Kozaków na misjach nie potrzebujemy
2012-03-28, 18:03 | aktualizacja 2012-04-04, 14:04
Większość żołnierzy przygotowujących się do jedenastej zmiany w Afganistanie ma żony i dzieci. To dobrze, bo żołnierz obciążony rodziną nie jest skłonny do ryzykownych decyzji.
Posłuchaj
Dodaj do playlisty
Zwiadowcy, logistycy i.. kucharze - wszyscy przygotowują się do kolejnej, jedenastej zmiany w Afganistanie. Kontyngent składa się głównie z "czerwonych beretów", czyli 6. Brygady Powietrznodesantowej. Żołnierze i ich dowódcy nie ukrywają, że czekają ich "gorące" dni. Upał w Afganistanie nie będzie ich największym problemem. Ta wojna szybko się nie skończy.
Żołnierze byli wybieranie ze względu na dwa kryteria: posiadanie doświadczenie z misji i odporność na zmęczenie. – Wszyscy praktycznie mają żony i dzieci. Ale wbrew pozorom to jest dobrze. Bo żołnierz obciążony rodziną nie jest skłonny do ryzykownych decyzji, a kozaków zupełnie nie potrzebujemy – zapewnia dowódca.
Okazuje się, że wiele żołnierzy odchodzi z wojska i to nie dlatego, że nie wytrzymują psychicznie. Wiele z nich rezygnuje, bo armia nie zapewnia im możliwości rozwoju. – Starsi szeregowi, którzy przez 6,7 lat osiągają bardzo wysoki poziom wyszkolenia, nie mają możliwości awansowania – słyszymy w reportażu.
Uczestnicy misji narzekają także na żywność, za którą odpowiada strona amerykańska. Najczęściej serwowane są dania typu Fast food, czasami owoce morza. Po kilku tygodniach żołnierze zaczynają tęsknić za jedzeniem z Polski. – Brakuje mi naszego polskiego chleba, takiego, żeby chrupał – mówi jeden z nich.