Trudne życie po geście Kozakiewicza
2011-10-19, 16:10 | aktualizacja 2011-10-19, 16:10
Bił światowe rekordy w skoku o tyczce aż do olimpiady w Moskwie, gdy po ustanowieniu rekordu świata (5,78) i zdobyciu złotego medalu, wykonał słynny gest. Jego konsekwencje były bolesne.
Posłuchaj
Reportaż "Historia z gestem w tle" Grażyny Wielowieyskiej pokazuje, że życie Władysława Kozakiewicza to historia wielkiej sportowej kariery, pełnej wspaniałych zwycięstw, ale też historia pewnego gestu, który sprawił, że nagle wszystko się skończyło. Oskarżony o ucieczkę z kraju, pozbawiony swojego mieszkania i wszystkiego co posiadał. Ciężki czas, ale ponieważ to człowiek silny psychicznie, poradził sobie.
Pochodzi z biednej rodziny repatriantów spod Wilna. Do Gdyni przyjechali w 1957 roku. Brat – dziesięcioboista przypadkowo wciągnął go do sportu, żeby umilić sobie sześciokilometrowe spacery, na treningi zabierał go ze sobą.
– Bawiłem się gdzieś z boku, aż któregoś dnia dostałem do ręki tyczkę. Pierwsze skoki były fatalne - wspomina Kozakiewicz. - Brat był moim pierwszym trenerem. Pokazał mi jak się skacze, ale później cały czas mi podpowiadał jak skoczyć wyżej. Szczycił się tym, że byłem coraz lepszy – opowiada.
Skok w światową czołówkę
Rok 1974, Mistrzostwa Europy w Rzymie, srebrny medal. Wtedy pomyślał, że może wszystko zrobić. Poczuł się niezniszczalny. Dołączył do ludzi sportu, których podziwiał i spostrzegł, że może ich nadal podziwiać, ale może też ich… ograć, bo tak już bywa w sporcie. - Przede mną była przyszłość. Wiedziałem, że trzeba się przygotowywać do olimpiad. Cały świat tyczkarski bał się mnie. Byłem mocny psychicznie, pewny tego, co robię, dlatego często wygrywałem.
W Moskwie publiczność gwizdała, choć mógł odebrać tytuł mistrzowski Francuzom, a nie Rosjanom. Był zły i zmotywowany, żeby skoczyć wysoko. - Kiedy się udało, pomyślałem "zobaczcie i tak zwyciężyłem, i teraz możecie mnie…". Ten gest – jakbym to powiedział, nikt by go nie usłyszał, tego polskiego "wała" i cały świat ten gest widział. Nie myślałem, jaki będzie miał skutki – przyznaje po latach. Nie obyło się bez protestu Rosjan. Chcieli dyskwalifikacji i odebrania medalu.
Nie został zdyskwalifikowany, ale przyszłość pokazała, że ten gest ich naprawdę zabolał: - Zabrano mi paszport, mieszkanie w Gdyni. Zostałem takim pseudobanitą i to bolało - mówi. Miał 34 lata, sport się kończył. Rozpoczęli życie od zera. Był znany, więc było łatwiej. Został trenerem niemieckiej kadry, teraz prowadzi zajęcia sportowe w gimnazjum pod Hanowerem. W ostatnich wyborach ubiegał się o mandat posła z list PSL, parlamentarzystą jednak nie został.
"Reportaży" na antenie Trójki można słuchać od poniedziałku do czwartku o godz. 18.15.