Między studiem a prawnikami. Mija 50 lat od premiery "Sabotage"
Kiedy nie byli w studiu nagraniowym, siedzieli u prawników. Ta legislacyjna zawierucha przełożyła się też, zdaniem muzyków z Black Sabbath, na cięższe i bardziej agresywnie brzmienie albumu. 50 lat temu, 28 lipca 1975 roku, ukazał się szósty album formacji zatytułowany "Sabotage".
Wydany 28 lipca 1975 roku "Sabotage" to jeden z najlepszych albumów Black Sabbath
Foto: PAP/Photoshot/Claude van Heye
Można zaryzykować stwierdzenie, że ten album Ozzy Osbourne i spółka nagrywali w warunkach wojennych. W trakcie prac nad "Sabotage" muzycy z Birmingham toczyli batalię prawną z menadżerem i wytwórnią. Ci, zdaniem zespołu, mieli ich okradać. Kiedy więc artyści nie siedzieli w studiu, wraz z prawnikami próbowali znaleźć sposób na rozwiązanie kontraktów. Do tego Ozzy Osbourne w autobiografii wspominał, że pozwy w tym czasie dostawali bezpośrednio do studia nagraniowego.
Spór i emocje, jakie towarzyszyły muzykom, przeniesiono też na album. W swojej biografii Tony Iommi pisał, że to z tego powodu "Sabotage" ma bardziej agresywne brzmienie. Sam tytuł z resztą odnosi się do konfliktu. - Muzycy czuli się osaczeni, niemal sabotowani przez całą sytuację, stąd właśnie nazwa albumu – opowiadał o okolicznościach nagrania albumu Michał Grabkowski w 2021 roku, w audycji "Dogrywka".
Sabotaż, agresja i szaleństwa
Prace nad "Sabotage" trwały od lutego do marca 1975 roku. Nagrania zrealizowano w londyńskim studiu Morgan, a produkcji materiału podjęli się Tony Iommi oraz Mike Butcher. Pierwszy z nich, wspólnie z Billem Wardem, przy tej okazji próbowali też pracować nad nowym brzmieniem swoich instrumentów. To z kolei miało denerwować Ozzy'ego, co przyznał w swojej autobiografii.
Wydawnictwo promował jeden singiel - "Am I Going Insane? (Radio)". To jeden ze spokojniejszych pod względem brzmieniowych utworów na krążku. W zawartych na nim ośmiu piosenkach wyczuwalna jest frustracja, wręcz gniew. To też wyjątkowo dynamiczny album. Najlepszym przykładem wspomnianego gniewu jest natomiast "Symptom of the Universe", gdzie charakterystyczny sam w sobie wokal Osbourne'a zdaje się być przepełniony szaleństwem. Warto tu dodać, że utwór jest też przez niektórych uważany za jeden z pierwszych przykładów thrash metalu.
Koniec "wielkiej szóstki" i pożegnanie Księcia Ciemności
Płyta została bardzo dobrze przyjęta po premierze. Magazyn "Rolling Stone" stwierdził nawet, że "Sabotage" to najlepszy album Black Sabbath od wydania "Paranoid", a może nawet przebija drugi album Brytyjczyków. Był to też ostatni album nagrany z Ozzym Osbournem przed jego odejściem, który zebrał wysokie noty od krytyków. Kończył więc cykl sześciu pierwszych płyt Black Sabbath zbierających w większości dobre recenzje.
Wspomniane rozstanie Osbourne'a z Sabbath miało miejsce cztery lata później, w 1979 roku. Wokalista rozpoczął wtedy solową karierę; pod swoim nazwiskiem wydał trzynaście albumów i stał się Księciem Ciemności, którego pokochali fani gitarowego brzmienia.
Ozzy Osbourne zmarł 22 lipca. - Wypowiedziami, postawą i tym, co robił, a czego nie, w jaki sposób pewne rzeczy komunikował, jest taką legendą buntu. Tego, co wyobrażam sobie jako taki nonkonformizm w muzyce, sztuce i zachowaniu. Nie znam takich osób, albo takiej subkultury heavymetalowej czy rockowej, na którą postać Ozzy'ego nie miałaby wpływu - mówił w specjalnym wydaniu audycji "Ciężko na Sercu" Robert Gajewski z zespołu Carnal.
Kamil Kucharski