Wyprawa Tomasza Gorazdowskiego - McKinley góruje nad wszystkim

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
  • Mail
Wyprawa Tomasza Gorazdowskiego - McKinley góruje nad wszystkim
Droga do Denali ParkFoto: O. Michalak

Północ, południe, północ, południe. Każdy kierunek ma swoje plusy i minusy. Jednak południe, ze względu na Denali Park. W całości jeszcze zamknięty, ale to co widać, to co jest dookoła, wystarczy za wszystko.

Posłuchaj

Wyprawa Tomasza Gorazdowskiego - McKinley góruje nad wszystkim (Trzy Ameryki/Trójka)
+
Dodaj do playlisty
+

No i Mt. McKinley górujący nad wszystkim. Wstawało się jak rolnikowi w lutym, by nakarmić trzodę. Najwyraźniej nie doszedłem jeszcze do siebie, być może spałem za krótko (na pewno), bo zszedłem na pierwsze w czasie podróży łącznie z Trójką o godzinę za wcześnie. Super.

Ale przynajmniej łącza internetowe działały i to zawsze na początku duża ulga. Godzinę później też działało bez zarzutów. Śniadanie słabiutkie. Wafle, muffiny, musli, z chlebem też nienajlepiej. A gdzie wędliny, gdzie jajka, gdzie boczek, słonina potrzebne przecież w tak ciężkim klimacie?

Wyprawa Tomasza Gorazdowskiego. Śledź tu!>>>

Spieszę z odpowiedzią, sam sobie, na zadane pytanie. Za dopłatą. 10 USD jajecznica. Zimno, jak to na Alasce bywa. Honda rozgrzewała się powoli, napompowane wczoraj opony trzymały ciśnienie. Olek nie mógł się nadziwić, że na żadnej stacji nie ma normalnego manometru, tylko taki wysuwający się pod ciśnieniem patyczek. Raz bardziej, raz mniej. Więc pompował wczoraj, pompował. Myślałem, że opony pękną, ale najwyraźniej było dobrze. Jeżeli mieliśmy żałować, że nie pojechaliśmy dalej na północ, to szybko przestaliśmy. Droga była piękna i widoki. Jak na Alasce powinno być.

Wiatr przewalał przez słoneczną drogę lekkie tumany śnieżnego pyłu, nad białymi plackami jezior unosiła się mgła, do kompletu brakowao spacerujących łosi. Trafił się tylko jeden.

Mt. McKinley. Kiedy się dojeżdża do Alaska Range, najwyższego szczytu Ameryki Północnej, nie da się nie zobaczyć. No chyba, że nie ma pogody, ale my mamy niewiarygodne szczęście. Od samego początku, od przyjazdu, na niebie nie ma ani jednej chmury. Słońce świeci jak szalone, jak w Dolomitach na nartach. Jadąc drogą K3, reklamy zachęcają, żeby na McKinleya spojrzeć z góry albo przynajmniej twarzą w twarz, oko w oko. Lot samolotem dookoła masywu do tanich nie należy. Z drugiej strony, czy kiedykolwiek tu będę po raz kolejny? A co.

W samolocie była nas ósemka. Ja i siódemka Koreańczyków. Tuż obok mnie panna, która, myślałem, od startu zapełniać będzie 5-galonową torbę, o których istnieniu poinformował pilot. Obyło się bez przygód. Koreanka najwyraźniej miała po prostu taki wyraz twarzy. Było... bombowo.

Szczyt sztuki filmowej to nie jest, ale nieco widać. Drobina, łupina, maleństwo tak o 10-osobowym samolocie należy mówić w obecności gigantów. McKinley, Hunter, Wielki Wąwóz, lodowce.

Widok
Widok na Alaskę z samolotu (fot. T.Gorazdowski)

A pilot był nie najgorszy. Nie było oglądania z dystansu. Nurkował między szczyty, przelatywał między iglicami, robił ósemki, żeby z każdej strony było dobrze widać. I w końcu lądowanie na lodowcu, pod samym McKinleyem. Po spojrzeniach oko w oko z samolotu, teraz stałem u stóp giganta. I to jest właściwe miejsce dla człowieka. U stóp góry. Dookoła biała przestrzeń, tylko przelatujące kruki, gadały coś po swojemu. A słychać je było jakby, gadały do ucha.

Alaska z góry wygląda świetnie. Miliony kilometrów, ciągle pod śniegiem, zamarznięte jeziora, szlaki wydeptane przez zwierzęta, trasy wyjeżdżone przez skutery śnieżne, podstawowy środek transportu tutaj.

Polecane