Colm Tóibin w audycji Michała Nogasia o swoim pisaniu i homoseksualizmie

Gościem Michała Nogasia w audycji "Wszystkie Książki Świata" był Colm Tóibin, irlandzki pisarz i eseista. Ma na koncie 11 powieści, był trzykrotnie nominowany do Nagrody Bookera i coraz częściej słychać, że ma szansę na literacką Nagrodę Nobla. Jest też wielkim gadułą.

Colm Tóibin w audycji Michała Nogasia o swoim pisaniu i homoseksualizmie

Colm Tóibin

Foto: PAP/EPA

Colm Tóibin od dawna mieszka poza ojczyzną i dzieli życie między Wyspy Brytyjskie a Stany Zjednoczone. W ubiegłym miesiącu gościł w Polsce na Festiwalu Konrada który odbywa się pod trójkowym patronatem w Krakowie. Powodem była jego nowa powieść, "Long Island", przełożona na polski przez Jerzego Kozłowskiego, kontynuacja wcześniejszej książki Brooklyn", wydanej oryginalnie w 2009 roku.

Colm Tóibin, 12-letni irlandzki poeta bez talentu

- W wieku 12 lat poważnie myślałem, żeby zostać poetą. Bardziej chciałem być poetą, niż pisać wiersze, co moim zdaniem jest katastrofą. Nagle masz wizję siebie, w której wiesz, jak będzie wyglądała twoja pierwsza książka, układasz swoje wiersze w kolejności. Masz 13-14 lat, powinieneś grać w piłkę nożną, a tu mamy tego małego, dziwnego, homoseksualnego chłopca w irlandzkim miasteczku, który każdej nocy pisze wiersze - opowiada z humorem Michałowi Nogasiowi o swojej młodości i początkach pisania. - Kiedy poszedłem na uniwersytet, dla wszystkich było jasne, że się do tego nie nadaję. (…) Nawet wśród studentów byli tam świetni poeci, którzy później zdobyli wielką sławę, a Irlandia, podobnie jak Polska, jest pełna poetów, z których wielu jest naprawdę dobrych. A ja nie byłem, dlatego w wieku 20 lat nie miałem niczego, czym mógłbym się zająć. Pojechałem więc do Hiszpanii, gdzie nie pisałem nic, poza listami do domu. (…) Nie mogłem znaleźć tego czego szukałem, i wtedy zostałem dziennikarzem - wspomina.


- A potem, w wieku 26-27 lat wpadłem na pomysł napisania powieści. Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałem, więc kiedy ten pomysł się pojawił, od razu zacząłem pisać. A gdy już zacząłem, to chciałem ją dokończyć. Była w tym energia, którą chciałem wykorzystać i bałem się, że ją stracę, jeśli nie będę ciężko pracować nad książką. I tak jest od tamtej pory… - wskazuje.

Homoseksualizm, który nie istniał

Colm Tóibin jako dorosły nigdy nie ukrywał, że jest gejem. Jednak dorastał w latach 60., w małym miasteczku w Irlandii, kraju, gdzie sojusz tronu z ołtarzem był bardzo silny.

- W irlandzkim miasteczku nie można było o tym mówić, bo to nie istniało. Można było odczuwać pociąg seksualny do swojego najlepszego przyjaciela, ale nie było na to nazwy. Ludzie używali obraźliwych słów, takich jak "pedał", ale ja nie byłem "pedałem". To znaczy byłem, ale nie uważałem się za takowego. Spędzało się więc czas na opracowywaniu strategii, które wydawały się naturalne - mówi gość "Wszystkich Książek Świata". - Było to coś, o czym się nie mówiło, w gazetach nie pojawiało się na ten temat ani słowo. To było nielegalne, ale nikt nigdy nie został za to aresztowany. Uczyłeś się sobie z tym radzić: to było bardzo przydatne, jeżeli miałeś zostać pisarzem, ponieważ musiałeś nieustannie wyobrażać sobie własne życie i wyprzedzać siebie o krok – opowiada.

- Później jednak przyniosło to wiele cierpienia: ludzie zostawali księżmi, ponieważ nie odczuwali pociągu seksualnego do kobiet i myśleli że może to być powołanie od Boga, że to Bóg ich wzywa. Nie brali pod uwagę innego wyjścia, jakim było utrzymywanie stosunków seksualnych z mężczyznami, które mogą dać im tożsamość lub sposób na życie - dodaje z goryczą.


Piotr Radecki