"Ludzie". Szymon Kołecki: dzisiaj w naszym kraju nie ma podnoszenia ciężarów
2024-07-19, 13:07 | aktualizacja 2024-07-25, 07:07
Jest złotym i srebrnym medalistą olimpijskim w podnoszeniu ciężarów, czterokrotnym mistrzem świata, byłym prezesem Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów, a obecnie zawodnikiem MMA. Ale Szymon Kołecki jest także zwyczajnym człowiekiem, mężem i ojcem. I o tym wszystkim, ale także o wielu innych rzeczach, w audycji "Ludzie" rozmawiał z Wojciechem Zawiołą.
- Szymon Kołecki jest sztangistą, który startował głównie w kategorii półciężkiej. Zdobył w niej dwa medale olimpijskie: srebrny (Sydney 2000) i złoty (Pekin 2008). Jest także dwukrotnym wicemistrzem świata (Ateny 1999, Santo Domingo 2006), dwa razy był trzeci (Antalya 2001, Chiang Mai 2007).
- Pięciokrotnie zdobył mistrzostwo Europy (La Coruña 1999, Sofia 2000, Władysławowo 2006, Strasbourg 2007, Ligano 2008), raz był wicemistrzem kontynentu (Trenczyn 2001). Ten ostatni medal zdobył w kategorii ciężkiej.
Polski sztangista przez wiele lat zaliczany był do najlepszych zawodników świata w podnoszeniu ciężarów, a po zakończeniu kariery sportowej w 2012 przez cztery lata był prezesem zarządu Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów. Podał się do dymisji po największej w historii polskich ciężarów aferze dopingowej. Kilka lat temu zajął się mieszanymi sztukami walki i wciąż odnosi sukcesy.
Spokojne życie "walczaka"
Złoty olimpijczyk z Pekinu zdradza, że w życiu prywatnym jest spokojnym człowiekiem, bez większych ambicji. I na pytanie, czy jest przysłowiowym "walczakiem", odpowiada tak: – Nie wiem, czy w życiu jestem "walczakiem", ale w zadaniach, które sobie stawiam – na pewno. Bo jak już postawię sobie jakiś cel, to na pewno mocno walczę, aby go zrealizować. Natomiast w życiu poważnych celów sobie nie stawiałem. Mam spokojne życie i do niczego wielkiego nie dążyłem. Raczej wszystkie moje ważniejsze cele i wyzwania były stawiane w sporcie – wskazuje.
Przegrywać trzeba umieć
W podnoszeniu ciężarów Szymon Kołecki zaczął odnosić sukcesy już w wieku 12-13 lat, a jako 15-latek był mistrzem Polski. Przyznaje, że wtedy nie umiał przegrywać: był wtedy wściekły tak bardzo, że potrafił nawet coś zniszczyć czy nawet narazić się na kontuzję!
– Kiedy jeździliśmy na obóz, każdy chciał mnie ograć, jako tego dobrego. W podnoszeniu ciężarów było trudno, więc próbowali w innych dyscyplinach. A że nie umiałem przegrywać, robiłem wszystko, aby wyjść z tego zwycięsko. A kiedy mi się nie udawało, mocno się denerwowałem – opowiada. – Uderzałem rękoma po ścianach, chociaż zdarzały się i połamane paletki od tenisa stołowego.
Ewolucja rodzicielska
Ale ten czas już minął. Dzisiaj, nawet jeśli przegrywa, doskonale daje radę z emocjami. – Nie pracowałem nad tym, to po prostu przyszło z czasem. Zorientowałem się, że nie podejmuję wyzwań w dziedzinach, w których nie jestem dobry, i nie mam szansy odnieść sukcesu. A potem już zupełnie wyluzowałem… – mówi. – Być może dzieci tego mnie nauczyły: teraz jak gram z nimi w jakieś gierki, to wolę przegrać. To jest chyba taka ewolucja rodzicielska – śmieje się.
Przeczytaj także:
- Renata Mauer – wystrzałowa dwukrotna mistrzyni olimpijska
- Artur Boruc w Trójce: lubię żyć i lubię życie
- Sto lat występów Polaków na igrzyskach olimpijskich. Zaczęło się od Tygodnia Sportów Zimowych
Prezes odpowiada za wszystko
W 2016 roku doszło do największego skandalu w historii polskich ciężarów. – Czystki dopingowe dotknęły także nas: mieliśmy ogromną ilość wpadek, która praktycznie do zera zredukowała liczbę dobrych zawodników w kadrze seniorów. Było pięciu dobrych zawodników, którzy mieli jechać do Rio, i wszyscy wpadli. Potem już ta kadra się nie odbudowała – ocenia Szymon Kołecki, który po tej aferze złożył rezygnację z funkcji prezesa Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów. – Czułem się odpowiedzialny za całe środowisko, ponieważ prezes związku odpowiada za wszystko. Oczywiście, przypina sobie ordery, kiedy są sukcesy, ale musi umieć ponieść odpowiedzialność, jeżeli są tego typu tragedie – tłumaczy tę decyzję.
– One może nie są moją winą, ale na końcu ja, jako szef, za nie odpowiadam. Nie wyobrażałem sobie innego ruchu jak podanie się do dymisji… – dodaje.
W Polsce nie ma podnoszenia ciężarów
Można by się spodziewać, że po takim skandalu nastąpi oczyszczenie atmosfery. A to będzie szansą na odrodzenie dyscypliny, która w Polsce ma przecież ogromne i chlubne tradycje. – Minęło osiem lat i jest tylko gorzej: teraz nie ma podnoszenia ciężarów w naszym kraju. Dlatego na olimpiadę do Paryża jedzie tylko jedna dziewczyna, i też zakwalifikowana na ostatnią chwilę – mówi z gorzkim uśmiechem rozmówca Wojciecha Zawioły.
Szczerze przyznaje, że nie zna recepty na odbudowę naszych ciężarów. – Ale może od tego trzeba zacząć, że świat wygląda teraz inaczej. I trzeba się przyłożyć także pod innymi względami, a nie tylko trening, spanie, jedzenie – sugeruje, dając przykład pracy z psychologiem. – Za czasów moich startów go nie było, ale kiedy byłem prezesem PZPC, to mieliśmy psychologa w kadrach narodowych. Jednak zawodniczki i zawodnicy byli do pracy z nim negatywnie nastawieni. Nie traktowali tego jako szansy, która może wpłynąć na ich wynik sportowy – opowiada. – I po dwóch latach psycholog przyszedł do mnie i powiedział: "To bez sensu, żebym brał pieniądze za darmo. Nie chcą pracować, nie wykonują pracy, nie ma efektów tej pracy".
Posłuchaj
***
Tytuł audycji: Ludzie
Prowadzi: Wojciech Zawioła
Gość: Szymon Kołecki
Data emisji: 18.07.2024
Godzina emisji: 23.08
pr/wmkor