Jedną nogą tu, drugą tam, czyli rzecz o repatriantkach

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
  • Mail
Jedną nogą tu, drugą tam, czyli rzecz o repatriantkach
Granica polsko-ukraińskaFoto: fot. Wikipedia, Ondřej Žváček, lic.CC

Julia, Marianna i Jola nie pochodzą z Polski, ale tu właśnie chcą żyć. Trzy młode kobiety, w trójkowym reportażu, opowiadają o swoich trudnych początkach w Ojczyźnie.

Posłuchaj

Jedną nogą tu, drugą tam, czyli rzecz o repatriantkach
+
Dodaj do playlisty
+

Choć Jola urodziła się na Ukrainie, polskość była dla niej najważniejsza. We Lwowie kończyła polską szkołę, do Polski jeździła na obozy harcerskie i kolonie. – Ponieważ byliśmy mali, to dla nas nie miało znaczenia, czy jesteśmy polskiego czy ukraińskiego pochodzenia. Im byliśmy starsi, tym bardziej było widać zmianę nastawienia, na którą wpływała sytuacja polityczna – opowiada. W tramwajach, sklepach dawało się zauważyć niechęć, gdy mówiła po polsku.

Gdy przyszedł czas wyboru studiów, zdecydowała się na wyjazd do Polski. – Początek był trudny, nikogo nie znałam, a część osób dawało mi do zrozumienia, że ludzie ze Wschodu nie są mile widziani – wspomina. Potem, gdy jej akcent naturalnie zanikł, sytuacja stała się łatwiejsza.

Pod koniec studiów psychologicznych otrzymała obywatelstwo polskie, ale gdy zaczęła szukać pracy, znów była „inną”. – Jak tylko pracodawcy dowiadywali się, że jestem cudzoziemcem, reakcja była negatywna. Chyba nie wiedzieli, jak zatrudnić cudzoziemca – mówi. Dziś czuje się spełniona i ma nadzieję, że będzie osiągała kolejne cele.

 

Mariannie w dzieciństwie zamiast bajek, babcia opowiadała historie ze swojego życia. Dziadek i babcia byli Polakami, więc w domu mówiło się po polsku, a dzieci chodziły do polskiej szkoły. – Potem istniał problem ze studiami, bo wyższe uczelnie Związku Radzieckiego nie chciały przyjmować osób, które miały ukończone polskie szkoły - opowiada.

W tym samym roku, gdy Marianna podjęła studia w Warszawie, jej mama dostała posadę nauczycielki angielskiego w Lubelskiem. Tata i babcia także się przenieśli.

– Lwów na zawsze pozostanie moim miastem, ale już w tej chwili nie wyobrażam sobie, żebym mogła tam mieszkać na stałe – mówi i  jednocześnie marzy, by córeczce pokazać polską szkołę we Lwowie, do której chodziła.

U Julii w domu mówiło się po rosyjsku, jak we wszystkich rodzinach w Kazachstanie. Mama jest Polką z Kamienia Podolskiego i to jej marzeniem był powrót do Polski.

Przyjechały obie z Julią, gdy  ta miała 14 lat, na sam początek roku szkolnego w pierwszej klasie licealnej. – To była tragedia, miałam szkołę,  przyjaciół, i nagle musiałam to wszystko porzucić, przyjechać do kraju, z którym nic mnie nie wiązało – wspomina trudne początki.

W Polsce najtrudniej było przyzwyczaić się do innego traktowania. – Kazachstan jest wielonarodowym społeczeństwem, natomiast jak przyjechałam do Polski, zobaczyłam zupełnie odmienny stosunek do innej narodowości, innego koloru skóry itd. – wspomina.

Julia bardzo tęskni, często odwiedza Kazachstan, rozmawionymi tam przyjaciółmi i rodziną. – Myślę, że jestem jedną nogą tam, drugą tutaj – kończy.

 

Z jakimi problemami borykają się repatrianci chcący podjąć w Polsce legalną pracę? Aby wysłuchać całego reportażu Grażyny Wielowieyskiej wystarczy kliknąć ikonę dźwięku w boksie "Posłuchaj" w ramce powyżej.

Reportaży można słuchać na antenie Trójki od poniedziałku do czwartku o 18.15. Zapraszamy

Naszych reportaży mogą Państwo również słuchać na stronie internetowej Studia Reportażu i Dokumentu.

Zapraszamy też na naszą stronę na Facebooku!

 

(asz)

Polecane