Trwoga, hałas i demolka – specyficzne "uroki" danger music
2022-09-21, 13:09 | aktualizacja 2022-09-21, 18:09
Strach, niepokój czy dezorientacja to nie są emocje, których przeciętny odbiorca muzyki oczekuje od swoich ulubionych utworów. Co innego, gdy jest fanem gatunku zwanego "danger music" – wtedy wrzaski, szmery i inne nieartykułowane odgłosy są jak miód dla jego uszu.
Za narodziny danger music odpowiada Fluxus – powstały w latach 60. XX wieku ruch artystyczny skupiający przedstawicieli różnych dziedzin sztuki. Tak naprawdę bardziej pasowałoby do niego określenie "anty-artystyczny", bowiem "chodziło w nim o to, aby wybić społeczeństwo z ciasnych schematów tradycyjnej sztuki, zrobić wszystko na opak", jak tłumaczył w Trójce Marcel Skierski z CSW Zamek Ujazdowski.
Za ojca chrzestnego ruchu Fluxus uważa się pochodzącego z Litwy Amerykanina George'a Maciunasa, który jako pierwszy użył tej nazwy. Natomiast prekursorem danger music był Dick Higgins, kompozytor serii utworów pod takim właśnie tytułem. Nie wahał się on używać w swej twórczości "dźwiękowych śmieci", takich jak muzyka atonalna, szmery i różnego rodzaju hałasy. Paradoksalnie, wszystkie te elementy trafiły w późniejszych latach do arsenału artystów tworzących muzykę dla szerokiej publiczności.
Następcy Higginsa szli o wiele dalej w dekonstruowaniu muzycznej rzeczywistości. Niektórzy z nich tylko demolowali na scenie swoje instrumenty, ale na przykład wokalista japońskiej grupy Hanatarash zasłynął z tego, że na jednym z koncertów z pomocą buldożera zrównał z ziemią klub, w którym odbywał się występ.
Posłuchaj
Tytuł audycji: Trójka do trzeciej
Prowadzi: Katarzyna Cygler
Gość: Marcel Skierski (dyrektor ds. artystycznych CSW Zamek Ujazdowski)
Autor materiału reporterskiego: Michał Kowarski
Data emisji: 21.09.2022
Godzina emisji: 13.32
kc