Marzenia się spełniają
2011-04-18, 15:04 | aktualizacja 2011-04-18, 15:04
Już będąc małą dziewczynką wiedziałam, że będę miała męża i gromadkę dzieci. Gdy dorosłam, nie zmieniłam zdania - nadal chciałam być dla kogoś najważniejszą osobą, chciałam mieć u boku wspaniałego mężczyznę i małe łobuziaki, które będą moimi "oczkami w głowie.
I tak się stało... Zostałam żoną cudownego mężczyzny, który podobnie jak ja, nie wyobrażał sobie życia bez dzieci. Gdy zaszłam w ciążę, obydwoje płakaliśmy ze szczęścia.
No i teraz wiem, że macierzyństwo to dla mnie najważniejsze wydarzenie w życiu. To
dla mnie połączenie wielu sytuacji, które razem tworzą niesamowicie wzruszającą całość. To chwile, które są ulotne, ale pozostają w pamięci na zawsze.
Jestem mamą 2-letniego Kubusia, więc macierzyństwo to na razie dla mnie same nowe rzeczy, których muszę się nauczyć.
Jednak przede wszystkim jest ono dla mnie cudownymi dniami i nocami, spędzanymi razem z synkiem, ponieważ jestem na urlopie wychowawczym. Nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej, że ominęłyby mnie najważniejsze momenty w "dorastaniu" mojego synka.
Macierzyństwo w moim przypadku to niesamowita radość i wzruszenie, gdy synek zaczął się uśmiechać, gaworzyć, raczkować i w końcu chodzić. To łzy szczęścia, gdy z ust mojego brzdąca wypsnęło się "mamam", które potem zamieniło się w "mama".
To uśmiech na mojej twarzy, gdy Kubuś mnie rozśmiesza, robiąc głupie miny i popisując się. To niesamowite szczęście, gdy widzę skupienie, powagę, a potem radość na
twarzy synka i męża, gdy wspólnie rozpracowują nową zabawkę.
To duma, gdy patrzę, jak mój Kubuś się rozwija. I nie chcę być postrzegana jak mamuśka, która zachwyca się tylko własnym dzieckiem, ale naprawdę Kuba rozwija
się bardzo szybko, szybko uczy się nowych rzeczy, czasami mam wrażenie, że jest dużo starszy.
Wydaje mi się, że dużo jest w tym mojej zasługi, bo staram się tak organizować mu czas, aby jednocześnie bawił się i uczył nowych rzeczy. Robiąc różne rzeczy, opowiadam mu po kolei, co się dzieje w danym momencie, a on mnie słucha z taką powagą, że czasem mam ochotę wybuchnąć śmiechem.
No a poza tym jestem zwariowaną mamą i moje pomysły na zabawę czasem doprowadzają niektórych do zdziwienia i są oni "bliscy zawału", bo wydaje im się, że mama to chucha, dmucha i w ogóle ciągle zamartwia się o dziecko. A ja wychodzę z
założenia, że "co nas nie zabije, to nas wzmocni" oczywiście w granicach rozsądku i że dzieciństwo to czas radosnej zabawy.
Na dorosłe i poważne zachowania Kubuś ma jeszcze czas :) Gdy widzę, jak mój synek
powtarza to, co ja mu wcześniej pokazywałam, albo gdy pomaga mi po swojemu w
domowych zajęciach, wiem, że moje metody mają sens i są skuteczne.
Ale bycie mamą to także smutek i płacz, gdy maluch choruje i cierpi. To bezsilność, gdy krzyczy 'boli", a ja nie wiem, jak mu pomóc. To chwile zamartwiania się, czy dziecko dobrze się rozwija. I właśnie takie chwile uważam za najtrudniejsze w byciu matką.
Wiele razy wydawało mi się, że już nie dam rady, że mam dość, bo sobie nie radzę, bo
coś wychodzi nie tak, jak sobie zaplanowałam. Często też zastanawiałam się, czy nie przesadzam, pozwalając synowi na samodzielność przy jedzeniu, zabawach, czy poznawaniu nowych rzeczy. Zwłaszcza takie chwile zdarzały się wtedy, gdy spotykaliśmy się z babcią, ciotkami, wujkami, którzy najchętniej nosiliby dziecko cały czas na rękach, bo przecież "chodząc - można się przewrócić, siedząc - spaść, jedząc rękami - pobrudzić, itp.".
Ale nigdy się nie poddawałam i nie zmieniałam swoich metod, ponieważ z natury jestem osobą upartą. I myślę, że wyszło nam to na dobre, bo świetnie się dogadujemy i jesteśmy szczęśliwi, gdy przebywamy w swoim towarzystwie.
