"Z najwyższej półki": jaki jest "Wschód" Stasiuka?

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
  • Mail
"Z najwyższej półki": jaki jest "Wschód" Stasiuka?
Droga do WołowcaFoto: Michał Nogaś

- Byłem szczęśliwym dzieckiem, w domu nie mówiło się o polityce, więc w mojej świadomości zagrożenie Wschodem, ze Wschodu nie istniało - mówi pisarz w dniu premiery swojej nowej książki. Specjalne wydanie programu powstało w jego domu w Wołowcu.

- O czym jest "Wschód"? O życiu. O życiu narratora. Jest opowieścią w czasie i przestrzeni. Zaczyna się na Podlasiu, a może na Grochowie warszawskim? A kończy się na chińskiej granicy. I w Pekinie się trochę kończy… Wymyśliłem sobie, że to jest moja bardzo osobista, prywatna historia. Wyznanie dziecka komunizmu. Faceta, którego trzydzieści lat życia w tym ustroju przebiegło. Tam są moi rodzice, dziadkowie, rodzina i podróże. Podróże do źródeł mądrości komunistycznej - mówi mi Andrzej Stasiuk.

Rozmowę przeprowadziliśmy w Beskidzie Niskim, w Wołowcu - "najlepszej wsi w Polsce", jak mówi. Zaczęło się od wycieczki do dawnego PGR-u (pisarz lubi rozmawiać, jadąc, kierując). Bo i od wspomnienia tego właśnie miejsca zaczyna się "Wschód":

"Minionego lata Dżery kupił wyposażenie sklepu z pegeeru. Wszystko: lady, półki, jakieś gablotki i starodawną wagę z szalkami i wskazówką wędrującą za szkiełkiem. Ładowaliśmy ten komunistyczny zabytek na klepisko stuletniej łemkowskiej chałupy. Lady i półki trzeba było przeciąć. Tak były wielkie. Przez pięćdziesiąt lat stały w jednym miejscu i nikt ich nie ruszał. W osiemdziesiątym trzecim w rusińską Wielkanoc zobaczyłem je po raz pierwszy, po raz pierwszy stanąłem w kolejce i potem stawałem już do końca, cały czas w tym znajomym zapachu. Co to było? Słodycze, cynamon, marmolada, cukier waniliowy, wędzonka, wietrzejące butelki po piwie, papierosowy dym, ciała ludzi stojących w kolejce? Wszystko razem.
Towar przyjeżdżał we wtorki i w piątki. Trzeba było przyjść znacznie wcześniej i stanąć, żeby cokolwiek dostać. Ekonomia niedoboru. Sklep należał do pegeeru i właściwie obsługiwał tylko jego pracowników. Sprzedawcą był szef gospodarstwa. Większość pegeerowców nie używała na co dzień gotówki. Szef miał gruby zeszyt, w którym zapisywał imienne listy zakupów i potem odliczał przy wypłacie. Niektórzy chyba w ogóle nie oglądali pieniędzy. Po prostu pracowali i dostawali za to jedzenie, mydło, piwo. Było coś feudalnego w kolejce potulnych kobiet. Stały w milczeniu albo coś cicho mówiły. Dwie, trzy, cztery godziny. Czasu było wtedy pod dostatkiem. Towar przywoził beżowy żuk. Widać go było z dwóch kilometrów. Pojawiał się obok dawnej cerkwi i ciągnąc za sobą tuman kurzu, zaczynał zjeżdżać w dół, znikał na dwie minuty i potem pojawiał się na ostatniej półkilometrowej prostej".

Benefis Andrzeja Stasiuka, czyli spotkanie ze słynnym… hodowcą owiec >>>

O tym, jak stał w kolejce po chleb (we wspomnianym pegeerze, który powstał na gruzach dawnej łemkowskiej wsi), o płonącej rzece dzieciństwa, o wyprawach do Rosji i serca nowego świata, o ludziach spotkanych po drodze i o tym, czy należy obawiać się, że Wschód - uzbrojony - stanie u naszych bram, Andrzej Stasiuk opowie w tym wydaniu "Z najwyższej półki".

To będą opowieści pisarza, których słucha się z wielką przyjemnością i uwagą.

Zapraszam - wyjątkowo - w środę (24 września) o godz. 21.05.

Michał Nogaś

Polecam FB "Z najwyższej półki", który działa codziennie, między kolejnymi wydaniami programu: www.facebook.com/znajwyzszejpolki

Polecane