Dajmy sobie szansę na dobre święta – mówi nam Sławomir Prusakowski, psycholog
Święta to nie zawsze beztroski czas. Często towarzyszy im duży stres - presja, aby było idealnie. Pojawiają się emocje, z którymi nie zawsze potrafimy sobie poradzić, napięcie, czy ze wszystkim zdążymy. Bywamy przebodźcowani i przemęczeni. O tym, jak o siebie zadbać w tych dniach - rozmawiamy ze Sławomirem Prusakowskim, psychologiem, ekspertem Uniwersytetu SWPS.
Sławomir Prusakowski, psycholog.
Foto: Tomasz Zawadowski/ Mat. prywatne specjalisty
- Stres to reakcja organizmu na to, co dzieje się wokół, na odmianę od codzienności. Święta są nietypowe - zmuszają nas do większej koncentracji, trochę innego funkcjonowania - mówi nam Sławomir Prusakowski, psycholog.
- Chociaż wielu z nas przynoszą dużo pozytywnych emocji, są też czasem spotkań z bliskimi, którzy mają nieco inny sposób bycia, podejście do życia i własne przekonanie, jak te święta mają wyglądać - tłumaczy. - Konieczność spełnienia oczekiwań - swoich czy czyichś - to bardzo łatwa droga do tego, żeby się napiąć - podkreśla i dodaje, że w takich sytuacjach trudniej sobie poradzić, kiedy coś nie pójdzie zgodnie z planem.
Posłuchaj audycji Trójki:
Dlaczego czujemy, że musi być idealnie?
- Człowiek jest sumą cech, które dostajemy w gratisie od naszych przodków. Wśród nich może pojawić się: potrzeba dokładności, sumienności, perfekcji i radzenia sobie na bardzo wysokim poziomie. Do tego dochodzi to w jakim środowisku się wychowywaliśmy, czego wymagali od nas rodzice, czego dziś wymagają partnerzy, szefowie. Całość tworzy mix cech, standardów, schematów. Bywa, że chcemy sprostać oczekiwaniom, bo uważamy, że to ważne, albo przeciwnie - chcielibyśmy być nieperfekcyjni, ale czujemy, że rzeczywistość wymusza na nas to, że to jakoś musi wyglądać. I że nie może być tak, że na wigilijny stół podamy pizzę z piekarnika, choć to przecież jest wykonalne - wyjaśnia specjalista.
Gdy emocje zaczynają nas przytłaczać?
Zdarza się, że wraz z ilością pracy, czasem który się kurczy, presją, aby wyszło tak, jak sobie założyliśmy - pojawiają się emocje, które domagają się uwagi. Jak nabrać dystansu i nie dać się zapędzić w miejsce, w którym nie chcieliśmy się znaleźć?
- To nie jest najlepszy czas, aby planować, jakieś gwałtowne działania. To, co można zrobić, to przede wszystkim zastanowić się, co musi być wykonane, a co jest zbędnym dodatkiem i fajnie, jak się pojawi, ale jak się nie pojawi, to też będzie fajnie - tłumaczy Sławomir Prusakowski. - W pierwszej kolejności warto zabezpieczyć te potrzeby, co do których nie ma wątpliwości, że muszą się pojawić, a dopiero potem całą resztę - dodaje psycholog. Można poprosić o pomoc w przygotowaniu świątecznych potraw najbliższych. Wtedy ilość zadań do wykonania rozkłada się na większą ilość osób. Niektóre potrawy można też przygotować wcześniej.
Zdaniem eksperta zmiana nastawienia z dnia na dzień - zmniejszenie emocjonalnego zaangażowania, jeśli przez wiele lat funkcjonowaliśmy w ten sposób, może okazać się niemożliwe. - Dobrze jest tak rozplanować sobie czas, żeby nie czekać do momentu, w którym nadmiar emocji nas przytłoczy. Np. możemy ustalić sami ze sobą, że znajdziemy chwilę, aby pójść na spacer. I nie robimy tego wtedy, gdy już w nas buzuje, tylko wcześniej, aby kontrolować poziom emocji - sugeruje psycholog. - Człowiek, w pewnym sensie, jest istotą hydrauliczną. Jak nam się zbiera, to ze wszystkich stron. Czekanie, aż będziemy mieli za dużo sprawi, że możemy wybuchnąć. Warto codziennie dbać o to, aby spuścić nieco tych emocji i nie doprowadzać się do skraju wytrzymałości. To może być spacer, chwila dla siebie, kąpiel, rozmowa z kimś, kto nas wysłucha i nie będzie oceniał - wymienia. Gdy nie wiemy, co nam może pomoc dobrze jest przypomnieć sobie, co w podobnych sytuacjach pomagało nam wcześniej. Jest spora szansa, że zadziała.
