Trójka|Salon polityczny Trójki
Jacek Kurski
2007-08-20, 08:08 | aktualizacja 2007-08-20, 08:08
Dziadek z Wehrmachtu był skrajnie nieudaną operacją socjotechniczną PO, która chciała nas wbić w ziemię. Przy pomocy dziadka z Wehrmachtu wbiła siebie. Przykry przypadek, ale tak było. W całej sprawie chodziło tylko o ściemnianie i kłamstwo.
Posłuchaj
Dodaj do playlisty
- Dzień dobry. Dziś w "Salonie Politycznym Trójki" poseł PiS Jacek Kurski, w studiu w Gdańsku.
- Witam Pana. Witam Państwa.
- Czytał Pan już wywiad z Romanem Giertychem i z premierem Kaczyńskim?
- Niestety nie. Dziennikarze mają te przewagę, że takie rzeczy czytają od razu, ja dopiero popołudniu.
- Ale pewnie Pan wie, bo premier o tym mówi, jakie materiały, jakie taśmy ma premier - takie, że nam pospadają buty? Choć zaznaczam, że z kolei cytat jest z wywiadu z panem Giertychem.
- Gdyby to był wywiad z Jarosławem Kaczyńskim i Jarosław Kaczyński coś takiego powiedział, to oczywiście bym wierzył. W momencie, kiedy mówi to Roman Giertych, w tym momencie mający oczywisty interes szkodzenia PiS-owi i działania przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu, za grosz nie można w to wierzyć. Ja wiem z poprzedniej kampanii, że to nie jest styl Jarosława Kaczyńskiego - gromadzenie haków na kogokolwiek.
- Premier wyraźnie się od tego nie odciął. Powiedział tak - nie pamiętam, czy rzeczywiście użyłem takiego określenia, ale to bez znaczenia. Jedno jest pewne - dowody, jakie w tej sprawie istnieją, kompromitują nie nas, ale tych, którzy o tę komisję najgłośniej zabiegają, czyli jakieś dowody w sprawie, wokół tej "rewelacji" Kaczmarka istnieją.
- To najlepszy dowód tego, że my się komisji nie boimy. Myślę, że premier mówił w oczywisty sposób prawdę. Jeżeli ktoś chce tej komisji, to się musi liczyć z tym, że my też udowodnimy nasze racje.
- Są te dowody, czy nie ma tych dowodów? I jakie to dowody?
- Pan o tym nie wie. Ja o tym nie wiem. Nie ma sensu o tym rozmawiać.
- To znaczy, że Roman Giertych kłamie, czy konfabuluje, czy coś wie?
- Posiadł niezwykłą zdolność funkcjonowania w mediach i przyciągania zainteresowania mediów. Jak sam kiedyś powiedział - polityk bez mediów nie istnieje i media są tworzywem jego funkcjonowania - szkoda, że tak podatnym i tak łatwo ulegającym jego niewątpliwemu urokowi osobistemu.
- Roman Giertych mówi też, że planowane jest umowne uderzenie m.in. w Donalda Tuska. Przypomina się sytuacja - też związana z Panem, z poprzednią kampanią wyborczą - ze słynnym dziadkiem z Wehrmachtu.
- Ale jakie tu uderzenie? Od kogo się Pan dowiedział o dziadku z Wehrmachtu? Ode mnie, czy z konferencji PO? Oczywiście, że się Pan dowiedział o tym z konferencji PO.
- A Pan zaprzeczył?
- Jak sam Jarosław Kaczyński kiedyś powiedział - dziadek z Wehrmachtu był skrajnie nieudaną operacją socjotechniczną PO. To PO chciała nas wbić w ziemię przy pomocy dziadka z Wehrmachtu, a wbiła siebie. Przykry przypadek, ale tak właśnie było. Zresztą w całej sprawie naprawdę nie chodziło o to, kto ma jakiegokolwiek, gdziekolwiek dziadka, bo nikt nie odpowiada za swoich dziadków, tylko o ściemnianie i o kłamstwo. Tak samo, jak w aferze Clintona i Moniki Lewinsky nie chodziło o to, czy prezydent Stanów Zjednoczonych miał stosunki ze stażystką, tylko to, że kłamał, że nie miał. Tak samo, jak w sprawie wykształcenia Aleksandra Kwaśniewskiego nie chodziło o to, czy on jest magistrem, czy on nie jest magistrem, bo jest przecież wielokrotnie inteligentniejszy od stu tysięcy magistrów, tylko o to, że kłamał, że jest magistrem, a magistrem nie był. Tak samo tu chodziło, bo to przecież oczywiste kłamstwo i ściemnianie w tej sprawie.
