Tomasz Merta i konserwatyzm w praktyce
2012-03-23, 17:03 | aktualizacja 2012-03-24, 21:03
- Roztropność jego postawy polegała na tym rozróżnieniu, że można mieć zdecydowane poglądy, ale będąc urzędnikiem państwowym, trzeba myśleć o państwie jako całości - mówi o Tomaszu Mercie Marek A. Cichocki, filozof i historyk idei.
Posłuchaj
Książka Tomasza Merty "Nieodzowność konserwatyzmu" to zbiór esejów i artykułów publicystycznych, które przeczytane razem prezentują koncepcję ideową Autora, refleksje zarówno nad fundamentami polityki, jak literaturą, czy bieżącymi wydarzeniami z lat dziewięćdziesiątych i nieco późniejszych. Mimo różnorodności tematów – można tu znaleźć zarówno refleksję nad cnotą roztropności w działaniach dla wspólnego dobra, jak błyskotliwą obronę wiersza "Murzynek Bambo" przed zarzutem rasizmu… – składają się one na przemyślaną koncepcję postawy politycznej, wartą dyskusji.
- Tę książkę trzeba czytać jako ciągłą niekończącą się próbę uszlachetniania demokracji. O ile w latach 90. w Polsce można było przypuszczać, że uda się zbudować pewien rodzaj kultury politycznej, która mogłaby się stać fundamentem dla całej wspólnoty, o tyle od kilku lat to przychodzi z coraz większym trudem. Te teksty są aktualne, dlatego że przypominają o tym, co tracimy i czego brak coraz bardziej odczuwamy w życiu publicznym - ocenia Marek Cichocki, filozof i historyk idei, były doradca społeczny prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Autor pozycji "Nieodzowność konserwatyzmu", Tomasz Merta, zginął 10 kwietnia 2010 roku w katastrofie pod Smoleńskiem. - Był człowiekiem mądrym i uroczym. Spór z nim należał do przyjemności. Wydana przez jego przyjaciół i uczniów książka pozwala raz jeszcze skonfrontować się z jego sposobem myślenia, krytycznym wobec tez lewicowych czy liberalnych, a równocześnie pozbawionym zajadłości, która rozpowszechniła się tymczasem w polskiej debacie publicznej. Każe przy tym zapytać o możliwość zaaplikowania tego stanowiska do naszej współczesnej sytuacji: czy powinniśmy i jesteśmy w stanie wskrzesić pojęcie "wspólnoty politycznej"? - zauważa Jerzy Sosnowski.
Zobacz serwis specjalny: SMOLEŃSK 2010>>>
Zdaniem gości "Klubu Trójki" wejście Tomasza Merty w politykę okazało się dla autora "Nieodzowności konserwatyzmu" praktyką tej idei i bardzo cennym doświadczeniem w nurcie polityki historycznej i dziedzictwa kulturowego. I było trochę tak jakby głoszony przez niego konserwatyzm w działaniu nabierał głębszego związku z rzeczywistością. - Trzeba odróżniać – i Tomek to robił – teorię od praktyki. Każdy zaangażowany w idee chce dobrze i jest przekonany, że to, co mówi jest słuszne, natomiast problem polega na tym, że w rzeczywistości, jaką jest polityka, różne poglądy i przekonania realizują się tylko pośrednio – mówi Marek Cichocki.
Filip Memches (publicysta, współpracownik tygodnika "Uważam Rze") przypomina zasadę bliską Tomaszowi Mercie, że partia nie jest celem ostatecznym, bo w swojej istocie zakłada stronniczość, dlatego to poszukiwanie centrum jest kluczem do zdrowego funkcjonowania wspólnoty politycznej. - Istotne jest stworzenie i zaakceptowanie wspólnoty jako całości. To są konkretne tradycje, ludzie, którzy tworzą wspólnotę komunikacji, są w stanie się ze sobą spierać poszukując wspólnych dróg rozwiązań – podkreśla gość Trójki. Możemy różnie interpretować historię, ale chodzi o to, żebyśmy np. w sprawie powstania Muzeum Powstania Warszawskiego zgadzali się co do tego, że to jest ważne doświadczenie z punktu widzenia wspólnoty politycznej, niezależnie jak je będziemy oceniać. Podobnie z pierwszą "Solidarnością", czy konfederacją barską.
- Obecnie efekt stronniczości zaczyna być dominujący. Dzielimy się na różne grupy, mamy słabą państwowość, być może dlaczego Tomek sięgał do przykładu XVIII wieku i konfederacji barskiej. Jest pewna ciągłość zjawiska. Ten problem polega na tym, że brak w Polsce formy. Pisał o tym też Gombrowicz – tutaj po prostu nie ma formy, bardzo rzadko ktoś jest w stanie narzucić formę, która by pozwoliła energię wspólnoty politycznej nie tylko utrzymać, ale i przetworzyć na pozytywne projekty - przekonuje Filip Memches.
Kiedy na jednej z konferencji historycznych w latach 90. Tomasz Merta mówił z przekonaniem: "świętości nie szargać w publikacjach wysokonakładowych” wywołał na sali debatę, choć nie odbierał prawa głosu ludziom opowiadającym się za tzw. "krytyką historyczną”, a wyrażał platońską zasadą, że jest praca budująca i krytyczna i nie można tych dwóch porządków na siłę mieszać. Stał na stanowisku, że duma Polaków z własnej historii wcale nie jest oczywista i że należy o nią dbać, bo tylko mając gruntowną wiedzę, można podjąć dyskusję krytyczną i merytoryczną.
Jak przyjaciele wspominają spotkania z Tomaszem Mertą posłuchaj całej audycji "Klub Trójki - 22 marca 2012".
(ed)