Czy umiemy jeszcze czytać? Tak naprawdę, ze zrozumieniem...
Austriaccy naukowcy zajmujący się czytaniem stwierdzili, że już nie czytamy, ale jedynie fruwamy po tekście. Wg ich badań obecnie nie mamy już do czynienia z pogłębioną lekturą, a jedynie z szybkim i łatwo wylatującym z głowy zapoznawaniem się z treścią, tzw. skimmingiem. Bo jak się okazuje, wszystko zależy od tego, skąd czerpiemy treści...
Podczas czytania książki nasz mózg jest o wiele bardziej aktywny i poświęca więcej czasu na analizowanie poznanych treści
Foto: Mallmo/Shutterstock
- Z czytaniem, przez które rozumiemy zapoznawanie się z zapisaną treścią, zdecydowana większość mieszkańców Europy raczej nie ma problemu. Jednak czytanie rozumiane jako świadome przyswajanie tekstu i analizowanie go, to już jest poważny problem – szczególnie dla tych, którzy nie czytają książek
- Przyswajania treści cyfrowych, scrollowania mediów społecznościowych bądź postów nie można nazwać czytaniem, gdyż, jak się okazało, tak naprawdę w ogóle ich nie analizujemy
Nie każde czytanie to prawdziwe czytanie
– Gdybyśmy wszystko zdefiniowali jako czytanie, bylibyśmy w błędzie. Podczas naszego badania przeanalizowaliśmy treści, z jakimi stykają się odbiorcy. Generalnie można je podzielić na dwie grupy: treści tradycyjne (książki) i dostarczane cyfrowo (artykuły, posty). Podzieliliśmy je w ten sposób, sposób ich przyswajania, koncentracji jest bowiem zupełnie różny – twierdzą austriaccy naukowcy zajmujący się czytaniem. – Zapoznając się z tekstem cyfrowym, tak naprawdę nie analizujemy go: przeglądaniu nowych treści, artykułów, postów poświęcamy o wiele mniej czasu – wskazują.
– W treści cyfrowej z pierwszym słowem zapoznajemy się w pierwszych 300-400 milisekundach. Inaczej to wygląda w przypadku czytania w naszym rozumieniu: wtedy na poznanie pierwszego słowa, zrozumienie go potrzebujemy 800 milisekund – tłumaczy neurobiolog Marion Wolf. – Wynika to z tego, że do czytania przykładamy się bardziej, ono jest naszym głównym zajęciem. Nasz mózg poświęca temu procesowi więcej czasu, bo potrzebuje przeanalizować każde słowo. W przypadku treści cyfrowej wystarczy mu zbiór słów: z niego wywnioskuje, co jest informacją. Oznacza to, że nasz mózg nie poznaje wtedy całej treści: tak naprawdę sam generuje główną ideę – wyjaśnia.
Parlament monitoruje prawdziwe czytanie
Wynikami tych badań i faktem, że tak naprawdę nie czytamy, tylko zapoznajemy się pobieżnie z treścią, zainteresował się już austriacki parlament. W efekcie umieścił prawdziwe czytanie na liście umiejętności, które trzeba monitorować.
– To krok w dobrą stronę. Dzisiaj wszystkim wydaje się, że czytają, a to nieprawda: przeglądanie, przewijanie postów to rozrywka, która ma zabić czas. To jest skimming: zaczytywanie danych – uważa specjalistka z Instytutu Maxa Plancka. – Prawdziwe czytanie ginie. Wiąże się ono bowiem z pełną koncentracją, a to obecnie trudno uzyskać – wskazuje.
Aby to udowodnić, proponuje krótki eksperyment: – Proszę sobie przypomnieć, ile wątków państwo pamiętają z przeczytanych wczoraj w internecie informacji, a ile wątków z przeczytanej ostatnio książki. Wątków z książki zawsze utkwi nam w głowie więcej. Te z internetu są niejako automatycznie ucinane – wyjaśnia.
Przeczytaj także
- W świecie darmowych legalnych lektur. W bibliotece internetowej "Wolne lektury"
- Kresy kryminalne i historyczne w powieści "Aligator w Wilnie" Piotra Jezierskiego
- Wesołe bakterie, nieistniejące książki i inne koncepty Stanisława Lema
***
Tytuł audycji: Trójka do trzeciej
Prowadzi: Mateusz Drozda
Autor materiału reporterskiego: Paweł Turski
Data emisji: 5.01.2022
Godzina emisji: 14.18
pr