Bezgraniczna miłość mimo zmęczenia
2011-04-18, 15:04 | aktualizacja 2011-04-18, 15:04
Ja powiem tylko jedno, nigdy nie czułam się bardziej zestresowana, jak podczas pierwszej kąpieli maluszka... Miało być tak prosto...
Zgodnie z zaleceniami historycznymi - czyli w wersji mojej mamy, powinna to być kąpiel spokojna. Przynajmniej jeśli chodzi o mamę kąpanego dziecka... Pamiętam, jak opowiadała mi, że przy mojej pierwszej kąpieli byla tak zestresowana, że w końcu tato poszedł poprosić o pomoc sąsiadkę, która miała roczne dziecko i była nieco bardziej au courant w temacie.
Jeśli chodzi o zalecenia klimatyczne kąpiel powinna być letnia. To ten magiczny gest z łokciem i sprawdzaniem temperatury. Przecież nie zamierzamy ani ugotować maleństwa (jakieś analogie z nowelą Antek przychodzą mi tu do głowy), ani zrobić z niego mikro-morsa... Więc wkładam ten łokieć i wykładam i nie wiem, czy to już, czy jeszcze nie... A co, jak mój łokieć czuje co innego, niż moje dziecko?
Technicznie - tak, to jest najtrudniejsze... Bo chodzi o to, by tego - tak nieziemsko delikatnego ciałka nie: upuścić, podtopić, nie zanurzyć główki, nie zalać wodą pępuszka, nie... Aaaaaaaa... Ta lista na "nie" przeraziła mnie najbardziej. Idealnie byłoby to wszystko zapamiętać i wprowadzić w praktyce. My uczyliśmy się tej listy we dwoje :) a i tak bez błędów (na szczęście delikatnych) się nie obyło.
Praktycznie - opanowanie tych wszystkich zaleceń na raz. Opanowanie trzęsących się rąk, które tylko przeszkadzają przy trzymaniu się trzęsącego się noworodka... To wszystko zakrawa - przynajmniej przy pierwszej próbie - na cud. Przyjemne jest natomiast to, że praktyka czyni mistrza i kąpiele powoli zbliżają się do ideału. Najbardziej irytujące jest to, że ćwiczenia w szkole rodzenia, z lalką-bobasem nie dają absolutnie nic. Chociażby dlatego, że wersja z lalką jest taka całkowicie bezstresowa!
W ogóle te wszystkie informacje dotyczące obsługi dziecka to ściema!!!
Muzycznie - my małemu puszczamy jazz. Żadna tam relaksacyjna muzyka dla bobasów. Średnio działała... Za to takie improwizacyjne jazzowe plumkania - po prostu doskonałość. Krzyk wywołany zaskoczeniem kontaktu z wodą milknie i małe uszka pochłaniają jazzowy relaksacyjny dźwięk. Nie, drogie jury, nie jesteśmy snobami. To u nas po prostu działa!!! Zresztą - nie tylko przy kąplieli.
I - optymistycznie - teraz czas na sen! Ale żebyż to małe chciało spać... Łaaaaaaaaaaaaaaaa!!! I znowu, i tak dalej, i od nowa...
I mimo zmęczenia ta bezgraniczna miłość...
Ewa Leśniewska