- Czy możemy się spodziewać umownego drugiego z Wehrmachtu w nadchodzącej kampanii? Właściwie w kampanii, która już się rozpoczęła.
- Jeżeli tak, jak w poprzednich wyborach taką bombę ma PO i zamierza ją odpalić po to, żeby strzelić sobie w stopę, to możemy się spodziewać. Ale to byłoby działanie ze strony PO.
- PiS nie będzie walczyć z PO na tego typu haki?
- W poprzedniej kampanii, gdzie byłem szefem kampanii telewizyjnej Lecha Kaczyńskiego, jako kandydata na prezydenta i całego PiS-u, dysponowaliśmy dzięki uprzejmości i czujności obywatelskiej naszego społeczeństwa kilkoma rzeczywiście niesamowitymi informacjami na temat naszych konkurentów i za każdym razem Jarosław Kaczyński mówił jasno i wyraźnie - nie dotykamy się do tych spraw. Koniec. Kropka. Taki jest styl PiS-u. Taki jest styl Jarosława Kaczyńskiego. A sprawy typu dziadek z Wehrmachtu są wypreparowane i przygotowane przez przeciwników na własną zgubę.
- Czy słowa premiera Kaczyńskiego, dziś w wywiadzie w tygodniku "Wprost", że PO jest za bardzo uzależniona od Niemców, nie są zwiastunem kolejnej tego typu bomby?
- Nie. To jest rozsądna analiza polityczna. Zresztą przy tamtej sprawie, czym innym jest wyciąganie jakichkolwiek haków na własną zgubę tak, jak w przypadku PO, a czym innym jest analiza polityczna. Również wówczas mówiliśmy, że to, co teraz premier powtarza, jest na rzeczy. Rzeczywiście środowisko PO ma pewną słabość do tego klimatu proniemieckiego i to również w Gdańsku widać.
- Dostrzega Pan te fascynacje środowiska Donalda Tuska "gdańską niemieckością" - tak to zostało ujęte?
- Oczywiście. Przecież był pomysł kilka lat temu, żeby uczcić pomnikiem ofiary Gustloffa, którym uciekali i esesmani i Niemcy przed Sowietami i który został storpedowany na północ od Rozewia. Nagle my Polacy mamy czcić niemieckie ofiary Gustloffa. Na litość Boga, czy ktoś w Berlinie stawia pomniki Powstaniu Warszawskiemu? Albo żeby stawiać pomniki w większości niemieckim ofiarom tyfusu w więzieniu w Gdańsku? Albo pomysł, żeby w ogóle nie reagować na to, że Gunter Grass - podniosło to tylko PiS w zeszłym roku - przez 60 lat zatajał swoją służbę w Waffen SS. PO była cała oburzona, że w ogóle ktoś śmie coś takiego podnieść, a nie przeszkadzało PO, że przez 60 lat Gunter Grass budował swoją tożsamość na pseudo-sumieniu narodu niemieckiego i retoryce antyfaszystowskiej, gdy miał incydent z Waffen SS.
- Co Pana zdaniem grozi nam, w tym kontekście niemieckim, jeśli PO przejęłaby polską dyplomację? Te słowa brzmią dość niepokojąco.
- Tego rodzaju zagrań PO i lidera PO było dużo więcej. Co on grozi? Proszę sobie przypomnieć, jak wyglądały stosunki polsko-niemieckie, kiedy KLD rządził w Polsce i miał premiera. 14 czerwca 1991 roku zawarto traktat polsko-niemiecki, który w żaden sposób nie gwarantował naszych granic zachodnich i który dawał przy skrajnie niekorzystnych interpretacjach, a z takimi mamy do czynienia w Niemczech, Niemcom prawo do kwestionowania polskich własności na ziemiach zachodnich. Wróci klimat pewnego ”klientyzmu” i uległości wobec Niemiec. To wszystko. W momencie, kiedy rządzi PiS możemy mieć gwarancje tego, że polski interes narodowy będzie wygrywał, będzie decydujący i będziemy bronić Polaków i polskiej własności.
- A Gazociąg Północny? Tak, czy tak powstanie. I PiS, nawet głośno krytykując, nie było w stanie zapobiec temu.
- Jaki mamy wpływ na suwerenne decyzje Niemców i Rosjan?