Byle tylko wytrzymać
Jak podkreśla psycholog, wielu z nas żyje w przekonaniu, że dobrze jest wytrzymać. - A nie, że dobrze być przygotowanym i wcześniej zatroszczyć się o to, żebyśmy nie musieli wytrzymywać, żebyśmy mieli zasoby i nie dali się zaskoczyć stresowi - mówi specjalista.
Warto jest zwracać uwagę na sygnały, które wysyła nam ciało. - U niektórych będzie to zaciśnięta szczeka, zgrzytanie zębami, to może być ból brzucha, narastający ból głowy spowodowany napięciem mięśni obręczy barkowej czy karku - wymienia. - Może to być także nadmierna drażliwość, czy niechęć do robienia rzeczy, które robimy nawykowo, np. wynoszenia śmieci - dodaje.
- Jeszcze parędziesiąt lat temu, ilość obciążeń była dużo mniejsza. Jak człowiek chwilę wytrzymywał, to potem był czas na relaks. Ze względu na tempo życia, obecnie święta nie są okresem, w którym zwalniamy. Przeciwnie wskakujemy w nie w biegu, jak najszybciej je organizujemy i potem, jeśli nic się nie wydarzyło i nas nie wywróciło do góry nogami, wywracamy się sami, gdy już mamy wszystkiego dość - tłumaczy ekspert.
Pytania, które podnoszą ciśnienie
Do napięć związanych z przygotowaniami dochodzą te związane z obecnością członków rodziny, z którymi nie widzimy się na co dzień albo mamy z nimi nierozwiązane konflikty. Jak sobie radzić z trudnymi rozmowami przy stole, aby nie dać się wyprowadzić z równowagi? Jak reagować na pytania: o dziecko, ślub, chłopaka czy dziewczynę?
- Można oczywiście być kontragresywnym i na pytanie cioci i wujka: a kiedy ślub? - odpowiedzieć: a kiedy rozwód? Bo już się męczycie ze sobą 20 lat. Ale czy to spowoduje, że te święta będą lepsze? - pyta retorycznie Sławomir Prusakowski i dodaje, że warto poukładać się z sobą samym, aby nabrać do tego dystansu. - Jeżeli ciocia pyta mnie o coś, co mnie nie dotyka, to mogę spojrzeć na nią z uśmiechem i powiedzieć: ciociu wracasz do tego pytania co roku, czy to jest tak, że moje dziecko cię jakoś uzdrowi, albo coś ci da? Mnie się dobrze żyje, tak jak jest. Zastanawiam się, czemu mnie o to pytasz? Jeżeli nie będzie w tym agresji ani złości, tylko ciekawość być może ciocia zastanowi się, dlaczego pyta i być może wyjdzie z tego ciekawa rozmowa - mówi specjalista. - Tylko, że ja muszę mieć w sobie gotowość na to, że inni mają prawo pytać a ja mam prawo nie przejmować się ich pytaniami - podkreśla.
- Bardzo często mamy napięte relacje z osobami, które są dla nas ważne. Mamy jakieś oczekiwania wobec tego, jak powinny reagować i trudniej nam odpuścić, gdy nie reagują tak, jak założyliśmy - dodaje Sławomir Prusakowski. Zdaniem eksperta w takiej sytuacji dobrze jest zaakceptować fakt, że nie unikniemy trudnych momentów. W przypadku prób wyjaśniania sytuacji z przeszłości, można zapytać - czy naprawdę chcesz o tym rozmawiać teraz? - Ale to znowu jest kwestia dystansu. Najgorzej jest, gdy wszyscy przychodzą napięci, trzymają się resztką sił, ciocia rzuca komentarz i jest pozamiatane. I oczywiście to nie chodzi o ten komentarz, tylko o to, że jesteśmy przemęczeni, podminowani i czekamy tylko na to, z której strony rąbnie - tłumaczy psycholog.
