Nurkowanie, szukanie skarbów, szybowanie - Sławomir "Makaron" Makaruk o swoich przygodach
Sławomir "Makaron" Makaruk skarbów szukał na wielorybniczym statku z początku XX wieku. Nurkował w cenotach na Jukatanie w Meksyku. Latał szybowcem z Sebastianem Kawą nad K2 i to on stoi za cyklem "Boso przez świat". Do tego opowiada tak, że nie sposób nie zasłuchać się w jego słowach - o czym przekonał się Krzysztof Łoniewski.
Sławomir „Makaron” Makaruk był gościem Krzysztofa Łoniewskiego w audycji "Ludzie"
Foto: PR
Sławomir "Makaron" Makaruk to podróżnik, fotograf, zawodowy nurek, kierownik wypraw, instruktor nurkowania, ratownik ochotnik TOPR, instruktor jazdy offroadowej. W audycji "Ludzie" opowiedział o początkach swoich podróży i niektórych przygodach.
Rodzinna pasja i zniechęcenie
"Makaron" pochodzi z rodziny o tradycjach lotniczych: jego tata, Sławomir Makaruk był pilotem doświadczalnym, jego mama, Wiesława Łaniecka-Makaruk, również. A jednak sam zaczął latać dopiero kiedy skończył 50 lat. Zaczęło się od tzw. wiatrakowców zwanych też żyroplanami, a skończyło na przeleceniu szybowcem nad K2 z Sebastianem Kawą. Dlaczego więc tak długo czekał, by samemu zacząć latać?
- Mój tata był test-pilotem i zginął przed moim narodzeniem. I mama powiedziała mi kategorycznie "nie!". Byłem tak odciągany, pomimo, że miałem tych wszystkich "wujków" i "ciocie", którzy byli najsłynniejszymi polskimi szybownikami, pilotami cywilnymi i sportowymi, że nie miałem zainteresowania w tym kierunku - wspomina w rozmowie z Krzysztofem Łoniewskim. - Natomiast zawsze chciałem nurkować. I zacząłem, jak miałem 7 lat. A jak miałem 15, to skończyłem kurs nurkowy. To nie był jednak taki kurs jak teraz, który się kończy w weekend w cztery godziny. To był kurs, który trwał całą zimę, co weekend przez sześć miesięcy, a na zakończenie był dwutygodniowy obóz nad jeziorem Wigry z nurkowaniami - tłumaczy.
Góry, jaskinie albo nurkowanie
Kurs nurkowania Trójkowy gość ukończył w roku 1979. - Skończyłem kurs w Warszawskim Klubie Płetwonurków PTTK, to najstarszy klub płetwonurków w Polsce. Z doskonałą kadrą: tam byli super goście. W tamtych czasach, jak chciałeś coś fajnego robić, to albo szedłeś się wspinać albo chodzić po jaskiniach. I w konsekwencji jechałeś w Himalaje - to były lata 80., złote lata polskiego himalaizmu: wszystkie wielkie światowe nazwiska. Albo schodziłeś troszkę niżej i to było właśnie nurkowanie - opowiada Trójkowy gość. - No i latanie, ale latanie było bardziej elitarne, bo nie można było sobie pójść na kurs i polatać. Po skończeniu kursu trzeba było iść na dwa lata do wojska, a nie wszyscy chcieli. Natomiast płetwonurkowanie PTTK było spokojne i nikt się o to nie czepiał. Mało tego: mieliśmy różne możliwości wyjazdowe, takie same, jak himalaiści, i jeździliśmy na wyprawy - wskazuje.
- Powtarzam wszem i wobec, że wszystkie moje wyjazdy przez pierwszych 15 lat, to były wyjazdy czysto nurkowe. Bądź czysto nurkowe inspirowane książkami, które przeczytałem - dodaje.
Calej audycji można wysłucha
Piotr Radecki