- Uderzający w nasz interes.
- Tak. Dlatego bardzo stanowczo działamy na forum UE i nie jest powiedziane, że nie bez sukcesów. Ale właśnie gazociąg po dnie Bałtyku mijający Polskę jest tu probierzem rzeczywistych intencji. Przecież w radzie nadzorczej tego konsorcjum jest były kanclerz Gerhard Schroeder. Natomiast dziś też mamy do czynienia ze stwierdzeniami pani Eriki Steinbach jak to, że zbrodnie Hitlera nie usprawiedliwiają wysiedlenia Niemców z Polski - uważa pani Steinbach. Związek rośnie w siłę. Na jego zjeździe pojawia się szef Parlamentu Europejskiego Hans-Gert Poettering i co, mamy na to nie reagować? Oczywiście, że musimy reagować. Wiadomo, że PO, która należy do największej, zdominowanej przez Niemców frakcji w PE, nie będzie tego robić, bo po prostu nie ma tego we krwi, natomiast ma to we krwi PiS. Tutaj analiza pana premiera jest w 100 proc. prawdziwa.
- Tylko, że Erika Steinbach, patrząc na to, skutecznie podąża swoim torem i pytanie o skuteczność tych działań PiS na forum europejskim jest w tym momencie jak najbardziej zasadne. Jeżeli Erika Steinbach mówi to, co mówi i ma poparcie coraz szerszego grona - ostatnio Hans-Gert Poettering był w weekend na tym spotkaniu - to pytanie, jaką skuteczność ma działanie PiS?
- Pan chce obciążyć odpowiedzialnością PiS za to, że powstaje gazociąg 1000 km na północ od naszych granic, czy że pan Hans-Gert Poettering pojawia się na zjeździe ziomkostw.
- To są pytania o efekty tej krytyki, tego - co, jak Pan mówi - PiS robi na forum europejskim.
- Te gesty i te znaki, o których Pan mówi, dowodzą w 100 proc. prawdziwości, intuicji i pryncypialności PiS w tych sprawach. Trzeba bronić polskiej własności - przygotowujemy ustawę, która jednoznacznie obroni polską własność na ziemiach odzyskanych i - mam nadzieję - unieważni te zaniedbania ostatnich 17 lat w tym względzie. Natomiast, możemy odpowiadać tylko za to, na co mamy wpływ.
- Cytat:"Koalicja PO-PiS umożliwiałaby realizację projektu IV RP. Nawet jeśli nie pod tą, to pod inną nazwą" - pisze dziś redaktor naczelny "Wprost". I to byłby wreszcie pierwszy zrealizowany projekt państwa po 1989 roku. Myśli Pan, że to jest możliwe? Czy ta kampania to będzie brutalna walka o miejsca w parlamencie, ale w efekcie doprowadzi do pojednania obu partii? Jest to jeszcze możliwe?
- Myślę, że jest to jeszcze możliwe. Dlatego, że jeśli znowu będzie tak, że te dwie partie dostaną - przypuszczam, że w sumie dostaną ok. 60 proc. głosów - wtedy dostały w sumie 51 proc. - 27 proc. i 24 proc. - to tym razem PO jednak pójdzie po rozum do głowy i zgodzi się tu funkcjonować z PiS-em. Przypomnę, że wtedy się to nie udało wyłącznie w wyniku psychicznego urazu i traumy powyborczej, powyborczym szoku po dwóch klęskach PO. Już się witali z gąską, już mieli być prezydentem Tuskiem, już mieli być premierem z Krakowa. Tymczasem okazało się, że ani jednego, ani drugiego.
- PO twierdzi, że PiS chciał zawłaszczyć wszystko - ta dyskusja pewnie trwa i będzie trwała bardzo długo. Ale pytam np. w kontekście słów pana premiera, że PO u władzy oznacza powrót do dawnych patologii. Czy jest możliwa gwałtowna zmiana po wyborach i taka sytuacja, że obie partie jednak usiądą do wspólnego stołu i bogatsze o doświadczenia sprzed dwóch lat, będą potrafiły się porozumieć i też obdzielić stanowiska? Nie ma co ukrywać, że to też jest ważny element.
