Maks u pradziadków. "Łączy nas szczególna więź"
Kiedy malutkiego Maksa nie przyjęto do żłobka, jego mama musiała wracać do pracy, pradziadek Janusz wraz z żoną Hanną zajęli się chłopcem.
Foto: Fot. Glow Images
Poprosiła o to babcia Maksa. - Chłopczyk ma teraz 7 lat, miał pół roku, gdy trafił pod opiekę pradziadków. Miałem wtedy 76 lat - wspomina Janusz.
- Wychodziłem z dzieciakiem, gotowałem, nawet powstała taka słynna zupa "maksiówka”, która do tej pory jest przygotowywana, gdy Maks czasami przyjdzie do nas, choć bardzo rzadko się to zdarza - dodaje. Przepis? - Udziec z indyka trzeba rozgotować z jarzynami, do tego trochę kaszki ryżowej. On się tak przyzwyczaił, że nic innego nie chciał jeść - mówi Janusz.
- Maks był ciekawą postacią, bo nie lubił smoczka. Nie używał smoczka ku naszej radości. Nie był awanturnikiem, był grzeczny i mądry i do dziś mu oleju w głowie nie brakuje - opowiada.
Janusz ma siedmioro prawnuków. - Ale w ich wychowaniu nie biorę udział tak, jak wychowaniu Maksa. Stąd nasza szczególna więź, nawet przestawiłem program telefoniczny i komputerowy, żebym mógł sobie z nim prowadzić konferencje. Chciałbym, żeby poszedł na Wydział Lotniczy na Politechnikę, który mnie interesuję, ale ja tego już nie dożyję - dodaje wzruszony pradziadek Maksa.
Na audycję "Matka Polka Feministka" zapraszamy we wtorki o 16.40
(mp)