"Dom pełen dynamitu" prowokuje reakcję Pentagonu: "błędne założenia"
Najnowszy film Kathryn Bigelow "Dom pełen dynamitu" bije rekordy popularności na serwisie Netflix. Jednocześnie jednak budzi kontrowersje w środowisku wojskowych, którzy nawet opublikowali oficjalne oświadczenie podważające sensowność filmu.
Rebecca Ferguson w filmie "Dom pełen dynamitu", reż. Kathryn Bigelow
Foto: mat. prasowe/Netflix
Kathryn Bigelow jest pierwszą kobietą w historii, która zdobyła Oscara za reżyserię - za dramat "Hurt Locker. W pułapce wojny" (2008). Ten film przyniósł jej również statuetkę w kategorii "najlepszy film".
O czym jest "Dom pełen dynamitu"?
"Dom pełen dynamitu", miał premierę na MFF w Wenecji i został tam bardzo dobrze przyjęty. B będzie również pokazywany w konkursie głównym podczas tegorocznego festiwalu "Camerimage". Film przedstawia, jak rząd USA mógłby zareagować na nadlatujący pocisk balistyczny z głowicą nuklearną zmierzający w kierunku Chicago. Jeśli nie zostanie zestrzelony, spowoduje śmierć 10 mln ludzi. W jednej ze scen, tej, która najbardziej zbulwersowała wojskowych, sekretarz obrony USA (gra go Jared Harris) jest zszokowany, że system obrony przeciwrakietowej, który kosztował 50 miliardów dolarów, daje zaledwie 50 procent szans na skuteczne zestrzelenie pocisku. I rzeczywiście - w filmie system nie spełnia swojego zadania stawiając amerykańską administrację i prezydenta (granego przez Idrisa Elbę) w sytuacji właściwie bez wyjścia…
Pentagon: "błędne założenia" w filmie
I właśnie ta scena sprowokowała wojskowych. 16 października urzędnicy Pentagonu w oficjalnym piśmie odnieśli się do "błędnych założeń" zawartych w filmie, który pojawił się na platformie Netflix. W dokumencie stwierdzono, że przedstawione w filmie niepowodzenie w powstrzymaniu pocisku zmierzającego w stronę kontynentalnych Stanów Zjednoczonych jest zrozumiałe jako "wciągający element dramatu mający na celu rozrywkę widzów", jednak rzeczywiste działania "opowiadają zupełnie inną historię". I zapewniają, że "system od ponad dekady osiąga 100-procentową skuteczność w testach".
- Z całym szacunkiem, nie zgadzam się - odpowiada Kathryn Bigelow, która jest także, wraz z Noahem Oppenheimem (byłym szefem NBC) scenarzystką dramatu. - Nie jestem ekspertem od obrony przeciwrakietowej, ale rozmawiałem z wieloma ekspertami, którzy potwierdzają to, co pokazaliśmy w filmie - wspiera ją Oppenheim. I dodaje, że razem z Bigelow rozmawiali z byłymi urzędnikami Białego Domu i Pentagonu, aby "uprawdopodobnić" scenariusz. - Zadaliśmy im mnóstwo pytań: "Jak to działa? Jakie są procesy? Jakie są procedury?" Myślę więc, że to, co widzicie na ekranie, dość dokładnie oddaje rzeczywistość - zapewnia.
Bigelow: żyjemy w wybuchowym świecie
- Mam wrażenie, że broń jądrowa, perspektywa jej użycia, stała się normą. Nie myślimy o tym, nie rozmawiamy. To sytuacja nie do pomyślenia: mam więc nadzieję, że uda mi się sprawić, że wreszcie sobie to uświadomimy - mówi Bigelow. - Żyjemy w bardzo wybuchowym świecie i już samo uświadomienie tego faktu, jest bardzo pozytywne. Mam nadzieję, że w końcu zaczniemy zmierzać w kierunku nierozprzestrzeniania i redukcji arsenału nuklearnego. Wiem, że to ambitne cele, ale właśnie o to chodzi - dodaje w wywiadzie dla Variety.
Piotr Radecki