Od motocykla po drifting, czyli Jakub Przygoński i jego podróż przez motorsport
- Miałem to szczęście, że nikt mnie nie przymuszał, ale też nie blokował. Sam zobaczyłem, że uwielbiam to robić i chcę się ścigać - mówi w Trójce Jakub Przygoński. Kierowca rajdowy, który obecnie rywalizuje w driftingu, był gościem Krzysztofa Łoniewskiego w cyklu "Ludzie".
Jakub Przygoński był gościem kolejnego odcinka cyklu "Ludzie"
Foto: KARINA TROJOK/DZIENNIK ZACHODNI/Polska Press/East News
W swojej karierze Jakub Przygoński aż 14 razy startował w legendarnym rajdzie Dakar. Może pochwalić się m.in. najlepszym wynikiem polskiego motocyklisty w tym wyścigu (6. miejsce); do tego na koncie ma Puchar Świata w Rajdach Cross Country 2018, wicemistrzostwo Polski Rallycross (2020), złoty medal na FIA Motorsport Games 2024, oraz cztery tytuły Mistrza Polski w driftingu (2015, 2017, 2018 i 2020).
Jego przygoda z motorsportem zaczęła się od motocykli. A dokładniej od dziadka, który był pasjonatem motoryzacji. - Tak naprawdę on zawsze mówił mi o silnikach i mnie podpuszczał. Najpierw była jakaś motorynka, potem gokart. Gdzieś pojawił się motocykl terenowy. Wtedy były one idealne, bo poza Warszawą było mnóstwo terenów do jazdy. To był idealny moment by trenować; teraz czasy się zmieniły - opowiada sportowiec w audycji "Ludzie".
Jakub Przygoński: chodzi o to, by mieć zawsze trochę lepszy wynik
Choć dziś rozmówca Krzysztofa Łoniewskiego jest utytułowanym sportowcem, nie od razu święcił triumfy. - Pierwsze moje zawody odwołali. W pierwszych startach byłem ostatni lub przedostatni; miałem 13 lat więc też byłem starszym zawodnikiem - opowiada Jakub Przygoński. - Dostawałem na przykład dubla od pierwszego zawodnika, ale to nie było trudne - dodaje.
- Uważam, że jak już raz wystartuje się w zawodach i zrozumie, o co chodzi, to później sukcesem nie jest wygrywanie. Chodzi o to, by z zawodów na zawody mieć trochę lepszy wynik - tłumaczy. - Jak później byłem na 25. miejscu to już był sukces, bo byłem szybszy od pięciu zawodników. Potem, przez kolejne trzy, cztery lata, goniłem tyły z tego dubla. Później nikt mnie nie dublował, później jechałem w pierwszej dziesiątce czy piątce. To było najfajniejsze - wyjaśnia gość Trójki.
Rozmówca Krzysztofa Łoniewskiego zaznacza jednocześnie, że w zawodach nie chodzi o to, by od razu zdobywać trofea. - Na pewno przez te pierwsze lata wszyscy oczekują, że musisz mieć puchary. Ale chodzi o coś innego: o osiąganie własnego sukcesu. Tu lepiej pojechałeś, tam nie dostałeś dubla. I tak idziesz cały czas do przodu - zaznacza Jakub Przygoński.
Ryzyko wpisane w zawody
Na "przesiadkę" gościa Trójki do auta miał wpływ bardzo groźny wypadek motocyklowy w 2014 roku. Jakub Przygoński złamał kręgosłup i nie wiadomo było, czy będzie mógł w ogóle chodzić. - To bardzo trudne i niebezpieczne zawody, oparte o duże ryzyko. (...) Wiedziałem, że takie coś może się wydarzyć, ale trzeba było się jak najbardziej od tego odsunąć - przyznaje sportowiec i dodaje, że miał też dużo szczęścia. - Po wypadku przez 3 miesiące leżałem i miałem rehabilitację na leżąco, ale nie było poważniejszego zagrożenia.
Mimo problemów Jakub Przygoński wrócił do pełnej dyspozycji i świetnych występów. Teraz rywalizuje w driftingu i ma więcej czasu dla żony i dwóch córek. - Tak naprawdę jestem od tamtej pory cały czas aktywnym sportowcem. Na pewno mój kręgosłup ma inny kształt; mam inną pozycję jak chodzę, ale mogę biegać i robić inne rzeczy. Z jakimś bólem, ale zakładam, że wszyscy sportowcy go odczuwają - opowiada.
Kamil Kucharski