Producent U2, Depeche Mode i PJ Harvey: Moje zadanie to dawać poczucie bezpieczeństwa
2011-12-06, 11:12 | aktualizacja 2011-12-06, 11:12
- W studiu staję się członkiem gangu - wyjaśnia jeden z najważniejszych współczesnych producentów rockowych, Mark "Flood" Ellis.
Posłuchaj
Flood - współtwórca brzmienia m.in. Nine Inch Nails, Sigur Rós, czy The Smashing Pumpkins - był niedawno gościem Międzynarodowego Festiwalu Producentów Muzycznych Soundedit'11. Tę okazję wykorzystał Piotr Stelmach, by zapytać Ellisa o kulisy powstawania takich fonograficznych arcydzieł, jak "Achtung Baby" U2, "Violator" i "Songs of Faith and Devotion" Depeche Mode, czy "White Chalk" PJ Harvey.
- Zazwyczaj moja rola polega na stworzeniu w zespole dobrej atmosfery. Po prostu daję muzykom robić to, na co mają ochotę. - zdradza Flood. Rasowy producent potrafi jednak postawić na swoim. Tak było w przypadku przeboju Depeche Mode "Enjoy The Silence". Kompozytor Martin Gore chciał, żeby to była spokojna ballada i buntował się, gdy Ellis dokładał do niej "dyskotekowe" rytmy. Zgodził się dopiero pod wpływem "plebiscytu" przeprowadzonego wśród zaufanych osób, ale do dziś nie przepada za oficjalną wersją swojej własnej kompozycji...
Z kolei charakterystyczny beat w piosence "Personal Jesus" to zsamplowany odgłos... blachy, po której Mark Ellis skakał wraz z basistą, Andrew Fletcherem. O ile praca nad bestsellerowym albumem "Violator" szła jak po maśle, o tyle kolejny "Songs of Faith and Devotion" okazał się drogą przez mękę. Choć muzycy Depeche Mode wynajęli na potrzeby sesji cały budynek w Madrycie, to w zespole panowała wtedy zła, klaustrofobiczna atmosfera. I, jak twierdzi Flood, daje się to odczuć w brzmieniu płyty.
Z kolei "White Chalk" PJ Harvey powstawał w niewielkim pokoju z fortepianem, bez solidnej reżyserki, a mimo to praca szła znakomicie.
Do najtrudniejszych, ale też najbardziej udanych dzieł Ellisa należy "Achtung Baby" U2. Całymi tygodniami zespół wraz ze sztabem producentów próbował - bezksutecznie - wyrwać się z brzmienia "Joshua Tree". W końcu się udało, ale Flood musiał się nawet posunąć do "industrialnej" deformacji głosu Bona.
- Próba stworzenia nowego brzmienia zawsze oznacza mnóstwo prób i eksperymentów, zwykle nieudanych. Zwłaszcza wtedy na moich barkach spoczywa kwestia komfortu i poczucia bezpieczeństwa muzyków - podsumowuje Ellis.