- Święta nie powodują, że magicznie znikają rzeczy, które są trudne. To jednak okazja, żeby zyskać coś czego na co dzień nie mamy, np. spotkać się z osobami dla nas ważnymi. Cieszyć się tym - mówi. Nieporozumienia możemy wyjaśnić w innym terminie.
Zawsze można wyjść
Gdy atmosfera staje się nie do zniesienia, jedną z opcji jest skrócenie wizyty. - Wyjść można zawsze, chyba że się jest u siebie - wtedy jest trudniej - żartuje specjalista i dodaje, że świadomość tego, że można wyjść w dowolnym momencie, jest ważnym aspektem niewychodzenia. - Czujemy mniejszą presję i sami siebie nie pompujemy. Gdy pojawia się w nas poczucie, że musimy wytrwać, to tego napięcia jest dużo więcej - tłumaczy Sławomir Prusakowski. - Wyjście zawsze będzie się wiązało z kosztem - zarówno po stronie osób, które zostają, bo może być im przykro, że wyszliśmy, jak i po stronie wychodzącego - dodaje. Jeśli więc wiemy, że nie będzie łatwo, ale jednocześnie chcemy się spotkać z bliskimi, warto określić limit czasu i poinformować o tym na wejściu, np. my dziś tylko na dwie godzinki. - To daje wolność. Jeśli po tym czasie dojdziemy do wniosku, że chcielibyśmy zostać dłużej, zawsze możemy przedłużyć wizytę - podkreśla ekspert. Na przyszłość dobrze się zastanowić, dlaczego te spotkania są dla nas trudne i dlaczego w ogóle zakładamy, że wyjdziemy wcześniej.
Po rozwodzie
Święta po rozwodzie - szczególnie, gdy są wspólne dzieci - to nie lada wyzwanie. Zdarza się oczywiście, że rodzice - mimo rozstania - spotykają się przy wspólnym stole. Częściej jednak byli partnerzy dzielą czas z dziećmi pomiędzy siebie. - Każda opcja jest dobra, pod warunkiem, że jest wypadkową potrzeb osób, które są związane tą sytuacją - mówi specjalista. - Ważne, aby wspólnie wypracowali rozwiązanie, na które się zgodzą. Najpewniej to także będzie się wiązało z napięciem, bo znaleźć rozwiązanie akceptowalne dla wszystkich, nie jest łatwe, szczególnie w momencie, gdy doszło do zakończenia relacji i próbujemy nasz świat poukładać sobie na nowo - dodaje ekspert.
Gdy dotyka nas samotność
Dla niektórych osób świąteczny czas, to czas spędzony w samotności. - Technologia trochę ułatwia kontakty. Jeśli rodzina jest daleko, możemy pobyć z bliskimi, choćby w ten sposób - podpowiada specjalista. Jest to oczywiście namiastka spotkania na żywo, ale pozwala być razem.
Dużo trudniejsza jest sytuacja osób, które nie mają z kim zjeść wigilijnej kolacji. - Te osoby, nie są samotne tylko w Wigilię. One po prostu są samotne, a ich schemat funkcjonowania jest rozchwiany - normalnie poszłyby np. do klubu, czy sklepu. Te są jednak zamknięte. Trudność polega na tym, aby wypełnić sobie jakoś ten czas. Zastanowić się, co mogę dla siebie zrobić. Co lubię robić - podkreśla psycholog i dodaje, że w przyszłości można spróbować zbudować z kimś relację, żeby zaprosić go na te świąteczne dni. - To może być naprawdę satysfakcjonujący czas, dający poczucie bycia potrzebnym - przyznaje.
Święta nie muszą być szczęśliwe
Święta mogą być różne. - Mogą być spokojne, czyli nie powiązane z jakimś olbrzymim zachwytem, czy bólem, tylko z równowagą. Mogą być też smutne - tłumaczy psycholog i dodaje, że każdego kiedyś to spotka. - Pogodzenie się z tym, że tym razem będą smutniejsze niż przeciętnie, daje nadzieję, że kolejne będą już lepsze - mówi specjalista. - Zazwyczaj jest tak, że któreś w końcu są lepsze, jeśli tylko damy sobie szansę, żeby takie były - podkreśla Sławomir Prusakowski.
Rozmawiała Magdalena Hejna