Artur Rojek o Lennym Valentino: Chciałem zerwać pępowinę łączącą mnie z Myslovitz
2011-12-06, 00:12 | aktualizacja 2011-12-06, 00:12
- Świetna nazwa i demo, rozczarowujący efekt końcowy - skwitował album "Uwaga! Jedzie tramwaj" jego wydawca. Dziś ta płyta uznawana jest za kamień milowy polskiego rocka.
Posłuchaj
Dodaj do playlisty
- Dla Myslovitz to był okres przełomowy. Z jednej strony wydaliśmy wtedy nasz najlepiej sprzedający się album "Miłość w czasach popkultury"; z drugiej strony wewnątrz zespołu zaczęły się wtedy ciężkie lata, które trwają w zasadzie do dziś - wspomina Artur Rojek. - Lenny Valentino został nawet odebrany jako moja próba odejścia z Myslovitz. A ja po ośmiu latach pełnego zaangażowania w tę grupę miałem po prostu ochotę na projekt bardziej autorski i "alternatywny".
Lenny Valentino powstał w 1998 roku, jeszcze rok przed wydaniem "Miłości w czasach popkultury". Pierwotnie był jednak po prostu kolejną formacją z mysłowickiego zagłębia rockowego, z Rojkiem oraz Mietallem Walusiem (Negatyw) na czele. Przyszyły wydawca, Paweł Jóźwicki z Sissy Records, był zachwycony materiałem demo z piosenkami tandemu. - Spodziewał się sprzedaży na poziomie pięćdziesięciu tysięcy - wspomina Rojek - Ale, gdy usłyszał wersję finalną, powiedział, że nie sprzedamy tego więcej niż pięć tysięcy...
Skąd ta zmiana? - Bardzo chciałem przełamać schematy, w które sam byłem uwikłany. Postanowiłem więc zaprosić do współpracy producenta i pozwolić mu zaingerować w materiał na poziomie struktury piosenek, co w ówczesnym polskim rocku było nie do pomyślenia - wyjaśnia lider Lenny'ego Valentino. - Tak się złożyło, że słuchałem wtedy "Dni Wiatru" Ścianki i uznałem, że Maciek Cieślak byłby do tego celu osobą idealną.
I tak autorski projekt Rojka przekształcił się w swego rodzaju supergrupę polskiej sceny niezależnej: tej awangardowej (Maciej Cieślak, Jacek Lachowicz i Arkady Kowalczyk ze Ścianki) oraz tej bliższej mainstreamowi (Artur Rojek oraz Mietall Waluś). Muzycznie zaowocowało to wyjątkowym połączeniem chwytliwej melodyki z psychodeliczną aurą oraz nowoczesnymi brzmieniowymi eksperymentami, które w niczym nie ustępowały płytom "Kid A" czy "OK Computer" Radiohead, a, zdaniem niektórych polskich krytyków, nawet je dystansowało. Lenny Valentino doczekał się szeregu wyróżnień oraz dwóch dużych przebojów - "Dom nauki wrażeń" i "Chłopiec z plasteliny".
Z perspektywy czasu nie mniej przełomowy od produkcji albumu "Uwaga! Jedzie tramwaj" okazała się jego warstwa literacka. - Te teksty dotyczyły, w sposób mniej lub bardziej bezpośredni, mojego dzieciństwa, emocji, które zbierałem w sobie całymi latami - wyjaśnia Rojek.
Bardziej dosadnie ujmuje sprawę Paweł Jóźwicki: - Piosenki Myslovitz dotyczyły najczęściej miłości, a Lenny'ego Valentino życia rodzinnego, a raczej tego, jak ono nie powinno wyglądać.
- Spotkałem się wtedy z oskarżeniami o ekshibicjonizm - przyznaje Rojek. - Ale wydaje mi się, że te teksty dotyczyły przeżyć bardzo uniwersalnych i właśnie dzięki temu się nie zestarzały...
No właśnie. Od wydania "Uwaga! Jedzie tramwaj" minęło już dziesięć lat, a zespół w zasadzie nie zdyskontował swojego sukcesu, Głównie dlatego, że wszyscy muzycy Lenny'ego Valentino mieli swoje własne, "ważniejsze" projekty.
Rojek, co prawda, próbował potem stworzyć zupełnie nowe wcielenia swojego projektu "alternatywnego", nawiązując współpracę z zespołami Blimp oraz Silver Rocket. Ostatecznie zawsze brakowało jednak czasu na bardziej systematyczne działania.
Lenny Valentino reaktywował się jeszcze kilkakrotnie, za każdym razem na jeden koncert. W grudniu - z okazji dziesięciolecia wydania albumu - wyrusza w obejmującą pięć miast trasę po Polsce. Czy jest szansa na wznowienie działalności?
Zapraszamy do wysłuchania całego reportażu Anny Gacek i Tomasza Żądy z cyklu "Historia pewnej płyty", w którym Lenny'ego Valentino wspominali Artur Rojek, Paweł Jóźwicki oraz Rafał Rojowski, współzałożyciel fanclubu Myslovitz "Moving Revolution".