Festiwal Boska Komedia w Trójce. Wieczorem werdykt międzynarodowego jury

Trwa 18. Międzynarodowy Festiwal Teatralny Boska Komedia w Krakowie. W piątek, 12 grudnia, wieczorem międzynarodowe jury konkursowe ogłosi swój werdykt. Na miejscu jest Agnieszka Obszańska, która rozmawiała z dyrektorem festiwalu Bartoszem Szydłowskim.

Festiwal Boska Komedia w Trójce. Wieczorem werdykt międzynarodowego jury

Reżyser teatralny, dyrektor krakowskiego Teatru Łaźnia Nowa i festiwalu Boska Komedia, Bartosz Szydłowski

Foto: PAP/Leszek Szymański

W konkursie wzięło osiem polskich sztuk z minionego sezonu. Miało być ich dziewięć, ale przypadek losowy sprawił, że jeden spektakl niestety wypadł. Wszystkie oceni 5-osobowe, międzynarodowe jury.

Czy teatr jest rozrywką elitarną?

Stwierdzenie o elitarności teatru i oczywiście teatralnych festiwali jest bardzo popularne. Jednak wydaje się, że owa elitarność staje się coraz bardziej umowna. Przyczyniają się do tego poruszane tematy oraz same spektakle, które demokratyzują przestrzeń.


- Elitarność teatru to mit: jeśli założyć, że spektakl dla 300-osobowej widowni grany jest 100 razy, to daje 30 tys. widzów. To mniej niż w kinie, ale więcej, niż w przypadku wielu książek. Poza tym wierzę w tzw. emanację symboliczną narracji. To jest dodatkowe medium, które szczególnie w przypadku festiwalu pozwala szerzyć tę dobrą nowinę, jaka płynie ze sceny, a przede wszystkim przypominać o naszych postawach, pytaniach i nieustająco o tym dyskutować. Tworzy się niesamowity vibe - mówi dyrektor festiwalu Bartosz Szydłowski. - Muszę przyznać, że ten festiwal ma w sobie przyciągający klimat. Jest tu nadmiar, w tym najlepszym tego słowa znaczeniu, wszystkiego: widzów, artystów. Im więcej, tym lepiej: im więcej zaskoczeń, tym więcej zmian kierunku, odbijania się od tego, co wydawało nam się, że będzie takie, a okazało się zupełnie inne. To przeformatowuje nasze podejście do różnego rodzaju spraw - wskazuje.


Zmierzyć się ze spojrzeniem "innego"

Boska Komedia to nie tylko przegląd - także konkurs w którym bierze udział osiem spektakli z minionego sezonu. Jak w każdym konkursie, ogłoszenie werdyktu to moment najbardziej wyczekiwany.

- Konkurs to rzecz, do której ja przynajmniej, nie podchodziłem nigdy z wielką atencją. Zawsze uważałem, że doda on odrobinę środowiskowej adrenaliny, ale także dlatego, że spektakle oceniane są przez ludzi z międzynarodowego gremium. Szefów dużych festiwali, profesjonalistów spoza tak zwanego polskiego piekiełka. Wiemy doskonale, że kiedy jurorskie werdykty w Polsce są przygotowane przez na przykład polskich krytyków, to już przed konkursem właściwie wiemy jaki mniej więcej będzie wynik. Bo znamy ich gusta, sympatię i tak dalej - tłumaczy rozmówca Agnieszki Obszańskiej. - Więc to zawsze było próbą zmierzenia się ze spojrzeniem "innego". Było pewną nadzieją na zauważenie rzeczy niezauważanych u nas albo dehierarchizacją, tudzież potwierdzeniem naszych odczuć - stwierdza.


Uniwersalne zasady relacji z dziełem teatralnym

Fakt, że jury jest międzynarodowe, właściwie z całego świata - w tym roku są to Cho-Pei Kao (Tajwan), Marcela Diez Martinez (Meksyk), Märt Meos (Estonia), Matthias Pees (Niemcy) oraz Meiying Wang (USA) - sprawia, że są to bardzo różne spojrzenia na polski teatr. Czy goście z tak odległych miejsc mogą zrozumieć nasze sztuki, to, co artyści chcą przekazać?

- Jeżdżąc po świecie różnych po festiwalach ja również nie mam problemu z tym, że oglądam spektakl, którego tekstu do końca nie rozumiem. Są pewne uniwersalne zasady relacji z dziełem teatralnym i to są na przykład tzw. przepływy wiarygodnej energii. To oznacza, że czuje się wszystkie proporcje w konwencji która jest wybrana przez danego reżysera, że opowieść nie opiera się jedynie na dyskursie, ale ten dyskurs jest niesiony przez pozasemantyczne znaki teatralne - wyjaśnia Trójkowy gość. - Kiedy czujesz, że nawet jeśli nie rozumiesz słów, ta przestrzeń emocjonalna jest odpowiednia. Układ sytuacyjny, sceniczny, dobór scenografii - to wszystko żyje w skonstruowanej iluzji wszechświata scenicznego. I po prostu się w to wchodzi albo nie - wskazuje.

- Bywają oczywiście spektakle, które wymagają większego wtajemniczenia w naszą polską, czasami trudną, historię czy konteksty. Obcokrajowcy patrzą na to, zdarza się, jak na dom wariatów. (… ) Ale to też jest szansa, że oni się do tego przybliżą, że spojrzą na to od strony ludzi, którzy zaczynają się tym interesować, więcej rozumieć. Bo ja wierzę, że nawet hermetyczny temat, który podany jest w sposób komunikatywny czy trafny, nagle zyskuje sprzymierzeńca w publiczności i ona po prostu idzie za tym - dodaje.


Piotr Radecki