Ciemna strona macierzyństwa w moim przypadku to również kontakty ze znajomymi. Cały czas jestem na urlopie wychowawczym, więc śmiało mogę powiedzieć, że mam sporo wolnego czasu.
Do czasu ślubu miałam mnóstwo znajomych i grupkę przyjaciół. Tak się złożyło, że tworzyliśmy paczkę, gdzie dziewczyny były moimi przyjaciółkami, a faceci - najlepszymi kolegami mojego narzeczonego. Jednak po ślubie, gdy owe przyjaciółki dowiedziały się o ciąży, nasze kontakty zaczęły stawać się coraz bardziej sporadyczne, aż praktycznie spotykaliśmy się tylko całą paczką i to bardzo rzadko.
Po porodzie tylko jedna z nich odwiedziła mnie w szpitalu, a potem w domu. Pozostałe z nich poznały mojego synka, gdy miał roczek. Tłumaczyły się, że nie mają czasu, że ciągle im coś wypada, a ja przyjmowałam te tłumaczenia ze smutkiem, zwłaszcza, gdy na Naszej Klasie lub Facebooku widziałam zdjęcia z kolejnych imprez, wyjazdów czy też chociażby zwykłych spotkań w kawiarni lub domu.
Myślę, że stwierdziły one, że ze mną można rozmawiać tylko o kaszkach, kupkach i kolejnych ząbkach dziecka. A ja potrzebowałam zwykłej rozmowy, spotkania przepełnionego plotkami i śmiechem, tak jak to było kiedyś.
Teraz jestem w drugiej ciąży i sytuacja się powtarza. Niedawno moja koleżanka obchodziła urodziny, złożyłam jej życzenia, a od niej usłyszałam, że chętnie zaprosiłaby mnie na imprezę (domową), ale ja na pewno nie mam czasu, siły i ochoty. I znów zrobiło mi się strasznie przykro...
Dobrze chociaż, że koledzy mojego męża nie zapomnieli o nim, nie traktują go jak kogoś gorszego, nudniejszego i ich kontakty były regularne. Mogę nawet powiedzieć, że zmuszałam mojego męża do tych spotkań, bo nie chciałam, żeby i on poczuł się kiedyś taki samotny jak ja.
Wiem, że nie jestem jedyną mamą, która doświadczyła takiej sytuacji. Nie wiem czemu tak się dzieje, że w ciąży bądź po porodzie przestajemy być dla naszych znajomych atrakcyjnymi towarzysko. Przecież też jesteśmy ludźmi, często jeszcze młodymi, którzy również potrzebują odskoczni od codziennych zmagań z macierzyństwem.Mam nadzieję, że w końcu wszyscy to zrozumieją.
Jednak jestem optymistką i pozytywne aspekty macierzyństwa przeważają w moim życiu. Już za 4 tygodnie urodzi się drugi synek i wprost nie mogę doczekać się chwili, gdy te wszystkie pozytywne wrażenia, które opisywałam wcześniej, pomnożę przez dwa :)
Uważam, że w moim przypadku macierzyństwo to to, co mnie fascynuje i pozwala dorosnąć. Bycie mamą nauczyło mnie bowiem też cierpliwości, odpowiedzialności i zorganizowania. Jestem w stanie zająć się dzieckiem, zadbać o siebie i dom, więc chyba jakoś radzę sobie w życiu.
Zrobiłam prawo jazdy, napisałam pracę magisterską z Kubą na kolanach, obroniłam się i jestem magistrem, zapisałam się na kurs. To wszystko po to, żeby rozwijać także swoje umiejętności i w przyszłości liczyć się na rynku pracy. Chociaż coraz częściej myślę o założeniu własnego biznesu, najchętniej związanego z zabawą i opieką nad dziećmi oraz rozrywką dla rodziców :)
Kto wie, może kiedyś te moje marzenia się spełnią. W końcu marzenia o szczęśliwej
rodzinie już się spełniły :) Czy jestem mamą idealną? Nie, chyba nie, gdyż wiele sytuacji jest dla mnie nowych i uczę się na błędach. Ale staram się i to jest najważniejsze.
Krok po kroku poznaję swojego synka, zaczynam rozumieć co ma na myśli, próbując mówić. Poświęcam mu każdą wolną chwilę, ale nie zapominam też o sobie.
Bo mama szczęśliwa, wypoczęta i zadbana to także szczęśliwe dziecko.
Katarzyna Moskała-Czernek