zapobiec, bardzo dużo kupowali. A to jeszcze dolewało oliwy do ognia i wywoływało poczucie niesprawiedliwości społecznej.

Gdy ktoś traci, ktoś inny zyskuje

- Bankierzy to zazwyczaj najinteligentniejsi przedstawiciele narodu – wyjaśnia redaktor Stefan Bratkowski.

Zatem co Niemcy zyskiwały na tej sytuacji?

- To była świadoma gra Niemiec, żeby uniknąć płacenia reparacji wojennych - dodaje redaktor.

Niemieckie banki przed wojną były wręcz mitologizowane w świecie finansów. Więc hiperinflacja pozwoliła w rzeczywistości umorzyć niemieckie długi. Tymczasem gospodarce to nie zaszkodziło, a wielu uważa, że złoto które składowały banki zostało ukryte.

Książka Brytyjczyka marginalizuje pozycję Francji, która chciała tej sytuacji zapobiec i dążyła do przejęcia świetnie prosperującej niemieckiej gospodarki. To oczywiście się nie udało.

Wróg uratował sytuację

Wiele osób przez taką politykę monetarną traciło swój dobytek. W tym czasie została podkopana cała niemiecka klasa średnia.

- Trzeba rozważyć psychologiczne koszty inflacji – mówi redaktor.

Wartość pieniądza malała, a koszty utrzymania rosły. Bankierzy chcieli uspokoić masy. Trzeba było znaleźć kozła ofiarnego, czyli skanalizować całe niezadowolenie. Wróg pojawił się dość naturalnie. Gniew został skierowany w stronę osób, które były bardzo bogate i konsumowały bardzo dużo oraz w kierunku osób, które handlowały i miały stały dostęp do świeżej gotówki, czyli Żydów.

W społeczeństwie coraz żywiej pojawiał się faszyzm. Zaczął następować proces dezintegracji.

Alternatywą jest sprawiedliwość społeczna

Na sobotę przypada rocznica powstanie Ruchu Oburzonych.

- Jest to sprzeciw wobec ostentacyjnej konsumpcji, którą na przykład uprawia Warren Buffett. Bankier deklaruje nawet gotowość przekazania części majątku na rzecz organizacji charytatywnych – mówi Bratkowski.

Ruch oburzonych jednak w niczym nie przypomina niezadowolenia społecznego z międzywojennych Niemiec. Oburzeni są to ludzie, którzy mają pieniądze, ale sprzeciwiają się drastycznym nadużyciom w redystrybucji dóbr materialnych w społeczeństwie. Oni chcą, żeby elity się samo kontrolowały i żeby dominowało poczucie sprawiedliwości społecznej.

Więcej o społecznych następstwach obecnego kryzysu ekonomicznego w pełnej audycji "Klub Trójki".
Naszymi gośćmi byli redaktor Stefan Bratkowski oraz profesor Krzysztof Opolski.
Rozmowę prowadził Dariusz Bugalski.

(ab)

 

Polecane