- Dokładnie. Myślę, że to będzie możliwe. Gwoli sprawiedliwości, przypomnę, że 2 lata temu, pomimo zwycięstwa, dawał PO większość ministerstw i marszałka Sejmu, więc jeżeli dziś przypomina te warunki Jarosław Kaczyński, na wypadek, gdyby wynik miał być odwrotny - chociaż ja wierzę, że my wygramy te wybory - to właśnie dlatego, że jak najbardziej poważnie myśli o takiej możliwości. To byłoby dobre rozwiązanie, gdyby wyniki wyborów się powtórzyły - PiS nieznacznie wygrał z PO, ale PO zgodziła się na władzę z nami. Być może wspólnie mielibyśmy większość konstytucyjną, pozwalającą również konstytucjonalizować pewną rzeczywistość, wartości i aksjologię IV RP. Ja bym bardzo tego chciał.
- Kiedy te wybory mogłyby się odbyć? Kiedy Pana zdaniem odbędą się? W październiku, czy raczej pod koniec listopada - po tych trzech krokach?
- Mamy tu pewną kontrowersję. Po wizycie u prezydenta, zarówno pan prezydent, jak i Donald Tusk, jasno mówili, że wybory odbędą się jesienią. Wymieniano tu nawet datę 21 października. Teraz widać wyraźnie, że Donald Tusk znajduje się pod jakąś przemożną presją i czołówki własnej partii i innych partii opozycyjnych, żeby jak najbardziej te wybory opóźnić, żeby spróbować zaszkodzić PiS-owi, być może przeczołgać PiS jakąś komisją.
- A to nie jest tak, że jednak potrzeba trzeciej partii, która poparłaby wniosek o samorozwiązanie Sejmu i to tu tkwi problem?
- Dobrze, ale przecież wszyscy byli za. SLD było za, Samoobrona była bardzo za. W czym problem?
- Właśnie. Byli.
- Widać, że tu Donald Tusk jest pod jakąś przemożną presją i zaczyna się wycofywać z tego jesiennego terminu. My się nie boimy. Gdyby miało dojść do komisji w sprawie CBA, czy nawet w sprawie śmierci pani Blidy, ta komisja będzie - moim zdaniem - triumfalnym pochodem PiS po zwycięstwo wyborcze, bo pokażemy, że mamy czyste ręce i działamy ze złem, rozliczamy patologie i afery.
- "Dziennik" pisze dziś, że PiS zgadza się na to, by fotel szefa komisji konstytucyjnej objął Jan Rokita z PO. Chodzi o stworzenie szybkiej ustawy, która wyeliminuje osób skazanych, przestępców z Sejmu.
- Proszę, czyż to nie jest najlepszym probierzem otwartości PiS w kierunku PO? Jakiż ma interes największy klub oddawać takie stanowisko, największej partii opozycyjnej? A jednak.
- Tylko, że taka komisja i prace nad tą ustawą chyba jednak opóźniłyby rozwiązanie parlamentu.
- Ale akurat jeden artykuł w konstytucji, że osobom skazanym, czy przestępcom, skazanym za przestępstwa kryminalne nie wolno kandydować, to jest - szczerze mówiąc - tydzień, no może 3 tygodnie roboty, więc specjalnie by to nie opóźniło. A to, o czym Pan redaktor mówi, jest najlepszym dowodem naszych czystych intencji wobec PO, mimo tego, że od czasu do czasu ta partia trochę się gubi. Ale mam nadzieję, że Donald Tusk dotrzyma słowa i będziemy mieli wybory w końcu października.
- Czy prezydent jest zagrożony? Prasa donosi o tej nadzwyczajnej broni, którą otrzymali BOR-owcy, którzy chronią głowę państwa.
- Nie kpiłbym sobie tu z ostrożności prezydenta. Prezydent wie dużo więcej na temat własnego bezpieczeństwa niż Pan, ja i wszyscy słuchacze razem wzięci.
- Ma Pan takie sygnały? Były takie sygnały?
- Mam taką nieformalną wiedzę, że rządy PiS zagroziły w Polsce niesamowitym interesom i miliardowym biznesom i geschaftom. Ludzie, którzy stoją w obliczu straty tych imperiów majątkowych i często w sposób nieuczciwy przejętym fortunom, ukradzionym społeczeństwu, zrobią wszystko, żeby pozbyć się tego kłopotu jakim jest PiS i Kaczyńscy. Posuną się nawet do ostateczności. W związku z tym, ostrożność pana prezydenta tak naprawdę jest obroną również interesów Polski i naszego wspólnego majątku.
- Mówił poseł PiS Jacek Kurski w studiu w Gdańsku. Dziękuję bardzo za rozmowę.
- Dziękuję. Miłego dnia.