Producent smutku z Nagasaki
2011-08-10, 19:08 | aktualizacja 2011-08-10, 19:08
Eric Faye napisał książkę krótką, oszczędną, liczącą blisko sto stron. Przemycił w niej tak wiele treści, że należy przeczytać ją kilka razy, by odkryć wszystkie jej warstwy.
Posłuchaj
W czasie II wojny światowej 9 sierpnia 1945 roku o godzinie 11:02 Amerykanie zrzucili na Nagasaki drugą bombę atomową (Fat Man), która zabiła 75 tysięcy ludzi oraz zniszczyła blisko połowę miasta.
Mimo ogromu zniszczeń miasto istnieje przecież dalej. I zdarzają się w nim intrygujące historie, jak ta, opisana w kilku lokalnych dziennikach w roku 2008...
Ktoś, kto pamięta klasykę europejskiej literatury grozy, powinien sobie w tym momencie przypomnieć opowiadanie Guy de Maupassanta "Horla" – ale współczesna anegdota ma bodaj jeszcze dziwniejszą puentę.
Właśnie z notatki w gazecie wzięła się powieść francuskiego pisarza i dziennikarza Erica Faye pt. "Nagasaki", nagrodzona Grand Prix Akademii Francuskiej. Główny bohater Shimura żyje w pustelniczej izolacji, każdego ranka udaje się do stacji meteorologicznej w mieście, gdzie skrupulatnie wykonuje powierzoną mu pracę, następnie pospiesznie wraca do pozbawionego wyrazu mieszkania, będącego jego azylem, szczelnym schronieniem przed światem. Jednak w tej pozornie uporządkowanej egzystencji wydarza się coś szokującego, co zmusza Shimurę do bacznego obserwowania własnego domu, a nawet precyzyjnego sprawdzania poziomu napojów w szklanych naczyniach i żywności w szafkach czy lodówce.
Zdaniem Jacka Marciniaka z Wydawnictwa EmKa Shimura jest bohaterem kafkowskim. Uwikłany jest w sytuację absurdalną, bez wyjścia, ostatecznie musi przegrać. Sam siebie nazywa producentem smutku. W jakiś sposób jest nam bliski, mógłby żyć pod każdą szerokością geograficzną.
- Ta książka ma wiele warstw. Warto przeczytać ją kilka razy, by je odkryć - wyjaśnia gość "Klubu Trójki". Dodaje, że mistrzostwo Erica Faye polega na tym, że nawet jeśli pisze o trudnych sprawach, to nie obciążają one czytelnika.
Książkę przetłumaczył na język polski Andrzej Bilik, który zwrócił uwagę na dość oszczędny język jakim posługuje się Eric Faye. - Pracuje w dość wyjątkowy sposób. Najpierw pisze tekst ręcznie, potem przepisuje go na komputerze, a następnie ponownie ręcznie, by na ostatnim etapie wszystko jak najbardziej uprościć, skrócić. Dzięki temu zdania są krótkie i treściwe - wyjaśnia.
- Dużym atutem książki jest to, że pozbawiona jest ozdobników. Nie ma w niej dygresji. Jest sama esencja, dzięki czemu jest w niej to, co najważniejsze – mówi mistrzyni ikebany Halina Pacwa. – Książka ta kojarzy mi się z precyzją japońską czy poetyką japońskiego haiku, w którym ilość sylab jest dokładnie określona - dodaje.
Mimo tego, że tytuł książki nawiązuje do tragicznego wydarzenia z 1945 roku autor odwołuje się do niego w tekście tylko dwa razy. Aby dowiedzieć się dlaczego, posłuchaj całej audycji.
"Klubu Trójki" można słuchać od poniedziałku do czwartku tuż po 21.00.
(mz)